Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
13 lutego 2005 r., po trzech godzinach modlitwy i cichego pożegnania ze światem, w klasztorze sióstr karmelitanek przy Rua Santa Teresa 16 w Coimbrze siostra Łucja dos Santos wypowiedziała ostatnie słowa: „Serce Jezusa, Niepokalane Serce Maryi. Z Franciszkiem i Hiacyntą idziemy, idziemy, idziemy...”.
Odeszła o 17.25 – dokładnie w tej samej godzinie, w której osiemdziesiąt osiem lat wcześniej, na dębie w Fatimie, po raz pierwszy zobaczyła Matkę Bożą. Kto wie, czy w tej właśnie chwili Maryja nie objawiła się jej znowu? I tym razem na zawsze?
Zadania Łucji dos Santos
Życie Łucji, najstarszej widzącej Maryję w Fatimie, było długie i niełatwe. Zobaczyć Maryję to jedno, ale wypełnić zobowiązania, które nałożyła na dziesięcioletnią dziewczynkę – to już inna rzecz.
A przesłanie Maryi było jasne: konieczne i pilne jest ratowanie grzeszników przed piekłem, największą tragedią człowieka. Sposobem, który Bóg wybrał jest nabożeństwo do Niepokalanego Serca Jego Matki. Zawierzenie każdego kraju, w tym Rosji, Jej Sercu, ustanowienie nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca, przekazanie treści tajemnic fatimskich papieżowi, a potem zachowanie ostatniej z nich, trzeciej, aż do 1960 r.
Wszystkie te zadania spoczęły na Łucji – drobnej analfabetce z Aljustrel.
„W tym Sercu Ojciec zamknął swojego Syna, jak gdyby było ono pierwszym tabernakulum. Maryja była pierwsza kustodią, która Go strzegła” – pisała po latach, wyjaśniając kwestię „dlaczego Serce Maryi” i dodawała: „Wszyscy wiemy, co przedstawia w rodzinie serce matki – ono jest miłością!”.
Na zawsze z Maryją
„Hiacyntę i Franciszka wkrótce zabiorę do siebie, ty jednak zostaniesz tu przez jakiś czas. Pan Jezus chce posłużyć się tobą, bym była na ziemi bardziej znana i miłowana. Chce wprowadzić na świecie cześć mego Niepokalanego Serca” – usłyszała od Maryi w Fatimie.
„Więc zostanę tu sama?” – spytała. „Nie, córko. Ja cię nigdy nie opuszczę. Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do nieba” – powiedziała z czułością Maryja.
I rzeczywiście, wkrótce po zakończeniu objawień Franciszek i Hiacynta zachorowali na zbierającą wtedy żniwo w Europie grypę hiszpankę. U Franciszka doszło do powikłań i zapalenia płuc, zmarł 4 kwietnia 1919 r. w rodzinnym domu w Aljustrel. U Hiacynty rozwinęło się ropne zapalenie opłucnej. Mimo operacji usunięcia żeber, zmarła w lizbońskim szpitalu 20 lutego 1920 r.
Do dramatu śmierci najdroższych kuzynów w życiu Łucji dołączył jeszcze jeden: 31 lipca 1919 r., po zaledwie 24-godzinnej chorobie, zmarł jej tata. Cała rodzina – po dwóch pogrzebach dzieci – przeżyła szok.
Kolejne spotkania z Maryją
Trzy lata po objawieniach z trojga fatimskich pastuszków została tylko Łucja. W chwili śmierci kuzynki Hiacynty miała trzynaście lat. Zapowiedź Maryi o pozostaniu „przez jakiś czas” była dla niej krzyżem i tajemnicą.
„Jakiś czas” trwał aż do 2005 r., a więc osiemdziesiąt osiem lat. Był to czas modlitwy, pokuty, wdzięczności, tęsknoty, ale też kolejnych spotkań z Maryją, która odwiedzała Łucję w miejscach jej pobytu.
Maryja objawiła się Łucji w 1921, 1925, 1926, i 1929 r. Sumując ich spotkania z tymi z Fatimy – sześć objawień – Łucja dostąpiła łaski widzenia Jej aż dziesięć razy. Ale nieoficjalnych spotkań było więcej. Siostra Łucja nie zanotowała wszystkich wizyt Mamy z nieba. Niektóre z nich pozostały tajemnicą Maryi i Łucji.
