Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Daniel Tammet ma zespół Aspergera. Jest wysoko funkcjonującym autystą. Od czasu ataku epileptycznego w dzieciństwie jest także synestetą. Ma niezwykłe zdolności arytmetyczne i pamięciowe. Posługuje się biegle 11 językami. Samodzielnie stworzył język mänti. Pobił rekord Europy w recytowaniu liczby pi – w pięć godzin wymienił 22 514 cyfr po przecinku. Jest bohaterem filmu Brainman, który został pokazany w 40 krajach. Jego nadzwyczajne umiejętności badali naukowcy z najlepszych ośrodków akademickich, m.in Cambridge Autism Research Centre. Jest autorem książki Urodziłem się pewnego błękitnego dnia.
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Jak żyje się w świecie, który widzisz przez pryzmat liczb, kolorów, faktur…?
Daniel Tammet: Moim ojczystym językiem jest ten składający się z liczb. Liczby i słowa mają kolory. Od dziecka eksplorowałem zależności między słowami, liczbami, ich kształtami, kolorami, fakturą. Patrzyłem na świat numerycznie, ale też przyglądałem się związkom między wspomnianymi czynnikami.
Odczuwanie świata z takiej perspektywy jest trudniejsze? Czy może łatwiejsze, bo widzisz więcej? Masz na to jakiś wzór?
Łatwiejsze nie, ale na pewno bogatsze. Mówię to na podstawie tego, co dostrzegam, a także bazując na doświadczeniach innych ludzi, którzy mi o nich opowiadają. Świat jest skomplikowany.
Dzieciństwo autysty
Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa?
Byłem bardzo mały, miałem może trzy lata. Mama wchodziła po schodach. Próbowałem za nią podążyć. Spadłem. Nie był to poważny upadek, nie pamiętam, by zrobił sobie krzywdę. Ale pamiętam też, że widziałem to wydarzenie przez pryzmat ruchu, kształtów i faktur. Tak doświadczyłem emocji związanych z upadkiem.
Czy to wtedy zdałeś sobie sprawę ze swej odmienności?
Zrozumiałem to, gdy poszedłem do szkoły. W domu byłem chroniony przez rodziców i rodzeństwo (było nas dziewięcioro). Byłem otoczony miłością i akceptacją. W szkole tego ochronnego środowiska już nie było. Stykając się z rówieśnikami uświadomiłem sobie, że nie postrzegają mnie i nie traktują tak jak rodzice i rodzeństwo. Gdy rozmawiałem z nimi, czułem się dziwnie. Mówię po angielsku, ale nigdy nie traktowałem go jako ojczystego języka. Dla mnie podstawowym językiem jest język kształtów i kolorów. Kiedy próbowałam rozmawiać po angielsku z rówieśnikami, nie rozumieli, albo nie chcieli zrozumieć tego, co do nich mówię.
Jak sobie z tym poradziłeś?
Postanowiłem, że muszę nauczyć się języka, którym mówią ludzie wokół. Chodziłem do biblioteki, czytałem książki, powieści, w których jest wiele dialogów. Wszystko po to, by zrozumieć przebieg tych dialogów. Zawierają nie tylko słowa, ale i myśli. Czytałem je, by odczytywać kryjące się za nimi myśli. Tak chciałem nauczyć się komunikowania z innymi.
Daniel Tammet o inności
Doświadczenie inności od rówieśników łączyło się z cierpieniem, trudnościami. Szybko się z tym pogodziłeś. Zrozumiałeś, że inność może być zaletą, nie wadą?
To mnie nakłoniło do nauki, zdobywania informacji. Wszystko po to, by stać się częścią społeczeństwa. To z kolei wzbudziło mój silny związek z książkami. Nie były dla mnie obiektami, ale światami, do których mogłem wejść, przez które uczyłem się zrozumienia innych, komunikacji. To też sprawiło, że zostałem pisarzem.
Nim się najbardziej czujesz? Mówią o tobie: genialny umysł, matematyk, malarz, pisarz… Lista jest długa.
Nie nazwałbym się matematykiem. Korzystam z pewnych narzędzi matematycznych, jak nieskończoność czy liczba pi, ale nie tworzę równań, nie korzystam z algebry. Czuję się przede wszystkim pisarzem. Wykorzystuję elementy matematyki w pisarstwie. Wszystkie te doświadczenia wpłynęły na zróżnicowanie mojej twórczości.
Pozostając przy pisarstwie – chciałam zapytać o Urodziłem się pewnego błękitnego dnia. Po jej lekturze mogę zrozumieć, jak postrzegasz świat poprzez kolory, liczby, faktury, ale… nie potrafię sobie tego wyobrazić. Co było głównym przesłaniem książki?
Pochodzę z biednej rodziny. Nie byłem wystarczająco wykształcony, by zostać pisarzem. Przez ten pamiętnik uczyłem się sztuki pisarskiej. To dzięki niemu zostałem pisarzem. Można to porównać do szkicu, który artysta tworzy przed namalowaniem obrazu. Jest niezbędnym krokiem, by namalować obraz. Jednak artysty nie ocenia się po jakości szkicu, ale skończonego dzieła. Napisałem tę książkę 20 lat temu, kiedy o autyzmie nie mówiło się wiele, nie wykonywano tylu badań. Pisanie było dla mnie lekcją komunikacji, ale też wysiłkiem, by zrozumieć język autystów.
