separateurCreated with Sketch.

35 lat walki z diabłem: niespotykane doświadczenia św. Jana Marii Vianney’a

diabeł i Jan Maria Vianney
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Czy wiecie, jaka jest pierwsza pokusa diabła wobec osoby, która zaczęła lepiej służyć Bogu?” – pytał proboszcz z Ars swoich parafian. Święty kapłan opowiadał im o swoich „przygodach” z siłami zła.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Od 1824 r. – a więc przez prawie 35 lat – ks. Jan Maria Vianney toczył jedną z najtrudniejszych walk: walkę z diabłem. Zły duch robił wszystko, aby zniechęcić go do modlitwy, surowego życia i wierności kapłaństwu. Drwił z jego duszpasterskich wysiłków, szydził z umartwień i postów, wyśmiewał braki w wykształceniu. Bił, straszył i nękał.

Mimo że w maleńkim Ars – miało 270 mieszkańców – ksiądz prowadził skromne życie, nie rzucał się w oczy, nie pisały o nim gazety i nie robił kariery, diabeł wziął go na swój celownik. W oczach świata był nikim. A kogo w proboszczu z Ars widział diabeł?

Św. Jan Maria Vianney i napaści diabła

Napaści diabła rozpoczęły się zimą 1824 r. Ks. Jan miał wtedy trzydzieści osiem lat, od sześciu lat mieszkał i pracował w Ars. Był wieczór, około godziny dziewiątej. Ksiądz kładł się spać, ale usłyszał trzy mocne uderzenia w furtkę.

To nie było pukanie zziębniętego wędrowca. Dźwięk był głuchy, narastał, jakby ktoś chciał wyważyć furtkę. Proboszcz otworzył okno, zawołał, ale nikogo nie zobaczył. Oddał się jeszcze raz Bożej opiece i położył się do łóżka. Ale nie zdążył zasnąć, gdy łomotanie powtórzyło się, tyle, że tym razem do drzwi mieszkania.

Ze względu na to, że kilka dni wcześniej ukradziono złotą monstrancję, już następnego dnia ksiądz poprosił dwóch mężczyzn o pomoc. Z obawy przed złodziejami mężczyźni obserwowali plebanię z dzwonnicy, inni spali w mieszkaniu księdza. Mimo że hałasy powtarzały się, nikogo nie zobaczyli.

Jeden z mężczyzn był świadkiem szarpania klamki i zasuwy w drzwiach oraz drżenia całego domu, ale gdy przeszukali wszystkie pomieszczenia i nikogo nie znaleźli, uznali, że dom księdza atakują siły nieczyste.

Niebezpieczny dla diabła

Niedługo potem, gdy napadało wyjątkowo dużo śniegu, a Ars tonęło w ciszy i bieli, głośne uderzenia w furtkę obudziły księdza w środku nocy. Zerwał się szybko i zbiegł na sam dół będąc pewnym, że bandyci zostawili na śniegu ślady, które pozwolą ich odnaleźć. Wyjrzał, ale wokół płotu śnieg leżał równiutki i nienaruszony. Cały plac tonął w poświacie księżyca. Proboszcz nikogo nie zobaczył.

W sercu jednak poczuł niemiły chłód. Zrozumiał, że to nie ludzie o złych zamiarach chcą mu zrobić krzywdę, ale że przyszedł ten, który wyrzekł się dobra i umie czynić tylko zło, sam jest złem – diabeł. Już niedługo ksiądz odkrył niezwykłą zależność – diabeł atakował szczególnie dotkliwie w każdą noc, która poprzedzała przyjście do spowiedzi wielkiego grzesznika.

Wyglądało to tak, jakby dzika wściekłość rozsadzała piekło, gdy rankiem miał stanąć u kratek konfesjonału pragnący nawrócenia człowiek. Ksiądz Jan jako spowiednik był dla diabła wyjątkowo niebezpieczny. Bywały dni, że spędzał w konfesjonale siedemnaście godzin w ciągu doby.

Źródła podają, że od 1830 r. spowiadał rocznie ok. 30 tysięcy osób. Czy taki kapłan mógł być dla diabła kimś, na kogo nie zwróciłby uwagi? „Diabeł jest jak piraci, którzy atakują tylko statki wiozące bogaty ładunek”.

