Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
KAI: Dochodzi północ z soboty na niedzielę (26/27.02). Gdzie ksiądz w tej chwili się znajduje?
Ks. Rostyslav Pendiuk: Jestem w mojej parafii, na przedmieściach Lwowa. Działamy tutaj, jak możemy. Przede wszystkim cały czas się modlimy. Są msze święte, nabożeństwa, przez cały dzień nasz kościół jest otwarty, cały czas jest tam ksiądz. Ludzie przychodzą, potrzebują modlitwy, rozmowy, spowiedzi. Często pojawiają się nasi żołnierze, którzy jadą na wojnę. Przychodzą po błogosławieństwo przed wyjazdem, czasem na rozmowę. Widzę, że to bardzo ważne i z każdym z nich umawiam się na spotkanie po jego powrocie.
Cały świat zachwyca się ich odwagą i walecznością.
Ks. R.P.: Podczas spotkań z żołnierzami nie napotkałem w nich strachu. W ogóle. I to jest bardzo zadziwiające. Kiedy przychodzą, proszą o błogosławieństwo, podświadomie myślę, że zobaczę w ich oczach strach, niepewność. Ale w ogóle tego nie widzę. To dla mnie szok! Może to dziwnie zabrzmi, ale oni wiedzą, że idą "robić swoją robotę" i że nie mogą inaczej. Ogłoszono u nas mobilizację i chętnych nie trzeba szukać. Ludzie stoją w kolejkach, by zgłosić się do wojska i chcą iść bronić swojego kraju.
Jak więc wygląda życie tych, którzy zostają?
Życie się u nas zatrzymało. Ludzie nie wiedzą, czego się chwycić, siedzą przed komputerami, telewizją. Ale to absolutnie nie oznacza, że są bezczynni. Przeciwnie! Organizujemy inicjatywy pomocy uchodźcom, którzy do nas przyjeżdżają. Na nasze tereny Lwowa i zachodniej Ukrainy przyjeżdża bardzo, bardzo wielu uchodźców z Kijowa i innych regionów. Działamy, żeby rozmieścić ich w domach naszych parafian. Jeśli brakuje miejsc, kwaterujemy ich w szkołach i podobnych pomieszczeniach. A tam potrzebują oni wielu różnych rzeczy, żeby normalnie funkcjonować.
Skąd je bierzecie?
Ks. R.P.: Prosimy parafian, żeby przynosili. Robimy spisy tego, co jest potrzebne i ludzie się dzielą. Czasem dają pieniądze i kupujemy co potrzeba. Na razie, dzięki Bogu, sklepy i supermarkety funkcjonują.
Oprócz pracy parafialnej, w Kościele greckokatolickim w Ukrainie odpowiada ksiądz za duszpasterstwo młodzieży. Gdzie są dziś młodzi ludzie?
Ks. R.P.: Działają. Bardzo wielu młodych udziela się w wolontariatach. Pomagają uchodźcom. Wielu chłopców idzie na wojnę. Oprócz armii są u nas także jednostki obrony terytorialnej, które działają w każdym mieście. To nie jest regularne wojsko, ale są zorganizowani, mają swoje struktury, przywódców, broń i działają na terytorium każdego miasta. We Lwowie, dzięki Bogu, nie ma w tym momencie starć, ale jednostki obrony terytorialnej są tu obecne. A dalej, na wschodzie, nasi młodzi ludzie walczą i bardzo pomagają wojsku.
Walczą jedynie osoby pełnoletnie?
Ks. R.P.: Tak, tak! Czasem w mediach społecznościowych można przeczytać historię kogoś, kto ma 15-16 lat i zgłasza się, prosząc o przyjęcie do wojska, ale oczywiście nic z tego. Ci nastolatkowie wracają do domów i szukają innych sposobów, by pomóc. Młodzi ludzie są bardzo zmobilizowani i starają się robić, co mogą.
Widzę, że sprawdza się schemat psychologiczny, który gdzieś napotkałem – że pierwszego dnia ludzie są zszokowani, drugiego źli, a trzeciego zaczynają działać. Tak to widzę. W sobotę uruchomionych zostało bardzo wiele zorganizowanych działań. To bardzo dobre!
Boicie się nalotów i ostrzału we Lwowie? Kilka alarmów już było.
Ks. R.P.: Jakby ktoś powiedział, że się nie boi, to myślę, że by skłamał. Każdy trochę się boi, ale paniki nie widzę. W bloku, w którym mieszkam, kiedy są alarmy, np. ok. godz. 6.00 rano, bo tak jest od dwóch dni, ludzie po prostu wychodzą – biorą swoje pieski, kotki i idą do podziemi pod budynkiem. Tam się spotykamy, rozmawiamy, ale jest "normalnie".
Bierze ksiądz pod uwagę, że będzie zmuszony do wyjazdu?
Ks. R.P.: Ja sobie tego nie wyobrażam. Jestem proboszczem swojej parafii. Jak mógłbym zostawić ją, moich wiernych i gdzieś się udać?! Nie, to nie jest opcja, którą biorę pod uwagę.
Źródło: azr (KAI) / Lwów