Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Marcin Przeciszewski, KAI: Zwierzchnik Kościoła Greckokatolickiego Światosław Szewczuk powiedział, że „Ukraina staje się duchowym centrum świata”. Jak rozumieć te słowa?
Prof. Konstantin Sigov: Dziś absolutnie najważniejszym wyzwaniem jest obrona ludzkiej godności. W centrum tej walki jest dziś Ukraina. Ukazuje ona światu, że musimy zaangażować się w obronie prawdy, bo inaczej czeka nas wielka klęska. Gdy oddaje się swoje życie za bliźnich, to jest to najważniejsze świadectwo, które daje odwagę innym.
Jesteście więc świadomi, że walczycie nie tylko o wolność Ukrainy, ale także Polski i innych krajów Europy?
Tak, mamy taką świadomość, ale ważne, żeby Europa to zrozumiała. I w tym tkwi problem. Wciąż duża część Europejczyków uważa, że Ukraina jest gdzieś daleko na wschodzie, a tymczasem to zaledwie 2 godziny lotu samolotem z Paryża czy Berlina. Ukraina jest tuż obok i jeśli jej nie obronimy, będzie to wielkie niebezpieczeństwo dla całej Europy. Rosjanie już przejęli dwie nasze elektrownie atomowe i ryzyko skażenia nuklearnego, ryzyko ekologiczne jest olbrzymie dla całej Europy.
Wychodzi na to, że trwająca od dziesięcioleci koncentracja Zachodu na Rosji i na budowaniu z nią relacji z pominięciem Ukrainy była wielkim błędem, za który dziś płacimy olbrzymią cenę.
Absolutnie tak. Mam wrażenie, że europejska opinia publiczna na szczęście zmienia swoje stanowisko. Potrzeba jednak, aby znani ludzie kultury czy nauki, tacy jak np. Olga Tokarczuk czy inni nobliści, mówili o tym wyraźnie. Tak, by do całej Europy dotarło przesłanie, które Albert Camus sformułował w czasie interwencji sowieckiej na Węgrzech. Powiedział on o alternatywie pomiędzy wolnością a barbarią. Trzeba nam zrozumieć, że neutralność nie jest już możliwa. Nie jest możliwa ani w Brukseli, ani w Paryżu, ani w Berlinie czy Warszawie. Nie można wymagać też od Ukrainy, aby była jakąś neutralną, zdemilitaryzowaną strefą, jak żąda tego Rosja. Jeśli Europa opuści Ukrainę, prędzej czy później straci własną wolność. Trzeba więc przeciwstawić się barbarii na wszystkich frontach, włącznie z przestrzenią ekonomii, kultury, mediów, itd.
Ale problemem NATO jest obawa, że zbrodniarz sięgnie po atomowy przycisk. Dlatego nasze wojska wam nie pomagają...
Być może to prawda, ale możliwa jest np. interwencja humanitarna ONZ w postaci błękitnych hełmów. Jest to niezbędne dla ochrony ludności, konwojów humanitarnych itd. Siły ONZ powinny jak najszybciej pojawić się na Ukrainie.
Sądzę również, że NATO mogłoby zaangażować się w zamknięcie nieba, zakaz lotów nad Ukrainą, co bardzo osłabiłoby siły rosyjskie. Trzeba mieć odwagę do podjęcia takiej decyzji. W tym widzę rolę Polski. Wy jako Polacy dobrze rozumiecie Ukrainę i Rosję, i moglibyście tłumaczyć Zachodowi prawdziwe wyzwania związane z tą wojną.
Zrozumieć Ukrainę
Gdzie dokładnie pan przebywa? Czy jest pan bezpieczny?
Jestem razem z rodziną na północnych przedmieściach Kijowa, w Wyszogrodzie. Przy jednej z szos wylotowych, którą może wtargnąć armia rosyjska. Mimo wszystko staram się pracować i nie przerywam kierowania wydawnictwem Duch i Litera.
W tych dniach opublikowałem nowy utwór naszego wielkiego kompozytora Wałentyna Sylwestrowa, bliskiego przyjaciela Krzysztofa Pendereckiego i innych wielkich europejskich muzyków. Wcześniej wydaliśmy dwie książki o nim wraz płytami, a teraz każdego dnia publikujemy na YouTubie kolejne jego utwory. Dziś konkretnie hymn Ukrainy w jego wykonaniu. To pomaga ludziom przetrwać i dodaje im sił. O ile wiem, Fryderyk Chopin komponował piękną muzykę w czasie powstania listopadowego, a Sylwestrow idzie jego śladami. Jego muzyka wyraża dokładnie to, co chcemy zrobić dziś na Ukrainie i dla świata.
To znaczy…?