Wyjazd z Fatimy
17 czerwca 1921 r. Łucja opuszcza Fatimę i wyjeżdża do szkoły prowadzonej przez siostry doroteuszki w Porto. Konieczność rozstania z bliskimi i miejscem objawień ‚Pani bardziej lśniącej od słońca” przeraża ją. Co ważne – już wtedy odkrywa w sercu zaproszenie do tego, by wstąpić do karmelu.
Od 13 października, gdy w czasie cudu słońca ujrzała Maryję jako Matkę Bożą z Góry Karmel, nasłuchiwała pragnienia, które co rusz powracało, aby przestąpić próg karmelu i tam, w odwiecznej ciszy, trwać przy Sercu Boga. Ale nie ma odwagi.
Czternastoletnia, nękana przez tłumy ciekawskich analfabetka, półsierota, nie wie, co powinna zrobić, jest zdezorientowana.
Od miejscowego biskupa otrzymuje radę, by wyjechać do miejsca, w którym trudno będzie ją odnaleźć – zarówno szukającym sensacji, jak i dziennikarzom.
Pamięta, że Maryja zleciła jej misję głoszenia orędzia fatimskiego, a w tym celu musi nauczyć się czytać i pisać. Sytuacja jednak ją przerasta. Nie wie jaką drogę wybrać, Maryja jej tego przecież nie powiedziała!
W drodze do karmelu
Tonie w ciemności, żali się Matce Bożej, przeżywa prawdziwy kryzys. Żegnając się z Fatimą odwiedza ukochane miejsca i nagle, w ciemności serca, w Cova da Iria, 15 czerwca 1921 r. zjawia się Maryja, kładzie dłoń na jej ramieniu i mówi: „Przychodzę po raz siódmy. Podążaj drogą, którą wskazuje ci biskup, gdyż taka jest wola Boga”.
To jest przełom! Łucja, która nie otrzymała dotąd żadnej formacji duchowej, nie wie, czym są kryzysy wiary, zasady rozeznawania w podejmowaniu decyzji, odkrywa, z pomocą Maryi, że kluczem jest pełnienie woli Bożej, a drogą bezpieczną – posłuszeństwo.
Na upragnioną chwilę wejścia w gęstą ciszę karmelu będzie musiała poczekać dwadzieścia siedem lat. Ale nie będzie sama. Królowa Karmelu będzie czekać razem z nią, ucząc ją odnawiać swoje „tak”.
27 lat później
„Skoro Pan Jezus tak dawno temu zostawił mnie w opuszczeniu, postanowiłam żyć jedynie pragnieniem kochania Go, cierpienia dla Jego miłości i zamiast pogrążać się coraz bardziej we własnej biedzie i nicości, znaleźć porę, kiedy nie będzie nikogo w kaplicy, upaść pokornie do jego stóp, prosić o przebaczenie mych zaniedbań, obiecać poprawę, następnie zapukać do drzwiczek tabernakulum, prosząc, by dał mi światło, bym mogła rozeznać, co robić” – pisała po latach, odsłaniając wypracowaną przez siebie metodę odczytywania woli Bożej.
25 marca 1948 r., za specjalnym pozwoleniem papieża Piusa XII, Łucja odeszła ze zgromadzenia św. Doroty i wstąpiła do zakonu Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel w Coimbrze. W zakonie przyjęła imię siostry Marii Łucji od Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi. „Bóg nie prosi o dużo lub mało. Bóg prosi o wszystko” – twierdziła.
57 lat w karmelu
Za kratami karmelu w Coimbrze spędziła pięćdziesiąt siedem lat. Siostry, które były świadkami jej życia twierdziły, że pouczające było patrzeć, jak siostra Łucja wypełnia swoje codzienne obowiązki. Jej prostota, naturalność, pracowitość zadziwiały i urzekały, a kruche ciało dźwigało intensywne życie wewnętrzne.
Trwała z wzniesionymi rękami, jak Mojżesz. Wstawiała się za światem i tuliła go w nieustającej modlitwie. Najbardziej lubiła przebywać w swojej celi, gdzie nieustannie składała ofiary za Kościół i nawrócenie grzeszników.
Siostry były świadome, że w tej celi odbywają się też odwiedziny z nieba, a siostra Łucja dba, by było to prawdziwe sanktuarium. Czasem prosiły siostrę Łucję, by je zawołała, gdy Matka Boża znów przyjdzie. Wtedy uśmiechała się radośnie i mówiła:
– Oczywiście! Ja będę wołać, a wtedy Ona sobie pójdzie!
Ale czasem mówiła też nagle, zapatrzona i szczęśliwa:
– Otwórzcie oczy!