Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ks. Sebastian Picur to znany tiktoker. Ma tysiące fanów. Nam opowiada o ewangelizacji w internecie i historii swojego powołania.
Maciej Piech: Dziś Pan Jezus miałby TikToka?
Ks. Sebastian Picur: Myślę, że szukałby wszelkich możliwych sposobów dotarcia do ludzi. Właściwie to Jezus już ma TikToka, bo Kościół jest Jego Mistycznym Ciałem. Gdy Szaweł prześladował chrześcijan, Pan zapytał: „Dlaczego mnie prześladujesz?”. Ludzie, którzy pragną mieć relację z Jezusem i podejmują dzieło ewangelizacji, są Mistycznym Ciałem Chrystusa. To Ciało pragnie Dobrą Nowinę przekazywać wszelkimi możliwymi kanałami. Tak więc Jezus ma dziś TikToka, dodaje zdjęcia na Instagrama, vloguje na YouTubie, prowadzi blogi. W taki eklezjalny sposób.
Ks. Sebastian Picur: Błogosławieństwo z góry
Skąd decyzja o aktywności na TikToku?
Nie chciałem zakładać TikToka. Nie ciekawiło mnie to, co młodzież tam wrzuca. Na początku nagrywałem filmy na YouTubie. Nigdy nie czułem potrzeby, by to robić, ale namówili mnie moi parafianie. Argumentowali, że chętnie wrócą do mojego nauczania, gdy będą już w domu. Chcieli podzielić się z bliskimi fragmentami konferencji i myślami, które ich poruszyły. Do TikToka zachęcali mnie moi uczniowie z II Liceum Ogólnokształcącego w Krośnie. Zgodziłem się po czterech miesiącach. Zarówno przed nagrywaniem na YouTubie, jak i TikToku modliłem się. Pytałem Boga, czy to na pewno potrzebne. W obu przypadkach po kilku miesiącach słyszałem głos z góry: „Zrób to!”.
Konto bardzo szybko zyskało publiczność.
Sam byłem tym zaskoczony! Ale to nie jest dla mnie najważniejsze. Wyrazem Bożego błogosławieństwa jest zgoda i akceptacja moich przełożonych: biskupa i proboszcza. Wiedzą o kontach i oglądają niektóre filmiki. Jestem im wdzięczy za kredyt zaufania. Staram się go nie nadużywać. Biskup daje mi zielone światło na taki rodzaj ewangelizacji. Wie, że jest on dziś bardzo potrzebny. Media społecznościowe są narzędziem dotarcia do osób, których nie ma na co dzień w kościele. Przez pandemię ludzie, u których wiara nie była żywa i głęboka, nie bywają już regularnie w kościele.
Ludzka twarz księdza
Ewangelizacja w intrenecie jest skuteczna?
Znam osoby, które wiele lat nie chodziły do kościoła i nie doświadczały Chrystusa Eucharystycznego. Natrafiły na filmik lub post ze Słowem Bożym. Ta iskierka rozpaliła pragnienie nawrócenia. Dla mnie ważne jest także pokazywanie dobrego wizerunku kapłana. Media bazują na skandalach, na przykrych wydarzeniach w Kościele. Popularyzują Jego złą stronę. Owszem, te sprawy wydarzyły się w Kościele, nie powinno do nich dojść. Jednak nie jest to obraz wszystkich kapłanów. Żałuję, że nie ma w tym przekazie równowagi. Nie mówi się o dobrych rzeczach wśród katolików. Tych pięknych wydarzeń jest o wiele więcej niż złych. Staram się pokazać ludzką twarz księdza.
Udaje się?
Robię transmisje na żywo, odpowiadam na pytania, zapraszam do wspólnej modlitwy. Żartuję i śmieję się. Internauci mają możliwość spotkać się z człowiekiem z krwi i kości. Nie jestem za zasłoną konfesjonału, w prezbiterium czy za biurkiem w kancelarii. Mogą mnie o wszystko zapytać, a ja tych pytań się nie obawiam. Jestem dla nich, by dać im Chrystusa, by pomóc im budować wiarę. Dostaję prośby o spotkanie, spowiedź, rozmowę, i to od ludzi z całej Polski. Bycie w sieci jest tylko dodatkiem do moich podstawowych obowiązków, czyli duszpasterstwa w parafii i szkole. Nie dam rady służyć ludziom oddalonym o setki kilometrów. Jest wielu kapłanów ze wspaniałymi talentami i pomysłami. Byłoby dobrze, gdyby zdecydowali się pokazać w internecie. Jest wiele osób, które ich potrzebują.
