Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Od wielu lat grób świętego Szarbela w Libanie przeżywa prawdziwe oblężenie pielgrzymów. Ludzie z całego świata pielgrzymują do Annaya. Od dnia swojej śmierci w 1898 r. za jego przyczyną zdrowie miało odzyskać ponad dziesięć tysięcy osób różnych wyznań, a Libańczycy nazywają go „drogą do Boga” i „świętym upojonym Bogiem”.
Jednak mówi się, że sam Szarbel jest „największym cudem św. Nimatullaha”? Kim był ten, który uformował pustelnika – cudotwórcę?
Cud kanonizacyjny z chwili własnej beatyfikacji
10 maja 1998 r. o godzinie 10.00 plac św. Piotra w Rzymie wypełniał tłum ludzi. W każdym zakątku powiewały czerwono-białe flagi z rysunkiem cedrowego drzewa. Tysiące Libańczyków czekało z drżeniem serc na chwilę, w której ojciec Nimatullah Youssef Al-Hardini zostanie ogłoszony błogosławionym Kościoła.
W tym samym czasie w libańskim klasztorze w Kfifane równie wielki tłum czuwał przy grobie maronity, a transmisja z Watykanu pozwalała brać udział w wielkim wydarzeniu. Ludzie wspinali się na płot przy grobie. Dym kadzidła i śpiewy wschodniej liturgii mieszały się z modlitwą. Radość wypełniała serca Libańczyków, a ci, którzy potrzebowali pomocy, liczyli na cud.
Wśród nich była Rosa Saad, niewidoma. Stała przy grobie ojca Nimatullaha i powtarzała: „Proszę, uzdrów mnie, chcę cię zobaczyć!”. I w tej samej chwili, w której na rzymskim placu ogłoszono imię nowego błogosławionego, niewidoma Libanka odzyskała wzrok!
Przerwano ceremonię, biskup poprosił, by natychmiast wygłosiła świadectwo. Uzdrowienie Rosy zostało uznane za cud potrzebny do kanonizacji. Sześć lat później, 16 maja 2004 r. Nimatullah Al-Hardini został ogłoszony świętym.
Szarbel – najzdolniejszy uczeń świętego
Klasztor w Kfifane od wieków przyciągał mnichów i pielgrzymów, ciesząc się sławą ważnego centrum duchowego. To tu od 1845 r. ojciec Nimatullah wykładał teologię moralną i aż trzy razy został przez Stolicę Apostolską mianowany asystentem generalnym zakonu maronitów.
Funkcję tę pełnił przez jedenaście lat, ale za każdym razem wybór przyjmował jako krzyż. Przyjęcia nominacji na opata generalnego odmówił: „Lepsza śmierć niż zostać przełożonym generalnym” – mówił.
To właśnie do Kfifane w 1853 r. został przysłany na pięcioletnie studia teologiczne młody mnich, Szarbel. Miał wtedy dwadzieścia pięć lat, nosił habit i dwa lata wcześniej złożył pierwsze śluby zakonne. Płonął w nim żar miłości do Boga i pragnienie służenia Mu we wszystkim do końca życia, ale potrzebował formacji, duchowej i teologicznej, dlatego w Annaya zdecydowano, aby oddać go pod skrzydła ojca Nimatullaha.
Wkrótce okazało się, że jest jednym z najzdolniejszych studentów. Pilny, pracowity, wyjątkowo zdolny, choć bez cienia dumy ze swoich intelektualnych możliwości. To od „świętego z Kfifane”, jak nazywano Nimatullaha, nauczył się skrupulatnego przestrzegania reguły zakonnej, postu, umartwiania się i skromności stroju.
A reguła była surowa, wymagano dyscypliny i posłuszeństwa. Uczono go, że mnich może spać najwyżej pięć godzin, resztę doby ma poświęcić na modlitwę, medytację i pracę fizyczną. Wszystko, co robił, miało być podporządkowane celowi ostatecznemu, czyli trosce o zbawienie. „Mądry człowiek to ten, który chce ocalić swoją duszę” – uczył go św. Nimatullah. Po ukończeniu studiów teologicznych 23 lipca 1859 r. Szarbel przyjął święcenia kapłańskie i wrócił do Annaya, gdzie żył aż do śmierci.
Ojciec Nimatullah: życie mistrza
Mistrz św. Szarbela żył zaledwie pięćdziesiąt lat. Urodził się jako Youssef Kassab w 1808 r. w wiosce Hardine, jako jedno z siedmiorga dzieci. Po ukończeniu studiów w 1822 r. wstąpił do klasztoru, gdzie uczył się oprawiać księgi.
Okres formacji w życiu monastycznym spędzał na nieustannej modlitwie, często spędzał noce na adoracji Najświętszego Sakramentu w klasztornym kościele. Często znajdowano go w kaplicy, na kolanach, z rękami uniesionymi w formie krzyża i oczami wpatrzonymi w tabernakulum.
