Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kto z kapłanów nie chciałby mieć pewności, że Pan Jezus jest z ich posługi zadowolony? A jednak ks. Michał nie czuł się godnym słów Jezusa, które usłyszał od siostry Faustyny.
„Jest to kapłan według Serca Mojego, miłe Mi są wysiłki jego. Przez niego rozsiewam pociechy dla dusz cierpiących, udręczonych; przez niego upodobało mi się rozgłosić cześć do miłosierdzia mojego. Myśl jego jest ściśle złączona z myślą Moją, a więc bądź spokojna o dzieło Moje, nie dam mu się pomylić. Powiedz mu, niech się nie lęka niczego, wzrok mój jest zwrócony dzień i noc na niego. Tyle koron będzie w koronie jego, ile dusz się zbawi przez dzieło to” – zanotowała s. Faustyna w Dzienniczku.
Ks. Sopćko: wybrany do misji Bożego miłosierdzia
Poznali się w 1933 r., gdy zakonnica została przeniesiona na placówkę do Wilna. Od razu powiedziała mu, że zna go od dawna, i że ma być jej kierownikiem duchowym oraz ogłosić światu orędzie o miłosierdziu Bożym.
„Nie przywiązywałem do tego powiedzenia żadnego znaczenia i nie traktowałem go poważnie” – pisze ks. Sopoćko w swoim dzienniku. Niedługo potem Faustyna oświadczyła, że ma za zadanie namalować obraz Jezusa Miłosiernego, a nie ma pojęcia o malowaniu.
Ks. Sopoćko posłał ją do artysty, Kazimirowskiego i zalecił działać w dyskrecji. Kiedy obraz powstał, umieszczono go w miejscu ukrytym „jako o nowej niezatwierdzonej przez Kościół treści” – pisze ks. Sopoćko.
Wierzyć siostrze Faustynie czy nie?
Jednak kolejne prośby Pana Jezusa odnośnie do obrazu i ustanowienia niedzieli Miłosierdzia Bożego przychodzą w krótkim czasie i kapłan musi podjąć decyzję – wierzyć swojej penitentce, czy też nie?
„Gdy nieszczęścia zaczęły sypać się na mnie jak z rogu obfitości, przypomniałem sobie jej przepowiednie” – wyznaje w dzienniku. I zaczyna działać. W 1935 r. wystawia obraz w Ostrej Bramie. W 1937 r. chce oficjalnie zawiesić go w kościele i w tym celu prosi abp. Jałbrzykowskiego o pozwolenie. Sprawa nabiera rozmachu.
Powstaje komisja, która bada treść i przesłanie obrazu, a ks. Sopoćko pisze artykuły o miłosierdziu Bożym i wydaje pierwszą broszurkę o konieczności ustanowienia święta Miłosierdzia Bożego, którą rozsyła do wszystkich biskupów.
Liczy na reakcję, ale sprawa nie ma żadnego odzewu. „Nikt z duchownych tą sprawą się nie zainteresował” – notuje. W tym samym 1937 r. odwiedza s. Faustynę w Krakowie i czyta zapiski w jej Dzienniczku. Znajduje tam Koronkę i nowennę „rzekomo podaną przez Pana”. „Obie modlitwy podobały mi się bardzo” – pisze.
Podstawy teologiczne kultu Bożego miłosierdzia
Ks. Michał Sopoćko otrzymał zadanie, które przerosłoby wielu. Po pierwsze on, wykształcony kapłan, musiał uwierzyć, że Jezus mówi, wyznaczając zadania również bezpośrednio jemu, przez skromną, niewykształconą zakonnicę.
Po drugie musiał uznać, że Chrystus ma upodobanie w objawieniach prywatnych, mimo że nie mamy obowiązku w nie uwierzyć. Po trzecie treść zadań i orędzie, które Jezus przekazywał przez s. Faustynę, miały zakres i rozmach godny wytrawnych teologów, a więc wymagały i od niego studiów i dodatkowych lektur.
Po czwarte – kiedy w pokorze uznał, że nie ma podstaw nie wierzyć siostrze, przyjął, że „ufność w miłosierdzie Boże, szerzenie kultu tego miłosierdzia wśród innych i bezgraniczne poświęcenie mu wszystkich swoich myśli, słów i uczynków, bez cienia szukania siebie będzie naczelną zasadą mojego dalszego życia” – zapisał w dzienniku.
To dzięki s. Faustynie stał się czcicielem miłosierdzia Bożego i stworzył podstawy teologiczne tego kultu. Był też założycielem zgromadzenia zakonnego Sióstr Jezusa Miłosiernego w 1941 r.
Dlaczego właśnie on?
„Widząc poświęcenie i trud ks. dr. Sopoćki w tej sprawie, podziwiałam w nim cierpliwość i pokorę; wiele to wszystko kosztowało, nie tylko trudów i różnych przykrości, ale i wiele pieniędzy, a jednak na wszystko łożył ks. dr Sopoćko. Widzę, że Opatrzność Boża go przygotowała do spełnienia tego dzieła miłosierdzia wpierw, nim ja Boga o to prosiłam” – zapisała s. Faustyna w Dzienniczku.