„Nie widziałem go, ale…”

„Szatan – mówił ks. Vianney – mało sobie robi z dyscypliny i innych narzędzi pokutniczych. Do ucieczki przymusza go umartwienie w piciu, jedzeniu i spaniu. Niczego szatan więcej się nie obawia...”.

W ciągu lat dręczenia pomysłowość diabła nie znała granic. Dudnił, krzyczał, grzmiał, przesuwał przedmioty, zrzucał księdza z łóżka, dawał mu odczuć chodzenie szczurów po twarzy, sprawiał, że w pokoju latały nietoperze, a na strychu słychać było drażniący tupot, który przypominał dudnienie stada owiec na betonowej posadzce. W pomieszczeniach nad jadalnią ks. Jan słyszał dudnienie końskich kopyt.

„Nie widziałem go – zwierzał się parafianom 8 października 1825 r. – ale kilkakrotnie złapał mnie i wypchnął z łóżka”. Poprosił wtedy o pomoc w poszerzeniu siennika, aby trudniej było go wyrwać z legowiska.

„Diabeł złożył mi dziś wizytę”

W grudniu opowiadał: „Diabeł złożył mi dziś wizytę, dyszał tak mocno, jakby chciał mnie połknąć. Wydawało mi się, że wymiotował żwirem, albo czymś w tym rodzaju. Powiedziałem mu: Pójdę do Opatrzności i wyjawię wszystkie twoje intrygi, aby cię znienawidzono. Diabeł zamilkł natychmiast”.

Innym razem, na pytanie biskupa Devie, skąd wiedział, że to diabeł go nęka, odpowiedział: „Pomyślałem, że to był diabeł, gdyż odczuwałem strach. Pan Bóg zaś nigdy nie straszy”.

Od 1855 r. diabeł atakował ciało księdza. Vianney kaszlał tak bardzo, że cały się trząsł. We wrześniu 1857 r. zapaliły się zasłony nad łóżkiem i  pokój stanął w ogniu. Ksiądz był wtedy w kościele i zdarzenie skomentował następująco: „Diabeł nie mógł schwytać ptaszka, to podpalił jego klatkę”.

Pierwsza pokusa diabła

Nikt tak nie zna się na skuteczności wytrwałej modlitwy i znaczeniu nawrócenia jak diabeł. On wie, że każda spowiedź zmniejsza ilość mieszkańców piekła… „Czy wiecie, jaka jest pierwsza pokusa diabła wobec osoby, która zaczęła lepiej służyć Bogu? Jest to wzgląd na innych ludzi” – mówił ks. Jan w jednym z kazań.

Jedna z kobiet, która przyszła do księdza po pomoc, okazała się mieć cechy opętania. Podczas modlitwy, w obecności świadków, krzyczała: „Ile ty mi cierpień każesz znosić! Gdyby takich trzech było na ziemi, moje królestwo byłoby zniszczone. Ty zabrałeś mi więcej, niż osiemdziesiąt tysięcy dusz!”.

Zbudować eucharystyczną społeczność

Diabeł patrzył na Jana i doskonale widział, że jego gorliwość i nieustanna modlitwa stanowią zagrożenie dla uśpionych sumień, oziębłej wiary i zgnuśnienia panującego w Ars. Najpierw – swoją starą, sprawdzoną metodą – uderzył w pasterza.

Jednak Vianney trwał na modlitwie, służył od świtu do nocy, pościł w intencji parafian, chodził do nich, rozmawiał i spowiadał. W wymiarze duchowym diabeł nie znalazł dostępu do duszy księdza – postanowił go więc skutecznie wystraszyć. Wszystko, co robił, miało przeszkodzić w nawróceniu parafian. Liczył na to, że wystraszony, niewyspany, udręczony diabelskimi atakami i pełen obaw o własne życie ksiądz przestanie wyrywać piekłu jego zdobycze.

Ale nie docenił mocy wspólnoty. Ksiądz postanowił nie działać sam. Opowiadał o atakach złego i zapraszał do modlitwy wszystkich mieszkańców. Ustanowił nieustającą adorację Najświętszego Sakramentu, potem powołał bractwo mężczyzn, którzy mieli trwać na modlitwie.

