separateurCreated with Sketch.

Andrzej Mastalerz po 17 latach związku bez ślubu: „Sakrament uporządkował nasze życie oraz relację z Bogiem”

Andrzej Mastalerz
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Bez pomocy Bożej Opatrzności niewiele bym zrobił” – mówi Aletei Andrzej Mastalerz – aktor filmowy, telewizyjny i teatralny oraz reżyser, szczególnie ceniony w Teatrze Polskiego Radia.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Czy ślub coś zmienia?

Anna Gębalska-Berekets: Po wielu latach zdecydował się pan na ślub kościelny. Dlaczego?

Andrzej Mastalerz: Doświadczyłem śmierci bliskich mi osób. Z tej okazji postawiłem sobie szereg istotnych pytań. W przeszłości miałem wiele żalu i pretensji do Pana Boga. Byłem wtedy przekonany, że ponosił On odpowiedzialność za to, co się stało. Nie miałem świadomości mocy Jego milczenia. Niemniej, to właśnie po tym wydarzeniu nastąpił przełom. Pojawiło się we mnie pragnienie uporządkowania życia. Zaproponowałem żonie zawarcie ślubu kościelnego. Byliśmy małżeństwem niesakramentalnym przez siedemnaście lat.

Sakrament zmienił coś w pana relacji z żoną?

To nie jest tak, że ślub spowodował, że życie stało się łatwiejsze, pozwolił nam jednak pozostać w zgodzie z samym sobą. Uporządkował też nasze życie oraz relacje z Bogiem. Bez pomocy Bożej Opatrzności niewiele bym zrobił. Popełniłbym w życiu wiele głupstw i podjął wiele nieodpowiedzialnych decyzji, także tych dotyczących relacji z żoną.

Wszystko, co we mnie najważniejsze, pochodzi ze Śląska”. Wiara też?

Bóg, praca, dom – to dla Ślązaków bardzo ważne wartości. Na Śląsku się urodziłem i wychowałem. Szacunek do pracy, poczucie lojalności, wytrwałość i cierpliwość – te wartości też mam stamtąd.

„Najważniejsze jest to, co robimy dla drugiego człowieka”

Na pańskiej drodze wiary zdarzają się kryzysy?

Tak, jesteśmy przecież tylko ludźmi, którzy popełniają błędy. Ale takie sytuacje nie podważają naszych fundamentów wiary. Człowiek doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej niedoskonałości. Wbrew pozorom, to właśnie sytuacje, w których jestem słaby i niedoskonały, utwierdzają mnie w wierze.

Jak pan sobie radzi z tymi kryzysami?

Nie mam złotego środka. To są tak delikatne sprawy. Nie śmiałbym też czegokolwiek komuś radzić. Każdy musi znaleźć swoją drogę do pokonania trudności. Ale jeśli je przezwyciężymy, wtedy podstawy relacji z Bogiem są o wiele trwalsze, przez co trudniej je naruszyć.

Zadaje sobie pan pytania o sens życia?

Nasze życie na ziemi to taki błysk, iskierka. Najistotniejsze jest to, co robimy dla drugiego człowieka. I to jest cały sens życia. Relacje z drugim człowiekiem. To, co dajemy i ile ofiarowujemy z siebie innej osobie. Zadaję sobie też inne pytania.

Jakie?

Składane są nam różne propozycje, które mają nam ułatwić życie, a są jednym wielkim kłamstwem. Jedną z nich jest przekonanie, że uciekając od bólu i cierpienia, będziemy szczęśliwi i spełnieni. Uważam, że jeśli nie rozwiążemy najistotniejszych problemów duchowych, nie odpowiemy sobie na podstawowe kwestie dotyczące naszej egzystencji, to ucieczka od trudności będzie tylko pewną formą niezgody na upływający czas.

Angażuje się pan także w działalność charytatywną.

Pomoc i spotkanie z drugim człowiekiem są drogą, która wiedzie ku doskonaleniu, jednak trzeba przy tym wykazać się nie tylko miłosierdziem, ale i pokorą. Dawanie daje niezaprzeczalną radość. Nie chcę jednak publicznie opowiadać o tym, co robię dla innych.

Andrzej Mastalerz z żoną Agatą
Andrzej Mastalerz z żoną Agatą

Bóg, Śląsk i... rodzina

Jako jedną z najważniejszych swoich ról wymienia pan bycie mężem i ojcem. Jakim jest pan tatą?

Moje dzieci są już dorosłe. Syn Kuba mieszka we Wrocławiu, córka Agnieszka w Warszawie. Mają swoje życie. Są dobrymi i wartościowymi ludźmi. Spotykamy się tak często, jak to tylko możliwe. A jeśli akurat się nie widzimy, to staramy się do siebie chociaż dzwonić. To ich trzeba by zapytać, jakim jestem tatą (śmiech).

Całokształt pana twórczości został doceniony na festiwalu “Dwa Teatry” w Zamościu. To okazja do podsumowania dotychczasowej twórczości?

Nagroda była dla mnie zaskoczeniem i olbrzymim wyróżnieniem, bo znalazłem się w gronie wybitnych postaci polskiego aktorstwa.

Od kilku lat nie jest pan związany z żadną sceną. Dlaczego?

To była trudna decyzja. Kiedy dokonuję wyborów w życiu, staram się mieć wokół siebie uporządkowaną przestrzeń. Także zawodową. Mapa teatralna Polski zmieniła się od czasów, gdy zacząłem pracować. Takich miejsc, w których mógłbym się odnaleźć, jest coraz mniej. Ich estetyka kompletnie mi nie odpowiada. Środowisko teatralne jest obecnie bardzo spauperyzowane. Na rynku pojawiła się cała masa ludzi, którzy nie są aktorami, a czerpią z tego znacznie więcej korzyści niż zawodowi aktorzy, którzy pracują przecież rzetelnie i szlachetnie.

Nowy rok to czas wyznaczania celów. Co jest na pańskiej liście?

Nie mam konkretnych marzeń. Nie myślę o tym, że muszę koniecznie coś zagrać albo wyreżyserować. Owszem, jestem w fazie refleksji o kształcie pewnego przedsięwzięcia. Jeśli się uda, to dobrze, jeśli nie – trudno. Najważniejsze jest dla mnie to, by stworzyć rzeczy wartościowe, które dadzą ludziom coś dobrego. Nie chodzi o wielkość roli, ale to, co za nią idzie. O pogłębioną refleksję, która odciśnie piętno dobra w życiu odbiorcy. Pozwoli mu uświadomić sobie, że nie jest sam. Sądzę, że nigdy człowiek nie jest do końca sam – jest z nim przecież Bóg.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.