Wymagania, które przez całe życie stawiał sobie jako kapłan, mogłyby posłużyć jako podręcznik formacyjny. „Co w ustach świeckiego jest żartem, to w ustach duchownego może być bluźnierstwem” – pisał. W 1938 r. notował: „Znajomość Boga u mnie jako kapłana musi być gruntowniejsza przez naukę teologiczną, medytację, czytanie duchowe, modlitwę, sakramenty święte. Droga do doskonałości – pełnienie woli Bożej – spokój sumienia, które jest jedynym możliwym szczęściem człowieka na ziemi”.
Wysokie wymagania wobec duchownych
Był zdania, że „nic tak nie podaje w lekceważenie i poniewierkę wiary świętej, praktyk religijnych, obrzędów i nabożeństw jak nietaktowne, lekkomyślne lub występne życie kapłanów, brak taktu, powagi, prawości, trzeźwości i uczciwości obyczajów”.
W dzienniku zapisał, że „każdy ciężki grzech kapłana ma w sobie coś ze świętokradztwa”. Analizując nie tylko swoje czyny, ale też badając intencje działań oceniał się surowo, nie pobłażał. „Wznosiłem się ponad Ciebie obrażając Cię grzechami. Upokorzenie było mi wstrętne, uciekałem od niego. Lubiłem, gdy mnie chwalono” – żali się Jezusowi w 1938 r.
I „wstyd mi, gdy porównam Twoje mieszkanie w Nazarecie z moim” – dodaje. W kazaniach, ale przede wszystkim w konfesjonale, nigdy nie groził piekłem. Mówił o dobrym Bogu i Jego Miłosierdziu.
„Głoszenie Ewangelii nie polega na mówieniu, że grzesznicy mają się nawrócić, ale na głoszeniu, że Bóg jest dobry dla grzeszników”.
Faustyna powiadomiła go, że ona za 10 dni umrze
Siostra Faustyna zmarła 5 października 1938 r., a więc znali się zaledwie pięć lat. Po raz ostatni przed jej śmiercią widzieli się 25 września w Krakowie, gdy ks. Sopoćko wracał z Częstochowy – pojechał na konferencję biskupów, by lobbować za Niedzielą Miłosierdzia. Podczas spotkania przekazał jej wieści, że biskupi zostali powiadomieni. Bardzo się ucieszyła, a w odpowiedzi powiadomiła go, że ona za dziesięć dni umrze.
„Istotnie, otrzymałem po powrocie do Wilna depeszę, że 5 października zasnęła w Panu. O jej świętości jestem mocno przekonany. Obiecała mi pomagać z nieba” – czytamy w dzienniku.
Jednak ostatnie spotkania przed śmiercią, gdy dłużej rozmawiali, odbyły się pod koniec sierpnia. Siostra przebywała w szpitalu na Prądniku. Była osłabiona, schorowana, ale pogodna i uśmiechnięta. Ks. Sopoćko przyjechał do Krakowa na zjazd Związku Zakładów Teologicznych, który trwał trzy dni i to dało mu szansę na codzienne wizyty w szpitalu. Każdą z nich opisał w swoim dzienniku, a przesłania i zadania skierowane do niego, podkreślił.
Trzy polecenia od s. Faustyny
„W jej duszy dzieją się rzeczy niezwykłe” – notował. Zapisał też, że przy pożegnaniu s. Faustyna powiedziała mu trzy rzeczy bardzo ważne.
Po pierwsze, że ma nie ustawać w szerzeniu kultu miłosierdzia Bożego. „Choćby się spiętrzyły wszystkie trudności, choćby się zdawało, że sam Bóg tego nie chce, nie można ustawać. Gdyby nawet orzeczenie Kościoła w tej sprawie zapadło negatywne – nie można ustawać!” – radziła s. Faustyna.
Po drugie, że powinien być obojętnym wobec sprawy powstania nowego zgromadzenia, Bóg sam wybierze moment i zainicjuje dzieło. Po trzecie wskazywała na konieczność badania intencji wszystkich działań i podejmowanych zadań. „Mieć czystą intencję. Nie szukać siebie, a tylko chwały Bożej i zbawienia bliźnich. Nie wysuwać się na pierwsze miejsce. Gdy w zwróceniu się do Boga nie będzie pociechy – a tylko pustka w duszy i milczenie – przyjąć i wciąż wracać do głębi swej duszy, gdzie ukrywa się Bóg i tam z Nim się naradzać” – radziła swojemu kierownikowi duchownemu skromna zakonnica, sekretarka Bożego Miłosierdzia.
Jezu, ufam tobie!
Rady te ks. Michał stosował jeszcze przez trzydzieści siedem lat, bo o tyle przeżył swoją niezwykłą penitentkę. Do końca swoich dni posługiwał w kaplicy przy ul. Poleskiej w Białymstoku.
Zmarł w małym pokoiku w domu sióstr misjonarek 15 lutego 1975 r. „Znając słabość moją, ufam tylko miłosierdziu Zbawiciela mego: Jezu, ufam Tobie!” – zapisał w dzienniku.