Pierwsza myśl o kapłaństwie
Na TikToku ogląda księdza wielu młodych. A jak ksiądz wspomina swoją młodość?
Pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Moim rodzicom zależało, by mnie i rodzeństwo wychować w wierze. Często byliśmy w kościele. Chodziliśmy na nabożeństwa majowe czy różańcowe. Regularnie modliliśmy się w domu. Wiara w Boga była dla nas najważniejszą wartością. Byłem przeciętnym nastolatkiem, daleko mi było do ideału i świętości. Ale nie przeginałem w drugą stronę. Pojawiali się koledzy, którzy kusili niekoniecznie cnotliwymi propozycjami. Jednak miałem tę wielką łaskę, by nie sięgnąć żadnego dna.
Kiedy pojawiała się pierwsza myśl o kapłaństwie?
Bardzo wcześnie – miałem wtedy pięć lat. Byłem z mamą na pogrzebie, staliśmy nad grobem. Przyglądałem się księdzu, który modlił się nad trumną. W tamtym momencie uderzyła mnie rzeczywistość śmierci. Przestraszyłem się. Myślałem, że kiedyś będę musiał umrzeć. Podzieliłem się tym przeżyciem z bliskimi: kuzyn pocieszał mnie, że ludzie mogą żyć nawet sto lat i zachęcał, żebym się nie zamartwiał. Rodzice opowiedzieli mi o zbawieniu, życiu wiecznym i niebie. Czym jest sto lat w perspektywie wieczności?! Wypytałem rodziców, co zrobić, by dostać się do raju. Odpowiedzieli, że należy kochać innych i pełnić wolę Boga. Pomyślałem, że jeśli będę księdzem, czyli oddam całe życie Jezusowi, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że uda mi się dostać do nieba.
Wiedziałem, że będę szczęśliwy
Jako pięciolatek usłyszał ksiądz wezwanie „pójdź za mną”?
Historia jest bardzo prosta. Bóg wykorzystał mój strach przed śmiercią, by zasiać w moim sercu pierwsze pragnienie kapłaństwa. Nasze życie jest drogą. Jako kilkuletnie dziecko nie złożyłem papierów do seminarium (śmiech). Myśl dojrzewała przez następne lata. Bóg przyciągał moje serce coraz mocniej i mocniej. Najpierw byłem ministrantem i lektorem. Fascynowało mnie to, co dzieje się w czasie mszy świętej, lubiłem być blisko ołtarza. Starszy brat został księdzem. Modliliśmy się wspólnie, bywaliśmy w seminarium z rodzicami. Przez wszystkie te wydarzenia Bóg mówił do mnie: „Pójdź za mną”.
Nie brał ksiądz innej drogi pod uwagę?
Miałem różne pomysły na życie. Mogłem być nauczycielem, paleontologiem, żołnierzem, ale wybrałem kapłaństwo. Byłem nastolatkiem jak każdy inny. Zakochałem się, przyjaźniłem z dziewczynami. Zastanawiałem się nad małżeństwem i założeniem rodziny. To normalne. Bez takich myśli nie da się podjąć świadomej decyzji dotyczącej powołania. Zdecydowałem się pójść do seminarium. Miałem w sercu ogromne pragnienie bycia kapłanem i oddania życia Bogu. Spotkałem też wielu wspaniałych księży. Odwiedzali nas koledzy brata. Rozmawiałem z nimi i widziałem, że są szczęśliwi. Wiedziałem, że i ja będę.
Ks. Sebastian Picur: Bóg mnie sprawdzał
Po wstąpieniu do seminarium było już „z górki”?
Nie przeżyłem nigdy głębokiego kryzysu wiary. Nigdy nie zwątpiłem, że Bóg istnieje i bardzo mnie kocha. Ale ważne jest jedno: relację z Jezusem musimy nieustannie pielęgnować. Wiemy, że małżonkowie powinni każdego dnia poświęcać czas na budowanie relacji. I kapłani muszą, przez modlitwę i sakramenty, odnawiać relację z Chrystusem. W seminarium doświadczyłem kilku prób wiary. Kiedy jakaś ważna, specjalna intencja modlitewna nie została wysłuchana, czułem niezrozumienie. Bóg sprawdzał, czy jestem gotowy żyć z Nim na dobre i złe. Wiem, że to było potrzebne. Teraz mogę cieszyć się owocami tamtych doświadczeń.