separateurCreated with Sketch.

Komża 40+, czyli 7 argumentów, by zostać ministrantem w dojrzałym wieku

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Zalet bycia ministrantem, nawet w wieku inżyniera Karwowskiego, znalazłem pełną garść. Uwaga, Panowie: piszę i objaśniam, dlaczego warto zostać ministrantem, nawet kiedy jest się już szanowanym obywatelem i parafianinem.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Nie wiem, jak jest w waszych parafiach, ale w mojej mimo grupki całkiem ogarniętych chłopaków z pokolenia Z, jest też spora załoga ministrantów, w której średnia wieku wynosi około… 70 lat.

Na seniorów można zawsze liczyć, służą dzielnie w dni świąteczne i w tygodniu - cóż, powiecie, mają przecież dużo czasu, są na emeryturze. To prawda, nie muszą się uczyć, pracować, uczęszczać na zajęcia dodatkowe, ale np. kursują jako taksówkarze swoich wnuków, bo zasłużony odpoczynek wcale nie oznacza końca obowiązków.

Mam dla nich ogromny szacunek, bo wcale nie jest tak, że młodzi wbijają do służby liturgicznej drzwiami i oknami (patrz: zajęcia dodatkowe) - boomerzy i dziadersi wypełniają kadrowy niedobór młodych, choć „już szron na głowie, już nie to zdrowie”.

No dobrze, a ojcowie ministrantów? Gdzie są średniacy? Pokolenie X? Starsi millenialsi?

Ministranci 40+

W tym artykule chcę przekonać chłopaków z mojego pokolenia, że warto w czasie Eucharystii przenieść się z nawy kościelnej do prezbiterium i dać coś z siebie na Chwałę Bożą.

Mężczyzn w średnim wieku zaangażowanych w życie Kościoła ze świecą szukać. Wiadomo, praca, natłok obowiązków, chroniczny brak czasu. Z kobietami jest inaczej. Ich zaangażowanie stoi u podstaw Kościoła "żeńskokatolickiego". A przecież tak samo jak mężczyźni są obciążone pracą i służbą swoim najbliższym, a spinając rzeczywistość również żyją w permanentnym niedoczasie.

Jak one to robią, że chce im się odpowiadać za wspólnoty, prowadzić modlitwy, organizować uwielbienia, śpiewać w chórach, redagować parafialne media? I z pewnością masowo służyłyby jako ministrantki, ale akurat ten rodzaj służby, już chyba tylko z racji tradycji.

Zalet bycia ministrantem, nawet w wieku inżyniera Karwowskiego znalazłem pełną garść. Uwaga panowie: piszę i objaśniam, dlaczego warto zostać ministrantem, nawet kiedy jest się już szanowanym obywatelem i parafianinem.

1. Nie nudzisz się w kościele

Jak wiadomo, facet musi mieć do wykonania precyzyjnie określone, konkretne zadanie.

W prezbiterium nie musisz jak inni mężczyźni z kościelnej nawy znosić 3 x S: stać, śpiewać, słuchać. Nie! Ty masz do zrobienia swoją konkretną pracę. Przedtem musisz opanować pewne czynności, wykazać się czujnością (nie ma mowy o przysypianiu!), musisz się starać, bo służysz przede wszystkim Bogu, ale pomagasz kapłanom i robisz to wszystko przed ludem bożym.

Pamiętaj, że nikt od ciebie nie wymaga perfekcji. Chodzi o twoje zaangażowanie i minimalne staranie, by za każdym razem było nieco lepiej. Masz co robić podczas Eucharystii. A im dłuższa liturgia i bardziej skomplikowana, tym robi się ciekawiej.

A jeśli coś nie wyjdzie - nie przejmuj się, nikt ci złego słowa nie powie i na pewno nie stracisz twarzy.

2. Ćwiczysz pokorę

Nieee! No z czym on mi tu wyjeżdża, co to, średniowiecze? I co, mam się może jeszcze umartwiać? Nie o to chodzi.