Był surowy dla siebie, ale jednocześnie był wzorem cierpliwości i wyrozumiałości dla współbraci. Miał tak wielkie serce, że przełożeni upominali go za zbytnią pobłażliwość. Nie narzekał, nie skarżył się. Wszystkie upomnienia znosił w ramach wyzwań życia monastycznego.
Rozumiał świętość w kategoriach komunii i miłości braterskiej. „Pierwszą troską mnicha, w dzień i w nocy, nie powinno być krzywdzenie, ani niepokojenie swoich braci mnichów” – mawiał.
Pustelnia jest rajem
Co ciekawe, mimo iż przygotowywał młodych mnichów do podejmowania życia pustelniczego, sam nie szukał odosobnienia, a chętnie angażował się w sprawy zakonnej wspólnoty. Spytany kiedyś o to, dlaczego nie decyduje się na odosobnienie odpowiedział, że dla niego życie w społeczności jest prawdziwym wyzwaniem, że pustelnia byłabym już rajem na ziemi.
Gdy w czasie dwóch wojen domowych bardzo cierpiał, a jego rodzony brat, ks. Elizeusz, zasugerował, aby wycofał się do pustelni, on odpowiedział zdecydowanie: „Ci, którzy walczą o cnotę w życiu wspólnotowym, będą mieli większe zasługi”.
Uważał, że zwykłe, codzienne życie jest nieustannym męczeństwem, mnich musi być zawsze wzorem dla swoich braci, strzegąc się, by nie stać się źródłem zgorszenia. Po drugiej wojnie domowej ofiarował się Bogu za Liban i swój zakon.
Przez całe życie miał szczególne nabożeństwo do Maryi, zbudował ku Jej czci szesnaście ołtarzy. Mówił o Niej: „Źródło siły”. Wciąż powtarzał Jej imię, a szczególne miejsce w jego sercu i medytacjach zajmowała tajemnica Niepokalanego Poczęcia, choć jako dogmat Kościół ogłosił ją dopiero w 1854 r.
Po modlitwie Anioł Pański często powtarzał: „Niech będzie błogosławione Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny”. I nie rozstawał się z różańcem.
Śmierć
Była zima 1858 r. Ojciec Nimatullah nagle zachorował i po dwóch tygodniach wysokiej gorączki, 14 grudnia, trzymając w rękach ikonę Najświętszej Maryi Panny i szepcząc „o Maryjo, Tobie zawierzam moją duszę”, zmarł.
Ludzie, którzy byli w pobliżu w chwili jego śmierci, byli świadkami niebiańskiego światła oświetlającego pokój i aromatycznego zapachu, który utrzymywał się przez kilka dni. Gdy w 1864 r. otwarto jego grób, znaleziono nienaruszone ciało mnicha. Ze względu na ogromny szacunek, jakim darzono go za życia i przekonaniu o jego świętości, ciało wystawiono na widok publiczny.
Libańczycy pielgrzymowali do Kfifane i prosili go o pomoc w wielu trudnych sprawach. Co ciekawe, cuda nie były tak liczne, jak w przypadku orędownictwa jego ucznia, Szarbela. Natomiast dzieje się tak, że świętość Szarbela ukazuje i udowadnia świętość jego mistrza.
– Dla nas największym cudem św. Nimatullaha jest właśnie św. Szarbel – mówi prokurator i postulator Zakonu Libańskich Maronitów ojciec Elias Al-Jamhoury.
Cuda ojca Nimatullaha
Miał charyzmat proroctwa – nazywano go „człowiekiem wizji”. Pewnego razu poczuł, że stodoła, w której trzymano krowy klasztoru Kfifan, zawali się na nie (krowy uważano wówczas za istotne aktywa). Ojciec poprosił mnicha odpowiedzialnego za inwentarz o zmianę miejsca dla krów. Z początku mnich zawahał się, ale ojciec Nimatullah nalegał. Po usunięciu krów dach stodoły zawalił się, ale zwierzętom nic się nie stało…
Innym razem chciał odprawić codzienną mszę, ale ministrant nie przybył na czas do kościoła. Następnie ojciec Nimatullah udał się do pokoju chłopca i poprosił go, aby wstał i służył do mszy. Ministrant nie był w stanie, bo miał wysoką gorączkę. Ojciec Nimatullah następnie poprosił chłopca, aby wstał, po czym rozkazał chorobie „zostawić go…”. Natychmiast chłopiec został wyleczony. Z radością i ożywieniem służył do mszy odprawianej przez ojca.
Po śmierci Bóg udzielił wielu uzdrowień i cudów za wstawiennictwem „świętego z Kfifan”. Jednym z uzdrowionych był prawosławny niewidomy Moussa Saliba z Btegrin. Moussa odwiedził grób Nimatullaha, gdzie modlił się i prosił o jego błogosławieństwo. W czasie głębokiego snu ukazał mu się ojciec Nimatullah i uzdrowił go ze ślepoty.
Korzystałam z książki P. Cattaneo, Św. Nimatullah Al-Hardini. Libański mnich cudotwórca” oraz www.hardini.org, www.maronite-heritage.com, www.discoverlebanon.com – tłumaczenia własne.