separateurCreated with Sketch.

Adwent i Wielki Post często przeżywamy w podobny sposób. Czy słusznie?

Adwent i Wielki Post
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czym tak naprawdę Adwent różni się od Wielkiego Postu? Być może najlepsze, co możemy zrobić, to wrócić do pierwotnej intuicji ludu chrześcijańskiego i przywrócić Adwentowi ascetyczny charakter. Kto wie, czy tak często deprecjonowane dziecięce postanowienia „niejedzenia cukierków” nie są właśnie w tym wypadku kluczem do sukcesu.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Post świętomarciński

Początków obchodzenia Adwentu szukać należy w liturgicznych tradycjach Galii i Hiszpanii w IV wieku. Celebrowane 6 stycznia święto Objawienia Pańskiego (wcześniejsze od związanego z dniem 25 grudnia święta Narodzenia Chrystusa) poprzedzały początkowo trzy tygodnie przygotowania.

Nieco tylko późniejsze źródła galijskie wzmiankują już czterdziestodniowy post poprzedzający Objawienie Pańskie, zwany – od dnia swego początku (11 listopada) – postem św. Marcina. Chodziło o 40 dni rzeczywistego postu, a dniami postnymi nie były tradycyjnie soboty i niedziele.

Przygotowania do święta

Jeśli wziąć pod uwagę, że obchód Wielkiego Postu kształtował się tylko nieco wcześniej – w pierwszej połowie IV wieku – to należałoby stwierdzić, że u swych korzeni oba okresy pełnić miały dokładnie tę samą funkcję i miały bardzo podobny, jeśli nie identyczny, charakter.

Zarówno czterdziestnica poprzedzająca Objawienie Pańskie, jak i ta odbywana przed Wielkanocą były okresami pokuty, postu i wzmożonej aktywności religijnej, przy czym ascetyczny wymiar obu okresów zdecydowanie dominował nad ich aspektem liturgicznym. Chodziło o „zorganizowanie” czasu wytężonej aktywności duchowej, który następnie znajdował swoje zwieńczenie w radosnej celebracji święta.

Dodajmy jeszcze, że chrześcijanie tamtych pokoleń prawdopodobnie w ogóle nie zrozumieliby naszych pytań i rozważań na temat tego, które święto jest ważniejsze. Oba postrzegali bowiem jako celebrowanie tej samej tajemnicy zbawczej Wcielonego Syna Bożego. Do każdego z ważniejszych świąt uważali za potrzebne przygotować się poprzez gorliwszą niż zazwyczaj pokutę, post i wytężoną modlitwę.

Miało (i ma) to również wymiar, który dziś nazwalibyśmy pewnie „psychologicznym” – pokuta, post, asceza poprzedzające celebrację święta, służyły intensyfikacji przeżycia samego święta, jako szczególnego czasu doświadczenia łaski Boga, która jest odpowiedzią na pragnienia i tęsknoty człowieka, zdolną zaspokoić je i nasycić. Każde ważniejsze święto poprzedzała też liturgiczna wigilia, czyli czuwanie w noc poprzedzającą sam dzień obchodu święta.

Warto zauważyć, że „symboliczne” już właściwie pozostałości tej praktyki pozostały w naszej obyczajowości do dzisiaj. Są nimi choćby tradycyjny (choć niewymagany przez prawo kanoniczne Kościoła katolickiego) post w wigilię Bożego Narodzenia i w Wielką Sobotę – oba „wieńczone” uroczystą celebracją liturgiczną w noc poprzedzającą właściwy dzień święta (pasterką i Wigilią Paschalną).

Identyczne w praktyce

A zatem u swoich źródeł Adwent i Wielki Post niczym właściwie się nie różniły. Ich podstawowe cele i funkcje pozostają tożsame. Pomijając wszystkie różnice związane z treścią czy „atmosferą” obu okresów – którymi zajmiemy się za chwilę – trzeba powiedzieć, że od strony praktyk podejmowanych przez ogół wiernych do dziś wykazują one wiele daleko idących podobieństw.

