Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Ilu będzie zbawionych? To pytanie spędza sen z wielu powiek. Debatujemy, spekulujemy, analizujemy i oceniamy. Często kryje się za tym lęk o nas samych – czy się "załapiemy" na miejsce w królestwie niebieskim. Nierzadko także pojawia się pokusa oceniania innych i lokowania w piekle tych, którzy nadepnęli nam na odcisk.
Nie różnimy się pod tym względem od ludzi żyjących w czasach Jezusa. Nic dziwnego, że podobne pytanie zostało również Jemu postawione. Odpowiedź, której udziela, powinna nas jednak mocno zastanowić. Nie wskazuje bowiem żadnej konkretnej liczby, ale mówi najpierw: "Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi" (Łk 13,24).
W tekście greckim pojawia się słowo αγωνιζεσθε (agōnizesthe), które znaczy dokładnie "walczcie". Jezus zwraca więc uwagę na pewne zmaganie, które trzeba podjąć, aby wejść przez ciasne drzwi. Dlaczego? Wyjaśnienie przychodzi w dalszej części Jego wypowiedzi: "Gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie będą mogli".
Skąd ta niemoc? Tu znów z pomocą przychodzi tekst grecki. Dosłowne tłumaczenie zastosowanego w nim wyrażenia ουκ ισχυσουσιν (ouk ischysousin) brzmi: nie będą w stanie, nie będą mieli siły.
Walka o więź z Bogiem
Czy nie dziwi nas, że Jezus nie grozi, nie straszy, nie podaje kryteriów zbawienia ani potępienia? Pokazuje natomiast, że kto nie podejmuje w swoim życiu pewnego rodzaju zmagania, określonej walki, ten nie będzie miał siły do wejścia przez symboliczne ciasne drzwi. To nie Bóg go odrzuci, lecz zdyskwalifikuje go jego własna niemoc.
Jaka to walka? Najkrócej rzecz ujmując – o więź z Bogiem; o codzienną żywą relację; o wierną odpowiedź na Jego miłość. Stąd płynie intymna zażyłość z Jezusem i wzajemne poznanie. Nic dziwnego, że w dalszej części przypowieści, gdy Jezus mówi o panu domu zamykającym drzwi, a także o stojących na zewnątrz i wołających, aby ich wpuścił – wkłada w słowa gospodarza słowa: Nie wiem, skąd jesteście (Łk 13,25).
Istotnie, można słuchać Jezusa, nawet ucztować z Nim i nigdy nie zbliżyć się do Jego serca; można powoływać się na znajomość z Nim, a w rzeczywistości nie wypowiedzieć do Niego żadnego szczerego, kochającego słowa, poza formułowaną okazyjnie litanią skarg, wniosków, żądań i oczekiwań. Nasza religijność może bowiem być zewnętrzna i powierzchowna, a religijność fasadowa.
Dlatego zamiast liczyć potencjalnych zbawionych lub potępionych, lepiej zwrócić się ku swemu sercu i zapytać o faktyczne miejsce, jakie zajmuje w nim Bóg. I nie chodzi o tradycję, przyzwyczajenia, wyuczone nawyki czy przejęte zwyczaje, ale o Jego żywą, autentyczną obecność.