separateurCreated with Sketch.

Co w Kościele? „Wszystko dobrze”… Życie w iluzji jest przyjemne, ale nie jest ewangeliczne

KOŚCIÓŁ RUINA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W Kościele wszystko dobrze? Otóż, moi drodzy, prawda jest taka, że dobrze nie jest. W debacie o Kościele toczy się pewna gra pozorów.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Świat codziennych relacji wypełniony jest grzecznościowymi zwrotami bez pokrycia. Na pytanie o stan samopoczucia odruchowo odpowiadamy, że „wszystko dobrze”, nawet jeśli dobrze nie jest. A kiedy już zupełnie nie wiemy, jak pociągnąć rozmowę, to zaczynamy spoglądać w okno i oceniać, czy pogoda dziś dobra, czy zła, czy będzie cieplej, a może i tak dobrze, że wiatr nie wieje. Bo przecież „najgorszy jest wiatr”.

Tak można w nieskończoność. Nie ma w tym pewnie nic złego, dopóki tematem naszych błahych konwersacji nie stają się tematy poważne. Wydaje mi się, że szczególnie w rozmowie o Kościele nauczyliśmy się odpowiadać w wyuczony sposób i właściwie na każdy problem odpowiadamy: „Wszystko dobrze”. Otóż, moi drodzy, prawda jest taka, że dobrze nie jest.

Debata o Kościele

W debacie o Kościele toczy się pewna gra pozorów. Wynika ona z przekonania, że o Kościele można mówić wyłącznie dobrze, albo po prostu milczeć. To myślenie podszyte jest swego rodzaju strachem, który streścić można  krótkim przysłowiem z moich rodzinnych stron: „Kto na księdza szemrze, ten bez księdza zemrze”.

Co więcej, ten mechanizm obronny w dyskusji o Kościele często zamienia rolami sprawy pierwszorzędne ze sprawami drugorzędnymi. Zatrzymujemy się na zewnętrznych formach, statystykach, reklamie i nie zaglądamy w głąb, do konkretnego miejsca i sytuacji. Pomijamy los pojedynczego człowieka, bo ważniejsza jest wspólnota.

Przypomina to trochę sytuację z Ewangelii, gdzie arcykapłan doszedł do wniosku, „że lepiej jest, gdy zginie jeden człowiek, niżby miał zginąć cały naród”. W takim przypadku dyskusja sprawia wrażenie merytorycznej i obiektywnej, ale ostatecznie niczego nie rozwiązuje i kończy się sformułowaniem: „No tak po prostu jest i co zrobisz, jak nic nie zrobisz”.

Pasja z jaką piętnuje się błędy w sprawach drugorzędnych jest wprost zadziwiająca. Przypomina ona sytuację z pewnego miasteczka, gdzie ścigano dziewczynkę za sprzedaż lemoniady na ulicy, a pozwolono uciec bandytom, którzy obrabowali bank. „Bo przecież mieli lepszy samochód, a tak w ogóle to, co to za bank”.

Życie w iluzji

Niewielu chce rozmawiać na poważnie, bo to rzeczywiście często jest przykre i wymagające. Lepiej pogadać o pozorach, o dobrych rzeczach, żeby nie było smutno. Po co się martwić problemami? Lepiej zachłysnąć się pozornymi sukcesami. Po co łykać tabletki, skoro można jeść cukierki?

Ta niedojrzałość w debacie niestety nie służy Kościołowi. Jest źródłem frustracji dla wiernych i pogłębia kryzys, za który wini się świat, masonerię, wrogów Kościoła i wszelkiego rodzaju teorie spiskowe.

W moim przekonaniu Kościół jest słabszy niż sam o sobie myśli, ale jest mocniejszy niż chcieliby tego jego wrogowie.

Życie w iluzji jest przyjemniejsze, ale nie jest ewangeliczne. Prawda ma nas wyzwalać. W przeciwnym razie to człowiek zaczyna „tworzyć” prawdę, która wydaje mu się najwygodniejsza i jedynie słuszna.

Tak oto, po raz kolejny, Kościół stanął przed wyzwaniem rzuconym przez Piłata Jezusowi: „Cóż to jest prawda?”. Miejmy nadzieję, że nadejdzie czas opamiętania (nawrócenia), który postawi nas w prawdzie, a Duch, który przyjdzie „pouczy nas o grzechu, sprawiedliwości i sądzie”.