Rodzicu autysty, zaufaj intuicji!
Podkreślasz, że akceptacja, jaką otrzymałeś od rodziców była kluczowa dla zrozumienia siebie. Co, z perspektywy autysty, mógłbyś powiedzieć rodzicom dzieci autystycznych, którzy pragną je zrozumieć, wesprzeć, a nie potrafią?
Pierwsza zasada jest taka, że nie ma zasad. Każde dziecko jest inne. W każdym mózgu jest więcej połączeń niż gwiazd we wszechświecie. Każdy rodzic musi więc podejść do tego w unikalny sposób. Naukowcy wspomagający ten proces starają się niekiedy generalizować, ale ostatecznie rodzic musi znaleźć najlepszy dla siebie i dziecka sposób. Moi rodzice nie mieli wykształcenia, ale mieli świetną intuicję. Darzyli mnie bezwarunkową miłością, dzięki czemu, choć czułem się inny, oni tak na mnie nie patrzyli. Moją rolą nie jest udzielanie rad, ale opowiadanie swojej historii.
Jak zbudować relację rodzic-autystyczne dziecko?
Po pierwsze, rodzicu, ufaj intuicji. Eksperci tworzą zasady, ale są one ogólne, więc nie sprawdzą się w każdym przypadku. Dziecko może się im wymykać. Po drugie, w przeszłości eksperci doradzali zwalczanie dziecięcych obsesji. Ich zdaniem utrudniały one adaptację w społeczeństwie. Dzisiejsze badania wskazują, że to nie obsesje, a szczególne zainteresowania. Mogą to być liczby, kolory, pociągi, zwierzęta… – przez nie dzieci komunikują się ze światem. Budują most, przez który chcą dostać się do świata. Zamiast mówić o obsesjach, lepiej używać słowa „pasje”, które budzi pozytywne skojarzenia. Pewną ironią jest to, że kiedyś eksperci postrzegali autystów jako niemających emocji. A to właśnie pasje budzą tak intensywne emocje!
Daniel Tammet o przyjęciu chrześcijaństwa
W 2002 roku zdecydowałeś o byciu chrześcijaninem.
Przyjęcie wiary było decyzją, którą podjąłem jako dorosły człowiek. Rodzice nie byli religijni. To był mój świadomy wybór. Podobnie jak to, że dwa lata temu napisałem książkę po francusku. Nie jest to mój język ojczysty, ale zdecydowałam się na niego, bo wielu moich francuskich czytelników pytało mnie o wiarę. To osobista książka. Ma formę listu do przyjaciela. Bezpośrednio zwracam się do czytelnika. W języku angielskim nie mogłem osiągnąć takiego efektu. Już pierwsze jej zdania tworzą atmosferę intymności między pisarzem i czytelnikiem.
Kim jest dla ciebie Bóg?
Na pewno nie ideą czy koncepcją. Wole mówić o osobistym związku z Bogiem i wiążących się z tym historiach. W chrześcijaństwie mamy cztery Ewangelie. W pewnym sensie moja książka jest moją ewangelią, moją osobistą opowieścią. Ona jest wciąż żywa. Trzeba ją zrozumieć, przyjąć. Tak pokazuję moją drogę do wiary.
Mówisz, że punktem zwrotnym w twoim podejściu było odkrycie dzieł Chestertona: „…to pomogło mi osiągnąć intelektualne zrozumienie Boga i chrześcijaństwa”.
Oczywiście! Ale to nie tylko Chesterton, także Kierkegaard. Obaj mają wiele wspólnego. Byli ekscentrykami, szczególnymi ludźmi. Dziś są popularni, ale za życia nie byli rozumiani.
Tammet: Wierzę w zwycięstwo Ukrainy
Nazywasz siebie outsiderem i tak patrzysz na świat. Co dostrzegasz z tej outsiderskiej perspektywy, patrząc na to, co dzieje, pandemię, agresję Rosji na Ukrainę. Masz może jakiś matematyczny wzór na te problemy?
Nie będzie to perspektywa matematyczna, bo nie jestem matematykiem. Nie nadaję się też do dawania rad. Wolę opowiadać historie. I może warto spojrzeć na te, które opowiadam w książkach. W latach 90., krótko po upadku Związku Radzieckiego, przez rok mieszkałem na Litwie. Zobaczyłem, jak się mieszka w bezpośredniej bliskości Rosji. Ludzie opowiadali mi o swoim życiu, gdy Związek Radziecki jeszcze istniał. Poznałem historie, których nie uczy się w Anglii, Francji, Niemczech. Litwini, Ukraińcy, Polacy tworzyli w pewnym momencie jeden wielki naród. To z kolei stworzyło solidarność, którą widać dziś doskonale. Dowodzą jej Polacy, Czesi, Węgrzy… Opowiadanie tych historii jest tak ważne.
Dlaczego?
Gdy Ukraina została zaatakowana, poczułem się bardziej Litwinem niż Anglikiem. Poczułem silne emocje. Opowiadanie historii pozwala ludziom zrozumieć, co tu się dzieje. Trafiają do nich. Przez moje opowieści daję im możliwość posłuchania głosów innych niż ludzi władzy, propagandzistów. Wierzę, że Ukraina wygra. Także dlatego, wspiera ją wiele narodów, Polacy, Litwini. To dowodzi wielkiej solidarności, odwagi i przyniesie Ukrainie zwycięstwo.