Chcemy być jako Ukraińcy rozumiani na świecie, szczególnie jeśli chodzi o nasze pragnienie wolności i suwerenności. Walczymy przecież nie tylko o niepodległość, ale przede wszystkim o poszanowanie godności każdego człowieka, niezależnie od rasy, religii czy narodowości. Rozumiemy to, gdyż jako społeczeństwo sami jesteśmy bardzo różnorodni. Tylko część z nas mówi na co dzień po ukraińsku, reszta po rosyjsku. A korzenie mamy polskie, rosyjskie, białoruskie, żydowskie, greckie czy tatarskie. I w tym różnorodnym tyglu ukształtowała się kulturowa jedność Ukrainy. To coś niezwykłego i wyjątkowego. Pewnie dlatego jesteśmy tak wrażliwi na punkcie szacunku dla każdego człowieka. Tego właśnie oczekujemy od świata, a szczególnie od Rosji – zaakceptowania naszej odrębności i prawa do decydowania o własnym losie. Jestem zresztą przekonany, że tak samo obywatele Rosji winni mieć prawo do wolności, do poszanowania ich człowieczeństwa. I cierpią z powodu braku tego...
Ale zdaje się, że współczesny świat nie do końca was rozumie, gdyż – jak powiedział pan przed chwilą – patrzy na wschodnią Europę wciąż przez pryzmat Rosji? Takie jest chyba od dziesięcioleci myślenie europejskich elit.
To bardzo nas boli, ale na szczęście to się zmienia. To co się dzieje w ostatnich dniach, pomimo koszmaru wojny, daje nadzieję. Wszystkie kraje Europy, poczynając od Polski, po Francję, Niemcy, Włochy czy Hiszpanię, powinny zrozumieć, że po 24 lutego świat jest już inny. W Europie budzi się świadomość, że "strusia" polityka wobec Rosji, polityka chowania głowy w piasek do niczego nie prowadzi. A patrząc na prezydenta Macrona czy innych przywódców europejskich, widzimy, że zaczynają rozumieć, że powinna ich cechować znacznie większa odwaga. Każdy, niezależnie od tego czy mieszka w Polsce, we Francji czy w Niemczech, jest wezwany, by stać się „nowym Churchillem”...
Co pan przez to rozumie?
Churchill mówił ongiś o przywódcach Zachodu: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli także”. Jakże te słowa są dziś aktualne. Europa potrzebuje przebudzenia, nowego etosu, zdefiniowania na nowo wartości, których trzeba bronić. Nie może być to ciągłe ustępowanie Kremlowi. Potrzebne jest świadectwo, że można iść inną drogą. Mam wrażenie, że Ukraina dziś, w ogniu wojny, daje to świadectwo.
Niebiesko-żółta odwaga
Dajecie przykład, że odwaga jest niezbędna do prawdziwie ludzkiego życia...
Dajemy świadectwo, że są wartości, których należy bronić nawet za cenę życia. Najważniejszą jest ludzka godność, bo to ona stanowi fundament człowieczeństwa. Dziś, nie tylko w Kijowie, ale i w innych miastach Ukrainy, przeżywamy nowy Majdan, rewolucję godności. Widzimy mężczyzn odwożących w bezpieczne miejsca swoje żony i dzieci, a samemu wstępujących do wojska. Na ulicach Kijowa, Charkowa czy Mariupola stoją długie kolejki oddających krew.
Kilka dni temu, wraz z ambasadorem Polski, umieściliśmy tablicę na domu w Kijowie, w którym po rewolucji bolszewickiej mieszkał Janusz Korczak. W Kijowie napisał on książkę Jak kochać dzieci. Była ona ważnym świadectwem stąd, świadectwem, które potwierdził w getcie w Warszawie. Związki i wzajemne inspiracje kultury polskiej i ukraińskiej są bardzo silne, co widzimy chociażby po liczbie tłumaczeń z polskiego na ukraiński i odwrotnie.
Jakie jest, pańskim zdaniem, źródło tej odwagi, która w tych dniach charakteryzuje naród ukraiński? Cały świat patrzy na was z podziwem.
Bronimy spraw absolutnie najważniejszych, bez których życie traci sens. Na Ukrainie mamy długie tradycje ruchu dysydenckiego. W Kijowie żyje m. in. Josyf Zisels, ukraiński działacz broniący praw człowieka, który spędził ponad 10 lat w sowieckich łagrach. Jesteśmy zresztą bliskimi przyjaciółmi i pracujemy na tej samej uczelni, Akademii Kijowsko-Mohylańskiej.
Ta tradycja dysydencka łączy nas z polską inteligencją. W tym jesteśmy podobni. Dziś ten dysydencki duch rozlał się po wszystkich miastach Ukrainy. Kwestia niepodległości i integralności Ukrainy jest dla nas sprawą życia i śmierci. I ta walka nie jest czymś abstrakcyjnym, ona zawsze ma swoją twarz. Fotografie tych, którzy oddali życie, to nie bezimienny tłum, tylko twarze konkretnych ludzi. Zazwyczaj widoczny jest na nich uśmiech. Te twarze to personalizacja wartości, o które tu walczymy. Dobro zawsze ma swoją twarz.
