Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mohamed Bzeek pochodzi z Libii. W latach siedemdziesiątych wyjechał do Stanów Zjednoczonych na studia. Tam poznał swoją żonę, Dawn. Kobieta już wtedy była zaangażowana w pomoc dzieciom. Otworzyła nawet swój dom dla potrzebujących maluchów i została mamą zastępczą dla kilkorga z nich.
W 1989 roku małżonkowie zaczęli razem opiekować się nieuleczalnie chorymi dziećmi, które rodzice porzucili w szpitalu. Dawali im miłość, czułość i otaczali troską oraz wsparciem. "Jest wiele dzieci, których nikt nie chce, dlatego, że umierają. Nikt nie chce się z tym zmierzyć. Jeśli nikt ich nie będzie chciał wziąć, to zostaną w szpitalu, bez nikogo, kto mógłby je przytulić i z nimi porozmawiać. Ja zawsze z nimi rozmawiam, bez względu na to, czy są niewidome czy głuche. Zawsze z nimi rozmawiam. Bo wierzę, że są istotami ludzkimi, że mają duszę i uczucia" – mówił w jednym z wywiadów Mohamed.
„To jest po prostu to, co powinniśmy robić jako ludzie”
Bzeek przyznaje, że gdy wykryto u niego raka okrężnicy, bał się o własne zdrowie i życie. Jego żona zmarła w 2015 roku. Była to dla niego osobista tragedia, z którą trudno mu było się pogodzić. Syn Mohameda urodził się z wadą genetyczną. Mężczyzna zmagając się z nowotworem czuł się pozostawiony sam sobie.
Po pokonaniu choroby postanowił kontynuować swoją misję. Przyjmuje przybrane dzieci, które są śmiertelnie chore. "Ich życie ma wartość. Mówię im: Będzie dobrze – jestem tu dla was. Przejdziemy przez to razem" – opowiada Bzeek w rozmowie z magazynem „People”.
Jego podopieczni często nie widzą, nie słyszą, nie mówią. I nie mają zbyt wiele czasu, aby doświadczyć w życiu miłości, nadziei i uśmiechu.
Mohamed został zastępczym ojcem dla 6-letniej dziewczynki, która urodziła się głucha, niewidoma, z małogłowiem. Jedynym sposobem komunikowania się z nią był dotyk. "Chcę, by wiedziała, że jest tu ktoś dla niej. Ktoś ją kocha. Nie jest sama" – opowiadał Bzeek.
Mężczyzna opiekował się także Adamem, studentem informatyki, który nie był w stanie używać rąk. Chłopak cierpiał na chorobę kości, która sprawiała, że były one bardzo kruche i skłonne do złamań. Ojciec pomagał mu wykonywać proste zadania domowe. Wspierał w codziennych czynnościach, takich jak zakładanie butów czy kąpiel. "Bóg tak go stworzył, ale on jest wojownikiem, podobnie jak dzieci, które przyjechały do nas, aby z nami zamieszkać" – tłumaczył „People” Bzeek.
„Ich życie ma wartość”
Na pytanie dlaczego to robi, Mohamed odpowiada: "Nawet jeśli te dzieci nie mogą się komunikować, widzieć, ani nie słyszą, to mają duszę. Potrzebują kogoś, kto je pokocha" – tłumaczy.
Prawie wszystkie dzieci, które spędziły ostatnie lata życia z Bzeekiem, zostały wysłane do niego bezpośrednio ze szpitali hrabstwa Los Angeles jako niemowlęta – w placówkach zostały porzucone przez rodziców, którzy nie byli w stanie lub nie chcieli się nimi opiekować.
"Ich życie ma wartość – te dzieci sprawiają, że jestem szczęśliwy, gdy widzę ich uśmiechy i wiem, że są szczęśliwe i zadowolone" – mówi Bzeek. I dodaje: "Nie potrzebuję słów, aby to wiedzieć".
Mohamed mówi, że czuje się zaszczycony tym, że dzieci są pod jego opieką, a on może im okazać współczucie oraz zadbać o poszanowanie ich godności w ostatnich miesiącach i latach życia. "Opiekowałem się dziećmi, które przychodziły tutaj ze wszystkim – od rozszczepu kręgosłupa po uszkodzenie mózgu. Wiele z nich nie miało nawet imienia. Więc nadawałem im imię. A kiedy nadszedł czas ich śmierci, ich imiona były zapamiętywane. Nigdy nie zostały zapomniane. Ani na chwilę" – podkreśla Bzeek. Mężczyzna opowiada, że pożegnanie z przybranymi dziećmi jest bardzo bolesne.
"Umieranie jest częścią życia i nie możesz kupić sobie ani minuty, kiedy nadejdzie twój czas. Więc daję tym dzieciom to, co mam do zaoferowania w tym krótkim czasie, kiedy tu są. Odchodzą stąd wiedząc, że są kochane" – mówi.
Każde dziecko ma prawo do tego, aby mieć rodzinę
W jego domu swoje miejsce znalazła też dziewczynka, która od lat cierpi na poważną chorobę neurologiczną. Dziecko jest niewidome, nie słyszy i jest sparaliżowane. Rodzice ją porzucili, a Mohamed postanowił zabrać ją ze sobą do domu. "Wiem, że nie słyszy, nie widzi, ale zawsze z nią rozmawiam. Zawsze ją trzymam, bawię się z nią, dotykam. Ona ma uczucia i duszę. Ona jest istotą ludzką" – tłumaczy Bzeek.
Melissa Testerman, koordynatorka Departamentu ds. Dzieci i Rodzin, która znajduje miejsca dla chorych dzieci, mówi, że Mohamed jest człowiekiem misji, mężczyzną wyjątkowym, który dzieli się z innymi swoim sercem. "Jeśli ktoś kiedykolwiek do nas zadzwoni i powie: «To dziecko musi wrócić do domu z hospicjum, jest tylko jedno imię, o którym myślimy». Jest tylko jeden, jedyny człowiek, który byłby w stanie zabrać takiego malucha" – zaznacza kobieta.
Bzeek wierzy w to, że każde dziecko ma prawo, by mieć rodzinę: "Wierzę, że każdy ma prawo mieć mamę, tatę, brata, siostrę. A te dzieci nie mają nikogo. Tak, jakby świat o nich zapomniał. Te dzieci potrzebują, by ktoś je przygarnął i stworzył im rodzinę. Kogoś, kto by ich kochał i mówił: Jestem tu dla Ciebie, razem przez to przejdziemy. Kogoś, kto da im poczucie bezpieczeństwa" – zaznacza.
Korzystałam z: consciousnet.org, people.com, gofundme.com, dobrewiadomosci.net.pl, ofeminin.pl.