separateurCreated with Sketch.

Starość jest potrzebna młodym ludziom. Najnowsza książka ks. Piotra Pawlukiewicza

Uśmiechnięta staruszka siedzi przy stole koło okna w swojej kuchni
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czy starość to jedyne, co się nie udało Panu Bogu?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Starość to się Bogu nie udała…

Można czasem usłyszeć, jak ktoś mówi, że wiele rzeczy się Panu Bogu udało – cały świat: lądy, morza, gwiaździste niebo, zwierzęta i rośliny, człowiek ze wszystkimi swymi talentami, i tylko jedna rzecz się nie udała – starość. Niejednokrotnie słyszałem te słowa z ust ludzi starszych. 

Pamiętam swoją rozmowę z kobietą w bardzo już podeszłym wieku. Trzęsły się jej ręce, siedziała na starym żelaznym łóżku z zapadniętymi sprężynami opatulona szalem i z chustką na głowie, samotna w zimnym mieszkaniu. Z przejmującym bólem w głosie stawiała to właśnie pytanie: po co starość? Po co te miesiące, lata męczenia siebie, innych. Te ciągnące się choroby, niedołężność, upokorzenia. 

– Po co? – pytała. – Przecież to jest bez sensu! Dzisiejszy świat to siła, ruch, młodość, nowoczesność, a ja już tego wszystkiego nie rozumiem, nie potrafię, nie mogę. Po co – kontynuowała – ten długi czas starości? Po co takie życie? 

Zaprosić Boga

Wielu starszych ludzi mówiło mi to samo: że czują się tu źle, że ich przyjaciele i znajomi już poumierali, że dzieci, wnuki gdzieś za oceanem. A nawet jeśli nie za oceanem, to zapomnieli, nie odwiedzają, nie mają czasu. Może wnuki nie znają nawet adresu. Może myślą, że skoro dziadek czy babcia mają własny kąt i emeryturę, to niczego więcej już nie potrzebują, może dlatego nie chcą odwiedzać, nie chcą porozmawiać, nie chcą wysłuchać. 

Mówię to z całą odpowiedzialnością: Bóg nie zapomina o ludziach starych. A doświadczyć tego mogą zwłaszcza ci, którzy potrafią prosić Go, żeby zamieszkał w ich skromnych mieszkaniach, którzy mają dla Niego czas. Którzy potrafią ze zrozumieniem i pokorą przyjmować krzyż, z którym starość niewątpliwie jest związana. Czy my nie powinniśmy więc z Boga brać przykładu? Starać się być jak On i o tych naszych starszych już bliskich nie zapominać? Wstąpić? Porozmawiać? Wysłuchać?

„Ja jestem bardzo bogata”

Pamiętam, jak przed laty chodziłem po kolędzie. Zdarzyło mi się któregoś wieczoru przechodzić obok czegoś, czego sam nawet nie potrafiłem nazwać: jakaś szopa, drewniana budka, walący się barak. Zastanawiałem się, czy w ogóle mieszkają tam ludzie. Zatrzymałem się, bo w małym okienku zobaczyłem słabe światełko. Gdy stałem tak zaskoczony, otworzyły się drzwi i w progu ukazała się drobna staruszka, która zaczęła kiwać na mnie ręką. 

 – Proszę bardzo, proszę bardzo – mówiła. – Ja tu czekam na księdza. 

Wszedłem przez ciemną sień. Nie zapomnę tego widoku: zamarznięta woda w wiadrze, na ścianie grzyb, zwisająca z sufitu na kawałku przewodu goła żarówka, na stole gazeta zamiast obrusa. Wszystko jednak było przygotowane na przyjście księdza – woda święcona, krucyfiks, Pismo Święte. Pomodliliśmy się, usiadłem na chwilę. Staruszka podała mi wtedy przygotowaną ofiarę, przepraszając, że bez koperty. Byłem zdziwiony, bo oto wręczyła mi bardzo dużą kwotę. To była chyba połowa jej emerytury. Starszym ludziom często mylą się banknoty, więc zapytałem:

 – Czy pani wie, ile mi pani daje? Przecież to jest bardzo dużo pieniędzy.

 – Wiem, proszę księdza. Ja mam takie zdrowie, że nie zawsze chodzę do kościoła, to i na tacę nie daję. To dlatego tyle udało mi się uzbierać, i teraz chcę to dać na budowę kościoła.

Widziałem radość w jej oczach, gdy to mówiła. Cieszyła się, że może wręczyć mi ten dar, i po prostu nie mogłem go nie przyjąć. Mimo to czułem się nieswojo. To zupełne ubóstwo wokół mnie i te pieniądze, które trzymałem w dłoni, jakoś się wzajemnie wykluczały. Ona patrzyła na mnie jednak z takim uśmiechem, że mogłem jedynie podziękować. Chciałem to zrobić jakoś szczególnie, w jakiś sposób podkreślić wagę jej ofiary. Powiedziałem więc: 

 – No, muszę przyznać, że w porównaniu z panią to inni dają mało.

Staruszka chyba nie dosłyszała, bo spytała:

 – Mało? – I ruszyła do kredensu, żeby coś jeszcze dołożyć. Ledwo ją powstrzymałem.

 – Skąd pani ma tyle pieniędzy? – zapytałem.

A ona zupełnie poważnie i z takim spokojem w oczach odparła:

 – Proszę księdza, ja jestem bardzo bogata. 