Ważne jest, że w walkę o wolną Ukrainę zaangażowali się ludzie, którzy dotąd nie identyfikowali się do końca z ukraińską kulturą czy naszym państwem. Ci, u których tożsamość ukraińska jeszcze się nie wykształciła. Mam na myśli mieszkańców Donbasu czy innych terenów wschodniej Ukrainy. Teraz stali się oni ukraińskimi patriotami, gotowymi oddać życie. A hymn ukraiński stał się dla nich wartością o znaczeniu egzystencjalnym. Proces ten zaszedł w bardzo krótkim czasie, a agresja Rosji bardzo go przyspieszyła.
Choć zabrzmi to paradoksalnie, można powiedzieć, że Putin przyczynił się do umocnienia ukraińskiej tożsamości.
Tak się mówi, ale nie zgodzę się z taką narracją. Zło nigdy nie buduje, nie tworzy dobra. Dobro buduje się tutaj w opozycji do Putina, dzięki powszechnemu sprzeciwowi wobec zła.
Ekumenizm czasu wojny
Od lat jest pan silnie zaangażowany w dialog ekumeniczny. Jak on wygląda dziś w Kijowie, w dniach wojny?
Kijów jest miejscem prawdziwej ekumenicznej przyjaźni. Abp Szewczuk, zwierzchnik grekokatolików, jest w bardzo bliskim kontakcie ze zwierzchnikiem Kościoła Prawosławnego Ukrainy, metropolitą Epifaniuszem. Są to liderzy w tym samy wieku i podobnie myślący. Mają też dobry kontakt z bp. Witalijem, rzymskokatolickim ordynariuszem Kijowa. Współpracują blisko także z liderami innych Kościołów i wspólnot religijnych, w tym żydowskiej. Wszyscy oni są w wielkiej przyjaźni osobistej i duchowej. Wyrazem tego było odprawione w Środę Popielcową wspólne nabożeństwo w Soborze św. Zofii w Kijowie. Wszystko odbywało się w łączności z papieżem Franciszkiem, który zainicjował dzień modlitw w intencji Ukrainy. I taka ekumeniczna i międzyreligijna przyjaźń jest absolutnie niezbędna całej Europie.
30 lat mego życia poświęciłem budowaniu dialogu ekumenicznego i bardzo się cieszę, że na Ukrainie się to udaje. A głoszony przez Jana Pawła II apel, by Europa oddychała swymi dwoma płucami, jest tu, w Kijowie, absolutnie aktualny. Jest to bardzo potrzebne Europie nie tylko w płaszczyźnie stricte religijnej, ale także kulturalnej, naukowej itd. W tym dialogu Ukraina ma swoje niezastępowalne miejsce. Jest ona ważnym elementem wschodniego płuca Europy, bez którego kontynent ten nie będzie w stanie żyć.
Jak obecna sytuacja wojny może wpłynąć na Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego? Czy wzmocnią się w nim tendencje ku odseparowaniu od Moskwy, która występuje dziś w roli okupanta?
W łonie tego Kościoła na Ukrainie dokonują się teraz poważne i szybko zachodzące zmiany, ale jest zbyt wcześnie, aby mówić o tym publicznie.
Jak pan sobie wyobraża najbliższe dni, tygodnie? Zwyciężycie?
Obawiam się najgorszego. Mamy przeciw sobie tyrana, dla którego ludzkie życie nie ma znaczenia, i nawet jego właśni obywatele są dlań wyłącznie „mięsem armatnim”. O innych nacjach nie wspominając. Putin nie ma litości dla nikogo. Szaleństwo, do którego nas prowadzi, szczególnie w przypadku przegranej, jest trudne do wyobrażenia. Dlatego w każdej sferze: politycznej, ekonomicznej, komunikacyjnej i militarnej, musimy zrobić wszystko, aby uśpić go jak „wściekłego psa”, aby ugasić ten pożar. Trzeba zatrzymać pożar rozprzestrzeniany z Kremla.
Rozmawiał Marcin Przeciszewski
Konstantin Sigov, filozof i wydawca, dyrektor Centrum Europejskiego w Uniwersytecie Narodowym Akademia Kijowsko-Mohylańska. Jest jednym z najbardziej znanych współczesnych prawosławnych intelektualistów Ukrainy, działa na rzecz praw człowieka. Częścią trwałego wkładu Sigova w dialog ekumeniczny było założenie i kierowanie Centrum św. Klemensa w Kijowie. Od lat kieruje znanym wydawnictwem Duch i Litera, jest też zaangażowany w prace Rady Kościołów i Organizacji Religijnych w Kijowie.