Prawdziwa pokora to nie myślenie o sobie gorzej, to nie poniżanie się.  To myślenie o sobie… mniej.  Załóżmy, że masz już swoje lata, dorobek, cieszysz się pewnym prestiżem. Może jesteś dobrze prosperującym biznesmenem albo prezesem w korpo lub szanowanym profesorem.

A teraz przychodzisz do zakrystii, zakładasz komżę i grzecznie, gęsiego, wychodzisz wraz z innymi ministrantami przed ołtarz by służyć. Kiedy otwierasz drzwi zakrystii, to tak jakbyś wchodził na pokład okrętu.

Admirałem floty jest Pan Jezus, kapitanem statku ksiądz, oficerami wikariusze, kleryk lub diakon, kadetem, bosmanem pan kościelny, a ty jesteś… zwykłym marynarzem i masz znać swoje miejsce w szeregu.

Ministrant ma być „przeźroczysty” - ma wykonać swoje czynności sprawnie, dyskretnie, niemal niezauważalnie. Ma być jak dobra scenografia w filmie - wiesz, że jest, czemuś służy, ale jej nie zauważasz, bo doskonale wtapia się w tło.

Trudne? Może tak być, zwłaszcza kiedy w życiu pełni się eksponowane funkcje. Ale z pewnością jest to bardzo pożyteczne dla każdego z nas, facetów, którzy tak bardzo lubimy miejsce nia piedestale. Dawka zdrowej pokory jest dla naszego ego zbawienna!

3. Uczysz się i rozwijasz

Ciekawe, czy któryś z twoich kolegów z pracy wie, co to trybularz i jak się go używa zgodnie z przepisami liturgicznymi? Albo czy wiedzą jak postępować z korporałem? A ilu twoich znajomych wie, co to prefacja albo anamneza?

Kiedy posłużysz trochę do mszy św. będziesz to wiedział. I może jest to wiedza i umiejętności hermetyczne, a poza prezbiterium raczej mało przydatne (zresztą, kto wie kiedy może się przydać), ale cóż z tego! Uczysz się nowych rzeczy, a to oznacza rozwój.

A może nie przepadasz za wystąpieniami publicznymi, a tu przy ołtarzu zdecydujesz się pewnego razu przeczytać czytanie. Może nawet zaśpiewasz psalm. I co, jeśli odkryjesz przy tym, że niezgorzej śpiewasz, czy bez trwogi, silnym zdecydowanym głosem potrafisz czytać przed większym gremium? Z pewnością przypomnisz sobie z jakich części składa się liturgia i zaczniesz ją przeżywać w zupełnie inny sposób.

I po pewnym czasie, gdziekolwiek się znajdziesz, będziesz mógł służyć do mszy św. Bo będziesz potrafił!

4. Angażujesz się

Może zawsze chciałeś się zaangażować, ale się bałeś. Albo odkładałeś to na później. Albo jeszcze później - do emerytury. Niby wypada coś robić w Kościele, zwłaszcza jak człowiek „praktykujący” czy nawet „nawrócony”. Słyszałeś zachęty z ambony, ale jakoś tak się nie składało - bałeś się, że za dużo czasu to zajmie, że coś będą od ciebie chcieli, że będziesz musiał się deklarować. A tymczasem służba liturgiczna, to bardzo wygodna forma zaangażowania w życie parafii. W końcu i tak będziesz musiał przyjść na mszę św. choćby w niedzielę.

A jeśli przyjdziesz w tygodniu, to świetnie! Ale umówmy się: nikt od ciebie w tym wieku nie będzie oczekiwał przychodzenia na ministranckie dyżury, czy tym bardziej… na zbiórki. W tym wieku pełni się tę służbę, że tak powiem - honorowo. Ale zobaczysz, spodoba ci się i sam będziesz chciał przychodzić.

5. Przebywasz z fajnymi ludźmi, w wyjątkowym miejscu

Wchodzę do zakrystii. Przybijam wszystkim piątkę. Otaczają mnie ludzie, których znam i lubię.

Każdy do każdego odnosi się z szacunkiem, chodź żarciki i drobne przycinki też się zdarzają. Każdy wie, kto zacz; ten gaduła, ten szczególarz, ten narwany (to o mnie - kto wziął moją komżę!!!), lecz nigdy nie byłem tam świadkiem jakiejś przykrej dramy.