Chodziło o to, aby zbudować eucharystyczną społeczność, aby każdy, choć na chwilę, zaglądał do kościoła i wystawiał całego siebie na promieniowanie obecności żywego Boga.

Patrzę na Pana Boga, a Pan Bóg patrzy na mnie

Owoce przyszły szybko. W jednym z kazań opowiedział zebranym w kościele: „Był tu w parafii pewien człowiek, który już od wielu lat nie żyje. Zaszedłszy z rana do kościoła, by zmówić pacierz przed udaniem się w pole, pozostawił motykę u drzwi kościelnych i zapamiętał się zupełnie w obliczu Boga.

Sąsiada, który pracował opodal i zwykł był widywać go przy robocie, zadziwiała teraz jego nieobecność. Powracając do domu wpadł na myśl, by wstąpić do kościoła. I tam go znalazł istotnie.

Co tu robisz tak długo? – zapytał. A zapytany odrzekł mu z prostotą: Patrzę na Pana Boga, a Pan Bóg patrzy na mnie... – Tak jest, moje dzieci. W tych prostych słowach zawiera się cała treść obcowania z Bogiem” – mówił proboszcz.

Najlepiej znają diabła najwięksi przyjaciele Boga

„Najlepiej znają diabła najwięksi przyjaciele Boga” – twierdził święty proboszcz z Ars. „Demon kusi tylko te dusze, które chcą wyrzec się grzechu i te, które są w stanie łaski. Inne i tak należą do niego, więc nie ma potrzeby ich kusić” – wyjaśniał i przypominał – najpierw swoim życiem – że dla człowieka ochrzczonego najważniejszym zadaniem jest podążanie drogą do świętości.

Jest to droga heroiczna, wymagająca pracy, samozaparcia i poświęcenia. Nie ma w sobie nic ze spokojnej, bezpiecznej wędrówki, jest ryzykowna, często wije się, zwęża, znika w gąszczu pokus i wiedzie stromą granią. Ta droga jest wyzwaniem. Gdy już człowiek podejmie decyzję, że chce nią iść – zaczynają się kłopoty.

Wyśmiewanie, zniechęcanie, dyskredytowanie sensu, rzucanie kłód pod nogi. Gdy to nie pomaga – zły uruchamia cięższe kalibry, atakuje wymyślniej, brutalniej. Czy człowiek ma jakąkolwiek szansę, by sobie z nim poradzić? By nie dać się zepchnąć z tej drogi w przepaść? Sam nie ma żadnej, jest bez szans.

Jedyną Osobą, która w tej konfrontacji zwyciężyła na wieki, jest sam Bóg. Trwanie w Nim pozwala przetrwać diabelski szturm. „Im bardziej dusza wzrasta, tym silniejsi są przeciwnicy”, „Diabeł woli świętych” – pisała Jacquelin Kelen.

Jest pyszny, lubi wyzwania i nienawidzi tych, którzy próbują wyplątywać ludzi z sideł, w które ich złapał. Zwłaszcza gdy zadał sobie tyle trudu, aby sidła uczynić niewidzialnymi, a swoje istnienie ukryć i mu zaprzeczyć…

Wiersz Romana Brandstaettera

O diabelskich atakach na ks. Vianney'a Roman Brandstaetter napisał wiersz. Wskazał na udrękę, ale też i na to, że ksiądz wypędzał szatana z tych ludzi, którzy dźwigali w sobie… nieobecność Boga.

Zjadasz kilka zimnych i spleśniałych kartofli
I śmiertelnie znużony
Walisz się na barłóg,
A szatan trzęsie twym domem,
Warczy na strychu
I po izbie się tłucze,
Przesuwa krzesło i stół,
Szeleści w firankach jak szczur,
A nawet siada na brzegu twojego siennika
I przedrzeźniając Głos Niewidzialności,

Woła: „Nie ujdziesz mi, Janie, nie ujdziesz!”
A ty bojujesz z nim coraz zajadlej
– O, niezmierzona udręko bojowania ze Złym!
I nieuczoną wiarą
Wypędzasz go z ludzi.
Dźwigających w sobie Bożą nieobecność,
Przewrotną i nieprzejednaną.

Korzystałam z książek:
J. Kelen, Diabeł woli świętych”
;
J.M. Vianney, Kazania
;
R. Brandstaetter, Wiersze i poematy”
.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.