Oniemiałem zupełnie. Jeszcze raz spojrzałem na ten stół, na tę gołą żarówkę, na te ściany niemalowane od lat. Oto pierwszy raz w życiu usłyszałem od kogoś, że jest bogaty. Zdarzało mi się bywać po kolędzie w takich domach, których wnętrza mogły przyprawić niejednego o zawrót głowy. Nawet tam słyszałem jednak to charakterystyczne: „Bieda, proszę księdza, niewesoło się żyje”. Raz pewien pan, przed którego domem stały trzy luksusowe samochody, powiedział mi: „Proszę księdza, i co z tego, że ja potrafię dziennie zarobić i kilkadziesiąt milionów, jak ja i tak to wszystko wydam”. A ta kobieta żyjąca w skrajnej biedzie mówi mi, że jest bogata. Nie wytrzymałem i z uśmiechem zapytałem:

 – A skąd ma pani to bogactwo?

 – A, to już trochę moja tajemnica – odpowiedziała, spoglądając w stronę krzyża wiszącego nad łóżkiem.

Młodzi korzystają ze starości

Starzy ludzie pytają mnie niekiedy: „Skoro Pan Jezus tak mnie kocha, to dlaczego mnie nie zabierze? Przecież ja nic nie potrafię już dla innych zrobić. Nie dość, że całe moje życie jest już tylko coraz wolniejszym dreptaniem wokół siebie, to jeszcze coraz częściej muszę innych prosić o pomoc. Do sklepu sam pójść nie mogę, bo jak pójdę, to się przewrócę na ulicy. W sklepie na mnie krzyczą, bo pieniędzy nie rozróżniam i nie widzę cen. A w domu, jak mi łyżeczka upadnie, to nawet jej czasem podnieść nie potrafię. Po co te lata, po co to wszystko? Czy Pan Bóg już nie mógłby mnie zabrać?”. 

Drodzy bracia i siostry, te lata starości każdemu człowiekowi są bardzo, ale to bardzo potrzebne. Te lata są potrzebne ludziom młodym, żeby mogli, pomagając tym starszym, uczyć się pokory. Są też potrzebne starszym, aby zwrócić się do Pana Jezusa. Bo w młodości i w wieku dojrzałym ciągle w naszym życiu jest taka moc spraw: nauka, praca, zakładanie rodziny i troska o swój dom, potem wychowanie dzieci. Przez kilkadziesiąt lat obracamy się codziennie w niezmiennym kręgu spraw, które wypełniają nasze życie. Chodzi zresztą nie tylko o dom, pracę i dzieci. Ileż razy przychodzi nam choćby przeprowadzać się, dokształcać, zmieniać zawód. Te wszystkie wakacyjne wyjazdy, ta wieczna krzątanina, bo samochód, działka, remont. Potem dzieci zakładają swój dom, przychodzą wnuki i wszystko zaczyna się od nowa. Często w tym wielkim, trwającym dziesiątki lat kołowrocie spraw nie ma już miejsca dla Pana Boga. Nie ma miejsca na modlitwę, różaniec, religijną książkę. Czasem nie ma wręcz miejsca na mszę świętą. Nie ma czasu pomyśleć o sensie życia. A jeśli już znajdujemy czas na praktyki religijne, to często nie wkładamy w nie całego serca, bo ono jest tak mocno przywiązane do wszystkich tych przyziemnych spraw. Nawet w trakcie modlitwy czy mszy świętej myślimy o tym, co będzie jutro, za miesiąc, za rok. 

Krótki przewodnik po rodzinie - okładka książki ks. Piotra Pawlukiewicza

Tylko pierwsza klasa!

Ferdinand Krenzer w swojej książce „Taka jest nasza wiara” napisał, że współczesny człowiek przypomina kogoś, kto przychodzi na dworzec kolejowy i w kasie prosi o bilet pierwszej klasy. Kiedy kasjer pyta, dokąd ma być ten bilet, słyszy w odpowiedzi: „Nieważne dokąd, byle był to bilet pierwszej klasy”. 

Jakże to trafne porównanie! Wielu ludzi dokładnie tak przeżywa swoje życie. Całymi latami zabiegają o ten bilet pierwszej klasy dla siebie, dla dzieci, dla wnuków. Nie myślą już, dokąd zmierza pociąg ich życia. Właśnie do tego potrzebna jest starość. Pan Bóg odejmuje ludziom siły, sprawność umysłu, przenikliwość wzroku, ostrość słuchu. Bez tego nie da się już być kierownikiem, zarządzać firmą, prowadzić samochodu, podróżować. Pan Bóg to wszystko wyjmuje nam z rąk, żeby powiedzieć: pora zająć się czymś ważniejszym. Pomyśleć, dokąd zmierzasz, bo twoje życie już się kończy. Uświadomić sobie, dokąd jedziesz, dokąd chcesz dojechać. To też czas, by po zrozumieniu celu mówić o nim swoim dzieciom i wnukom. Właśnie dlatego ludzie starsi tak często dopytują o to, czy chodzimy do kościoła, uczą dzieci pacierza. Oni lepiej widzą, dokąd nasze życie zmierza, i chcą nam to pokazać, tego nas nauczyć. Nie zamykajmy się na tę ich mądrość.

Fragment książki „Krótki przewodnik po rodzinie” ks. Piotr Pawlukiewicz. Wydawnictwo ZNAK.

Tytuł, lead, śródtytułu i podkreślenia pochodzą od redakcji Aleteia Polska. 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!