Nikt się nikogo nie czepia, nawet jeśli podczas służby coś pójdzie nie tak. Spokój, tolerancja, dowcip, luz, dobra atmosfera. Zanim towarzystwo wyciszy się przed mszą idą typowe rozmowy facetów, uprzedzając wszelkie domysły - o samochodach, sporcie, technologii i męskich zajęciach. Chociaż ploty też się zdarzają! Chwila ciszy. Modlitwa. Zegar bije, wychodzimy.

W prezbiterium jesteśmy już dobrze zgranym zespołem, każdy wie, co ma robić, rozumiemy się bez słów. Są młodzi i starsi, a wśród nas nawet taki, którzy zaczynał służyć do mszy w 1943 roku! Przychodzi o lasce, ma kłopoty z klękaniem, ale chce jeszcze być przy ołtarzu, a my się cieszymy, że jest  z nami, że może jeszcze służyć. Jest chłopak, który na co dzień chodzi do szkoły specjalnej, a jest wyjątkowo gorliwym ministrantem, no i jak głośno śpiewa, to modli się… potrójnie. Bardzo lubię, kiedy przychodzi, i znów, to wielka radość widzieć, że znalazł wśród nas swoje miejsce.

Po mszy św. modlitwa, dziękujemy sobie, lekkie odprężenie, jednak jest coś na rzeczy, że intensywne duchowe przeżycie jakim jest Eucharystia odczuwa się także fizycznie. Wracają wesołe rozmowy, ale jakby cichsze, spokojniejsze. Niektórzy zostają, by pomóc trochę panu kościelnemu w prezbiterium - tak po prostu, bo bardzo lubimy naszego zakrystianina.

W tym szalonym i pokręconym świecie, to środowisko obdarza czymś czego próżno szukać poza murami kościoła. Mnie to odświeża duchowo i psychicznie. Warto mieć w życiu tego typu swoje „trzecie” lub „czwarte” miejsce.

6. I pokazujesz wszystkim, że się nie boisz

Tak, to jest okazja, żeby odważnie wyznawać swoją wiarę. Bo nie stoisz zwinięty gdzieś za filarem, tylko wszyscy cię widzą. Wychodzisz ze strefy komfortu. I masz w nosie „co sobie inny pomyślą”.

Ty przychodzisz służyć Bogu, a jak ktoś ma z tym problem (niby dlaczego miałby mieć?), to jego problem. Łam konwenanse! Brejkaj rule! Odwagi!

7. Jesteś bliżej Boga

Ano jesteś. Obcujesz bezpośrednio ze Słowem Bożym, bo czasem musisz przeczytać czytanie lub zaśpiewać psalm. Jesteś bardzo blisko najświętszych postaci Eucharystycznych, kiedy służysz trzymając patenę lub przynosisz trybularz i łódkę, by kapłan mógł okadzić Pana Jezusa w monstrancji. Jesteś prawą ręką kapłanów, którzy sprawują najświętszą ofiarę.

Poruszasz się z szacunkiem w przestrzeni sakralnej, a to nie jest łatwe miejsce! Świadomie uczestniczysz we msz świętej i nabożeństwach. A Pan Bóg widzi twoje zaangażowanie, twój trud, gdy klęczysz bez podparcia w czasie nabożeństw na twardych stopniach, gdy zrywasz się skoro świt, by służyć podczas porannej mszy świętej. Jest z tobą podczas twojej służby i wspomaga cię.

Czy to dobry sposób, by zacieśnić relację z naszym Ojcem w niebie? Myślę, że tak. I Czasami przychodzi mi do głowy, że funkcje ministrantów, lektorów, szafarzy Pan Bóg przewidział, żeby tych wszystkich chłopaków, młodych i starych, którzy woleliby stać daleko w kruchcie, przyciągnąć do siebie.

I jak tu nie odpowiedzieć, na taki Boży pomysł? To co, widzimy się w zakrystii? A co tam! Na początek mogę pożyczyć ci nawet swoją komżę!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.