separateurCreated with Sketch.

Raisa Misztela: Wierzę, że ta wojna się skończy. Przyjadę na Ukrainę i zamiast ruin ujrzę słoneczniki [wywiad]

Raisa Misztela
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W dniu wybuchu wojny obudziłam się nad ranem. Czułam ogromny niepokój, lęk. Kiedy ponownie zasnęłam, obudził mnie telefon. Wiadomość od córki: „Mamusiu, wojna” – wspomina Raisa Misztela, kiedyś wokalistka ukraińskiego zespołu Promiń.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Raisa Misztela to finalistka II edycji programu The Voice of Senior. Za mężem, Polakiem poznanym w Doniecku, przyjechała do Polski. Ale za Ukrainą, gdzie zostali bliscy, tęskniła zawsze. Nam opowiada o tym, jak przeżywa wojnę toczącą się w jej ojczyźnie i jak pomaga jej w tym wiara w Boga.

Katarzyna Szkarpetowska: Męża, z pochodzenia Polaka, poznała pani w Doniecku, 46 lat temu. Historia państwa miłości to gotowy scenariusz na film.

Raisa Misztela*: Józef przyjechał do Doniecka na turniej zapaśniczy. Moja mama była wtedy dyrektorem ośrodka sportowego, w którym organizowano te zawody. Młody, 23-letni sportowiec, z żyłką do robienia interesów, dorabiał sobie, sprzedając m.in. jeansy, które przywiózł wtedy z Polski. Mama zadzwoniła do mnie i mówi: „Córcia, przyjedź do ośrodka. Są tu Polacy, mają jeansy na sprzedaż, może wybierzesz coś dla siebie”. Ja na to: „Mamuś, daj spokój, nie chcę żadnych ubrań”. W końcu jednak obiecałam, że przyjadę.

Gdy doszło do spotkania, zaiskrzyło od razu. Pamiętam do dziś, jak byliśmy wtedy ubrani. On był po walce, w stroju zapaśniczym. Ja z kolei miałam na sobie niebieską sukienkę w drobne kwiatuszki i pomarańczowe buty, które pożyczyłam od koleżanki. Co ciekawe, Józek wcześniej widział mnie na zdjęciu, na biurku w gabinecie mamy i podobno nie wpadłam mu w oko (uśmiech).

Raisa Misztela: Bardzo tęskniłam za Ukrainą, za bliskimi

A gdy zobaczył panią na żywo, był zachwycony. Powiedział: „Co to za Amerykanka?”.

Tak, spodobałam mu się bardzo. Po turnieju zaprosił mnie do restauracji, w której on i jego koledzy z drużyny spotkali się na kolacji. Na początku towarzyszył mi trochę stres, bo nigdy wcześniej nie byłam w restauracji, nie znałam też jego znajomych. Dla mnie to było wyjście w nieznane, ale Józef zadbał, abym czuła się dobrze, a po spotkaniu odwiózł mnie do domu.

Po powrocie do Polski pisał do mnie piękne listy. Czasami otrzymywałam ich nawet kilka dziennie. Rozmawialiśmy też przez telefon, chociaż wymagało to od niego wiele poświęcenia. Żeby do mnie zadzwonić, musiał udać się na pocztę i zamówić połączenie międzynarodowe, a następnie czekać na nie 7-8 godzin. Takie to były czasy. Po trzech latach znajomości, w 1979 roku, wzięliśmy ślub.

Jak wyglądały te pierwsze miesiące na polskiej ziemi?

Miałam w sercu nostalgię. Bardzo tęskniłam za Ukrainą, za bliskimi. Moi krewni i przyjaciele zostali w Doniecku. Rzadko dzwoniłam do domu, bo nie mieliśmy tutaj w Polsce telefonu. Aby porozmawiać z mamą, musiałam – podobnie jak wcześniej mój mąż – chodzić na pocztę i czekać po kilka godzin na połączenie. Nie znałam też języka polskiego, ale szybko opanowałam jego znajomość, po trzech miesiącach posługiwałam się nim dość płynnie w mowie i w piśmie.

Telefon od córki. „Mamusiu, wojna”

Od kilku tygodni oczy całego świata skierowane są na Ukrainę, która doświadcza niewyobrażalnego, niewysłowionego wręcz, cierpienia.

Kiedy oni to wszystko odbudują… (pani Raisa płacze). W dniu wybuchu wojny, 24 lutego, obudziłam się nad ranem, o godz. 3.30. Czułam ogromny niepokój, wręcz lęk, a serce biło mocniej niż zwykle. Kiedy ponownie zasnęłam, obudził mnie dźwięk telefonu, na ekranie którego wyświetliła się wiadomość od córki: „Mamusiu, wojna”. Kilka dni temu rozmawiałam z dziewczyną z Charkowa. Powiedziała: „Pani Raiso, mój dom to tylko gruzy, nie mam dokąd wracać”.

