separateurCreated with Sketch.

Jak wychodzić z osamotnienia?

samotność wśród tłumu
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Bywa, że to, co nazywamy bliskością po prostu nią nie jest, a za nami z upływem lat pozostają głównie doświadczenia niespełnionych relacji.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bliskość – to jedna z fundamentalnych potrzeb, jak jedzenie i sen. Dlaczego więc tak wielu ludzi doświadcza osamotnienia? Możliwe, że dlatego, iż wszyscy robimy sobie w życiu taką bliskość, jaką znamy najlepiej.

Skąd się bierze osamotnienie?

Osamotnienie rodzi się najpierw z wewnętrznego odgrodzenia od samego siebie. Z lęku przed spotkaniem własnego „ja”, przed zbliżeniem się do zranionych i potrzebujących części siebie. Gdy je odrzucamy, zostajemy z poczuciem bycia kimś „niewystarczającym”, z kim „coś jest nie tak”. Kiedy więc tylko bliskość staje się choćby potencjalnie możliwa, człowiek, który odrzuca jakieś istotne części siebie, sam wywiesza flagę w napisem: „To niemożliwe”. „To niemożliwe, żeby ktoś mnie lubił”. „To niemożliwe, żeby ktoś mnie cenił”. „Jak mnie pozna, to sobie pójdzie”.

Dlatego dla świata zewnętrznego próby nawiązania kontaktu z kimś, kto sam nie ma bliskiego kontaktu z sobą samym, będą przypominały pukanie do zamkniętych drzwi. Wlewanie do studni bez dna. Żadna ilość „lubię cię” ani „jesteś dla mnie kimś ważnym” nie zatrzyma się na wewnętrznym rusztowaniu, które pozwoliłoby tym lubieniem albo docenieniem się po prostu ucieszyć. Celebrować je i odwzajemniać. Czuć za nie wdzięczność, mówić o tym, dawać w zamian podobną informację zwrotną.

"Świat się beze mnie obejdzie"

Jeśli dla siebie samego jestem kimś nieważnym, to myślę, że nie ma znaczenia, czy zadzwonię do koleżanki z okazji jej urodzin, czy też nie. Czy powiem komuś coś od serca, czy zamknę jego podwoje milczeniem. Założenie, że „świat beze mnie się obejdzie” krzywdzi w pierwszej kolejności nas samych, ale również wymazuje z naszej rzeczywistości innych ludzi. Ich sympatię, wspomnienia, jakie mają z naszym udziałem, życzliwe uczucia, jakie wobec nas żywią, to, że nas potrzebują. Człowiek, który odbiera wartość sobie, jednocześnie zabiera innym coś cennego.

Osoby chronicznie osamotnione najczęściej nie posiadają z czasów dzieciństwa wspomnienia, czym bliskość jest lub zapamiętują ją jako coś, czego trzeba się bać. Unikanie bliskości pozostaje więc pomysłem na ochronę własnego bezpieczeństwa. Jeśli ciepło, które rozlewa się po ciele, gdy słyszą komplement, wzbudza tylko ich nieufność, a ręka położona na ramieniu kojarzy się z dotykiem, który bolał – trudno zaufać tym gestom.

Co nie jest bliskością

Instynkt za to podpowiada, że bliskością jest to, co nią tak naprawdę być nie może. Jeśli bliski opiekun nie zwracał uwagi na moje uczucia, w czasach, gdy jako dziecko dowiadywałem czy dowiadywałam się, czym jest bliskość – zapamiętam, że ma ona oblicze braku zainteresowania. Na kandydatów do bliskości wybierają więc ludzi, którzy się nimi nie interesują albo robią to tylko powierzchownie. Dla kogoś innego bliskością może być to, że ktoś na niego czy na nią krzyczy. Można za bliskość uważać sytuację, w której jest się tylko workiem na sprawy drugiego. Lub przeciwnie: za bliskość uważać zrzucanie na drugiego człowieka spraw, których nie ma szansy udźwignąć. W każdej z sytuacji nie dochodzi do autentycznej wymiany, szczerego odsłonięcia się – i robienia tego na bieżąco, a nie gdy w relacji jest już nam tak trudno, że zaczyna gasnąć.

Warto sprawdzać, ku jakim ludziom ciążymy. Do kogo z automatu lgniemy. Czy do rokujących na normalne, szczere, autentyczne więzi, czy do wiecznie smutnych, obojętnych, zapracowanych, zapatrzonych w siebie lub takich, których trzeba ciągle ratować – bo do złudzenia przypominają nasze pierwsze doświadczenia wokół bliskości? Z drugiej strony warto sprawdzić, czy stajemy twarzą, czy też plecami do ludzi, którzy pojawiają się w naszym życiu z intencją dania nam czegoś lepszego niż rzeczy wymienione w poprzednim zdaniu. Czy zauważamy, co przychodzi do nas od nich? Czy to doceniamy, czy raczej trudno nam uwierzyć, że mogą chcieć nam coś ofiarować naprawdę?

Szansa na bliskość

Szansa na bliskość często jest w tym, co mamy wokół siebie – w ludziach, jacy nas otaczają. Jeśli zajmujemy się tymi, którzy nie potrafią odwzajemnić żadnego daru albo kołatamy do tych, których nie obchodzimy, marnujemy swoją energię. Jeśli funkcjonujemy w niesprzyjającym środowisku, to warto szukać okazji, by iść w nowe miejsca i poznawać nowych ludzi. A gdy zdarzają się okazje – nie żegnać ich jak pociągu, który odjeżdża bez nas. Te pożegnania to chwile, kiedy nie powiedzieliśmy otwarcie: „zależy mi”, „chcę” albo „nie chcę”. Kiedy nie daliśmy informacji zwrotnej, bo uważaliśmy, że nami naprawdę nikt nie może się przejąć.

Żaden człowiek nie odpowiada za to, jaki otrzymał w procesie wychowania przepis na bliskość. Jeśli jednak ten przepis jest bardzo zawikłany i mimo wielu powtórzeń jeszcze do bliskości nas nie zaprowadził, to potrzebujemy ze współczuciem prześledzić, jak to robimy, że nikt nie może się do nas zbliżyć, a my do nikogo.

Na pewno stoją za tym trudne historie, które potrzebują wglądu i uleczenia. Często do szukania odpowiedzi na te pytania będzie potrzebny psychoterapeuta, ale na pewno nie warto zwlekać, bo to jakość bliskich relacji w największej mierze decyduje o naszym poczuciu szczęścia i życiowego spełnienia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.