W obu przypadkach jesteśmy zachęcani do ascezy i skupienia, do gorliwszego pełnienia uczynków miłości; w obu proponuje się nam pewną „aktywizację” liturgiczną w postaci specyficznych dla danego okresu nabożeństw (e.c. msze roratne w Adwencie; nabożeństwa pasyjne w Wielkim Poście).

Specyfika Adwentu w tradycji rzymskiej

Specyficznego charakteru Adwent zaczął nabierać dopiero nieco później. Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że o ile czterdziestodniowy post poprzedzający święto Objawienia Pańskiego znany był w Galii, Hiszpanii i na Wschodzie już w IV wieku, o tyle w Rzymie jeszcze na początku VI wieku nikt o nim nie słyszał. Nic nie wie o nim nawet św. Benedykt, gdy spisuje swoją słynną Regułę. Czyni o nim wzmianki w swoich homiliach dopiero św. Grzegorz Wielki pod koniec stulecia.

W Rzymie i na podległych mu bezpośrednio terenach był to od samego początku okres związany z przygotowaniem do uroczystości Narodzenia Pańskiego, która – w przeciwieństwie do Wschodu, Galii i Hiszpanii – szybko zyskała tu popularność i dominujące znaczenie względem uroczystości Objawienia Pańskiego.

Rzymski Adwent – gdy już się ukształtował – miał przede wszystkim charakter liturgiczny. Obejmował okres czterech lub pięciu niedziel poprzedzających Narodzenie Pańskie. Treść zawarta w liturgii tego czasu kładła akcent przede wszystkim na potrzebę przygotowania się na powtórne przyjście Pana na końcu czasów. To z nim właśnie tradycja rzymska wiązała konieczność postu i pokuty.

Misja mnichów iroszkockich, którzy – począwszy od VII wieku – reewangelizowali Europę odmienioną przez wędrówkę ludów, zaowocowała utrwaleniem charakteru Adwentu związanego z oczekiwaniem na paruzję. Konieczność gotowości na powtórne przyjście Chrystusa była jednym z istotnych elementów ich przepowiadania, a koncentrowali się na niej właśnie zwłaszcza w związku z Adwentem.

Z czasem tradycja rzymska i galijska zespoliły się jedno. W XI wieku cały Zachód obchodzi już Adwent z grubsza identyczny co do przebiegu i charakteru z Adwentem, który i my dziś obchodzimy. Z biegiem czasu następowało jednak przesunięcie dominanty treściowej z oczekiwania na paruzję na przygotowanie do celebracji pamiątki narodzin Zbawiciela.

Nieudany powrót do eschatologii

Reforma ostatniego soboru próbowała na nowo wydobyć eschatologiczny charakter Adwentu, przeznaczając na refleksję nad nim dni od początku tego okresu aż do 16 grudnia, a jedynie ostatnie osiem dni rezerwując na bezpośrednie przygotowanie do Bożego Narodzenia.

Trzeba chyba jednak powiedzieć, że ów zamysł reformatorski, póki co, niekoniecznie znalazł odzwierciedlenie w powszechnej świadomości ludu Bożego – niejednokrotne z winy duszpasterzy i kaznodziejów. Niewątpliwie ma to również związek z głęboko zakorzenioną w świadomości i praktyce pobożnościowej wiernych „maryjną” dominantą Adwentu.

Odprawiane przez cały ten okres roraty – czyli msza o Matce Bożej – jak i stosunkowa „wdzięczniejszość” w przepowiadaniu wątków maryjnych względem eschatologicznych, przyczyniły i przyczyniają się skutecznie do utrwalenia rozumienia Adwentu jako przygotowania do Bożego Narodzenia. Nie bez znaczenia jest tu pewnie i to, że w społeczeństwach konsumpcyjnych, w których zbliżające się święta są okazją do wzmożenia handlowego, eschatologia nie jest najchętniej podejmowanym tematem.

Adwent i Wielki Post

We wprowadzeniu do aktualnej edycji Mszału czytamy:

Okres Adwentu ma podwójny charakter. Jest okresem przygotowania do uroczystości Narodzenia Pańskiego, przez którą wspominamy pierwsze przyjście Syna Bożego do ludzi. Równocześnie jest okresem, w którym przez wspomnienie pierwszego przyjścia Chrystusa kieruje się dusze ku oczekiwaniu Jego powtórnego przyjścia na końcu czasów. Z obu tych względów Adwent jest okresem pobożnego i radosnego oczekiwania (Ogólne normy roku liturgicznego i kalendarza, punkt 39; MR 2013 [81]).