Moja córka, Marlena, jest tłumaczem. Pomaga osobom, które uciekają przed rosyjską agresją do Polski. Opowiadała o małej dziewczynce, która z powodu traumy przegryzła sobie wargi, przestała mówić i reagować na cokolwiek. Potrzeba dużej delikatności i otwartości serca, żeby zrozumieć, przez co naród ukraiński przechodzi. Z czym dziś się mierzy. To już nie jest ta Ukraina, którą pamiętam. Wczoraj miałam recital. Kiedy śpiewałam jedną z ukraińskich piosenek, na telebimie pojawiły się żółte słoneczniki...

Symbol wolnej Ukrainy, radości i beztroski.

Tak. Wierzę, że ta wojna w końcu się skończy. Że kiedyś przyjadę na Ukrainę i zamiast ruin znów ujrzę piękne słoneczniki i uśmiechniętych ludzi. W ich oczach nie będzie przerażenia, ale radość. Dzieci będą biegać z balonami i jeść kolorową watę cukrową.

Muzyka jest jak balsam, przynosi ukojenie

Czy wiara pomaga pani w tych trudnych dniach?

Bardzo. Bez wiary byłoby ciężko. Wierzę w Bożą opiekę. Dziewięć lat temu moja córka, Regina, zapytała, czy może nas odwiedzić pewien ksiądz. „Przyjechał do jakichś ludzi, ale ich nie zastał, więc może my moglibyśmy go przyjąć?”, zaproponowała. „Oczywiście, niech przyjdzie”, odparłam. Przyjechał, ugościliśmy go. W pewnym momencie poczułam w sercu, że chciałabym wyspowiadać się z całego życia. I ten ksiądz, Szymon miał na imię, wyspowiadał mnie. Spowiedź trwała dwie godziny. A potem jeszcze odprawił w naszym domu mszę świętą.

Od tamtej pory jestem jakby innym człowiekiem. Pan Bóg poruszył jakąś duchową strunę w moim sercu. Przyszło oczyszczenie, bo… wie pani, wcześniej wróżyłam z kart tarota, miałam w domu senniki. Dziś mamy w domu Biblię, różaniec, modlimy się Koronką do Bożego miłosierdzia. Po tamtej spowiedzi odkryłam na nowo piękno Eucharystii, zdecydowałam się odprawić 9 pierwszych piątków miesiąca. Pamiętam, że gdy mąż i ja z jakiegoś powodu nie zdążyliśmy na 1-piątkową mszę w pobliskim kościele, a czasami tak się zdarzało, wtedy jechaliśmy do innego miasta i tam szukaliśmy kościoła. Ta praktyka duchowa bardzo nas umocniła. Zawierzyliśmy nasze życie Maryi i Jezusowi. Śmiało mogę powiedzieć, że od dziewięciu lat żyje nam się lepiej, spokojniej.

Pani Raiso, a muzyka? Jaką ma teraz rolę do spełnienia, w tym poszarpanym przez wojnę świecie?

Ogromną. Na naszych oczach rozgrywa się horror. Muzyka jest jak balsam, przynosi ukojenie. Oczywiście muzyka z dobrym tekstem, pozytywnym przesłaniem. Lekka, melodyjna. Mnie na przykład w ostatnim czasie uspokajają musicale, operetki.

Raisa Misztela i Modlitwa

Przepięknie wyśpiewała pani Modlitwę w finałowym odcinku The Voice Senior 2. Witold Paszt, który niedawno zmarł, płakał ze wzruszenia podczas każdego pani występu.

Witold był wrażliwą, serdeczną osobą. On tak bardzo lubił ludzi. Trudno mi mówić o nim w czasie przeszłym. Członków zespołu Vox znam od wielu lat. Nie prywatnie, ale wiele razy występowaliśmy na jednej scenie, na tych samych koncertach. Kiedy przyjechałam na casting do Warszawy i dowiedziałam się, że Witold zasiada w fotelu jurora, pomyślałam: „Teraz ludzie powiedzą, że dostałam się do programu dzięki niemu. A to nieprawda”. My przed programem nawet słowa ze sobą nie zamieniliśmy. Kiedy znalazłam się w ścisłym finale, odezwał się do mnie Darek Tokarzewski z zespołu Vox i zapytał: „Raiso, nie poznałaś Witolda?”.

Po programie zadzwoniłam do Witka i powiedziałam: „Witoldzie, przepraszam, że cię unikałam, ale bałam się, że ludzie będą mówić, że dostałam się do programu po znajomości”. Uśmiechnął się i z takim ciepłem w głosie powiedział: „Raiso, nie musisz się tłumaczyć. Ja cię rozumiem. Wszystko jest dobrze”. To był człowiek, który miał piękną duszę. Odszedł zdecydowanie za szybko. 

*Raisa Misztela – występowała w znanym ukraińskim zespole „Promiń”, z którym zdobyła wiele nagród, m.in. Grand Prix „Złote Piaski” na festiwalu w Bułgarii w 1983 roku. Pomysłodawczyni i autorka płyty „Panta Rei”. Finalistka II edycji programu The Voice of Senior.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.