separateurCreated with Sketch.

„Irena, to ty jeszcze żyjesz?”: ojciec Piotr Rostworowski w anegdotach

o. Piotr Rostworowski
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - 16.08.22
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W swojej prostocie benedyktyn głosił, jak potrafił, a tak to zrecenzowała jedna z jego parafianek: „Tak lubię, jak ojciec Piotr godo na ambonie. Tak święcie godo, chocia ja tam niewiele rozumiem z tego. Ale tak ładnie godo”…

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Ojciec Rostworowski, wtedy jeszcze Wojciech Jan, wstąpił do benedyktynów w Zevenkerken w Belgii, bo w Polsce w 1930 r. wszystkie klasztory tego zakonu były jeszcze skasowane. Wspaniała okazja, by się wykazać i jakoś przywrócić do życia, nic więc dziwnego, że wkrótce już o. Piotr znalazł się w grupie kilku mnichów, którzy wrócili do Tyńca, by odbudować tu życie mnisze.

Wojenne sprzątanie

Można powiedzieć, że wybrali kiepski moment na powrót, mianowicie koniec lipca 1939 r. Wkrótce wybuchła wojna i z całej grupy w klasztorze, o którego odbudowie dopiero zaczęto myśleć, został tylko o. Rostworowski. Miał zaopiekować się parafią – „odjeżdżająca Wspólnota zostawiła dom w wielkim nieporządku”, jak wspominał, więc konieczne było posprzątanie, jednak to nie wszystko.

Otóż niedługo po tym, jak został sam, o. Rostworowski usłyszał w budynku serię wybuchów połączonych z odgłosami tłuczonego szkła. Odruchowo przypadł do ziemi, ale zapadła cisza. Poszedł więc ostrożnie się rozejrzeć.

Pomieszczenia wydawały się całe, nie był0 śladów po pociskach, jednak mnich był pewien tego, co słyszał. Tajemnica wyjaśniła się, kiedy zajrzał do spiżarni – wybuchły słoiki z pomidorami. Adrenalina opadła, a do porządków po wyjeździe doszło mycie ścian w spiżarce.

Kaznodzieja

Ojciec Piotr słynął jako znawca ludzkiej duszy i świetny kierownik duchowy. Miał też dar głoszenia, jednak raczej dla osób obeznanych z teologią i pogłębioną duchowością. Co jednak z tym zrobić, kiedy zrobią cię wiejskim proboszczem?

W swojej prostocie benedyktyn głosił, jak potrafił, a tak to zrecenzowała jedna z jego parafianek: „Tak lubię, jak o. Piotr godo na ambonie. Tak święcie godo, chocia ja tam niewiele rozumiem z tego. Ale tak ładnie godo”.

We wspólnocie

Po jakimś czasie o. Rostworowski został przeorem krakowskich kamedułów (zresztą potem przeszedł do tego zgromadzenia). Z tego czasu pochodzi „apoftegmat” o wizycie u jednego z braci rodziny. Spotkanie odbyło się przy furcie, młody kameduła został wyprzytulany i wycałowany także przez żeńską część odwiedzających. To zgorszyło furtiana, który poszedł do przełożonego z wieścią: „Brat Y całuje się na furcie z kobietami!”.

Przeor z poważną miną stwierdził, że w takim razie musi zobaczyć sytuację na własne oczy. Udali się więc we dwóch w stronę wejścia. Kiedy już byli blisko, o. Piotr zwrócił się surowo do jednej z kobiet: „Proszę pani, to jest klasztor, czy wie pani, co narobiła?”. Biedna zastygła ze zdziwienia i odparła: „Nie mam pojęcia. Co?”. „Proszę pani, pocałowała pani brata Y… a brata furtiana nie. Proszę go natychmiast pocałować!”.

Rekluz we Frascati

Ostatnie lata życia o. Rostworowski spędził we włoskim eremie, w którym pierwsze lata kamedulskie przeżył także bł. Paweł Giustiniani (założyciel odłamu kamedułów, którego klasztory są w Polsce). Pod koniec życia polski mnich został rekluzem – zamurowano go w eremie, by mógł prowadzić życie doskonale samotne. W tym czasie postanowiła napisać do wtedy już mającego ponad 80 lat pustelnika jego dawna znajoma, Irena Ponińska (świecka konsekrowana).

Podejrzewała, że nie dostanie odpowiedzi, jednak ku jej zdziwieniu ona nadeszła. Z radością otworzyła list, by w pierwszym zdaniu przeczytać pełne zaskoczenia i prostoty: „Irena, to ty jeszcze żyjesz?”. Nie ma to jak mnisze wyczucie w kontakcie z kobietami…

Korzystałam z książek: M. Florkowska, „Ojciec Piotr”, Kraków 2004, oraz M. Borkowska OSB, K. Małys OSB, „A w naszym klasztorze…”, Kraków 2013.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!