W świadomości zwykłego katolika paruzja niekoniecznie jednak kojarzy się wprost z radością, a wszechobecna reklama utwierdza go w przekonaniu, że radości powinien oczekiwać i zapewnić ją sobie oraz bliskim w nadchodzące święta przede wszystkim za pomocą nabywanych dóbr.

Adwent bardziej „adwentowy”

Być może najlepsze, co możemy zrobić, chcąc „odzyskać” właściwe przeżywanie Adwentu, to wrócić do pierwotnej intuicji ludu chrześcijańskiego i przywrócić Adwentowi jego ascetyczny charakter. Kto wie, czy tak często deprecjonowane dziecięce postanowienia „niejedzenia cukierków” nie są właśnie w tym wypadku kluczem do sukcesu.

Podjęcie na nowo rzetelnej i pokornej w swej prostocie praktyki ascetycznej, która znajdzie zwieńczenie i logiczne dopełnienie w pełnieniu uczynków miłosierdzia wobec potrzebujących bliźnich – tylko tyle i aż tyle.

Przeżyty w konkrecie (realizowanych z mniejszym lub większym powodzeniem) postanowień głód ciała ma szansę na nowo stać się wyrazem naszego duchowego głodu Boga i Jego łaski, znajdując swoje „symboliczne” (ale jednocześnie konkretne na zmysłowo-emocjonalno-intelektualnym poziomie) spełnienie w celebracji święta, przeżywanego jako znak rzeczywistości eschatologicznej.

Zmienić akcenty

Od strony liturgii i przepowiadania niewątpliwie należałoby oczekiwać od duszpasterzy, a zwłaszcza kaznodziejów, by zarówno w Adwencie jak i w Wielkim Poście nastąpiła pewna zmiana akcentów – przejście od schematu anamnetyczno-moralizatorskiego (skoncentrowanego na wspominaniu historycznych epizodów składających się na historię zbawienia, celem wyciągnięcia z nich takiej lub innej nauki moralnej) do katechezy egzystencjalno-eschatologicznej (ukazującej cel i sens proponowanych postaw i działań w perspektywie zbawienia jako rzeczywistości aktualnej i domagającej się naszego aktywnego współudziału).

Mówiąc nieco prościej – a może nawet znacznie upraszczając – chodziłoby o to, by w Adwencie nie tylko mówić o tym, że Maryja powiedziała „fiat”, więc my też mamy zgadzać się zawsze z wolą Bożą; a Pan Jezus urodził się w ubogiej stajence, więc nam nie wypada pragnąć i zabiegać o dobra zbyt luksusowe; lecz by budzić w ludzie Bożym żywą nadzieję, że niegdyś narodzony w Betlejem powróci przy końcu czasów jako Pan kosmosu i jego historii (w tym moich osobistych losów), nasz Odkupiciel i Obrońca – tak, aby żywa tęsknota za Jego przyjściem i objawieniem się Jego chwały stawała się motywacją naszych decyzji i działań we wszystkich dziedzinach życia.

Szłoby o to, by w Wielkim Poście nie tylko odwoływać się do szczegółów bolesnej męki Zbawiciela, jako narzędzia swoistej „licytacji” (jeśli nie wręcz „szantażu”) na zasadzie: „Pan Jezus tyle zniósł, więc ty też możesz wytrzymać trochę niewygody” lub „Pan Jezus tak za nas cierpiał, więc nie wypada nam źle postępować”; lecz by objawiając wielkość dzieła odkupienia w Tajemnicy Paschalnej, ukazywać wierzącym ich chrzcielną godność i najprawdziwszy (bo ostateczny) cel ich egzystencji przeżywanej w konkrecie codzienności – zmartwychwstanie i życie wieczne życiem samego Boga (możliwe już tu i teraz na miarę wzrastania w relacji ze Zmartwychwstałym Panem, dzięki sakramentalnej praktyce życia we wspólnocie Kościoła).

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.