separateurCreated with Sketch.

Ks. Dziewiecki o ks. Pawlukiewiczu: „Była dla mnie wzruszająca jego prostota i pokora”

KSIĄDZ PIOTR PAWLUKIEWICZ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Miałem w oczach łzy wzruszenia, gdy powiedział, że chce ze mną koncelebrować mszę świętą na zakończenie rekolekcji. Nie miał już wtedy siły, by stać przy ołtarzu” – wspomina ks. Dziewiecki.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Katarzyna Szkarpetowska: Ksiądz Jan Twardowski, którego ks. Piotr często cytował w kazaniach, w jednym z wierszy napisał: „Można odejść na zawsze, by stale być blisko”. Czy ma ksiądz takie poczucie, że ks. Piotr, chociaż odszedł, to i tak jest blisko?

Ks. dr Marek Dziewiecki: Wręcz jestem tego pewien. Po śmierci ks. Piotra wiele razy o nim myślałem – o jego posłudze duszpasterskiej, o poszczególnych słowach, które zapadły mi w pamięć. Czasem zaglądam do jego książek, wracam do konferencji i ciągle odkrywam tam coś nowego, coś ważnego, niezmiennie aktualnego.

Jedna ze znajomych rodzin przesyła mi regularnie zdjęcia z grobu ks. Piotra. Oni często nawiedzają jego grób i za każdym razem widzą tam świeże kwiaty. To świadczy o tym, że przy grobie ks. Piotra modli się wiele osób. W czasie niemal każdych rekolekcji czy przy okazji innych spotkań ludzie świeccy i duchowni mówią mi o tym, jak wiele dobra od niego otrzymali. Niektórzy ze wzruszeniem wyznają, że spotkanie z tym kapłanem było dla nich przełomowym wydarzeniem czy że ocaliło im życie.

Jak księża się poznali?

O ks. Piotrze usłyszałem ponad ćwierć wieku temu. Z zainteresowaniem przeczytałem wtedy jego książki: Z młodzieżą spokojnie o… wolności oraz Z młodzieżą spokojnie o… rodzicach. Od razu zauważyłem, że ks. Piotr ma świetny kontakt duszpasterski z młodymi ludźmi i że swoimi argumentami trafia nie tylko do ich umysłów, lecz także do ich serc. Widziałem, że potrafił mobilizować zarówno młodzież, jak i dorosłych do pracy nad własnym charakterem oraz do stawiania sobie wysokich, Bożych wymagań.

W późniejszych latach miałem okazję spotkać go na żywo. Były to jednak za każdym razem spotkania w większym gronie. Mieliśmy wtedy jedynie okazję zamienić kilka słów.

Od początku czułem życzliwość ks. Piotra. W czasie pierwszej rozmowy powiedział do mnie z uśmiechem, że w konferencjach dla młodzieży czy dla dorosłych cytuje moje wypowiedzi i że kieruje do mnie tych, co zapraszają go na rekolekcje, na które on sam nie może przyjechać. Wtedy powiedziałem mu, że ja czynię dokładnie to samo w odniesieniu do jego osoby. Obydwaj od początku poczuliśmy się sobie bliscy.

Na dobre poznałem ks. Piotra w roku 2014, gdy w grudniu prowadziłem rekolekcje adwentowe w katedrze św. Floriana w Warszawie. Proboszczem był tam wtedy ks. Bogusław Kowalski, serdeczny przyjaciel ks. Pawlukiewicza. Każdego wieczoru ks. Piotr przyjeżdżał w tamte dni do nas na plebanię. Chociaż wtedy już gorzej się czuł, zostawał z nami do północy, rozmawiając o kapłaństwie i współczesnych problemach Kościoła.

Co ważnego ks. Pawlukiewicz wniósł do księdza życia?

Ksiądz Piotr stał się dla mnie kapłanem, z którego od początku byłem dumny i którym się bardzo cieszyłem. Jego szlachetność i postawa mobilizowały mnie do podejmowania posług duszpasterskich z tym większą radością i solidnością. Był dla mnie dowodem na to, że w każdych czasach ludzie chętnie korzystają z posługi kapłanów, jeśli ci okazują im serce i jeśli o pięknie chrześcijaństwa mówią w zrozumiały dla nich sposób.

Postawa ks. Piotra była dla mnie pomocą w szukaniu mojej własnej drogi do ludzi, których spotykam i którym staram się pomagać. Inspirował mnie w wynajdywaniu ciągle nowych, lepszych sposobów towarzyszenia ludziom szukającym Boga i nawrócenia w obecnych trudnych czasach.

Z największym wzruszeniem wspominam nasze spotkania na kilka miesięcy przed jego śmiercią. Prowadziłem wtedy rekolekcje w sanktuarium św. siostry Faustyny w Warszawie, kilkaset metrów od jego domu rodzinnego. Ksiądz Piotr przychodził wtedy codziennie na plebanię, mimo że jego stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień. Każdego dnia rozmawialiśmy po kilka godzin.

Szczególnie wzruszająca była nasza rozmowa w ostatnim dniu wspomnianych rekolekcji. Opowiedział mi wtedy niemal całą historię swego życia. Obydwaj czuliśmy, że to może być nasza ostatnia rozmowa w doczesności. Bardzo mnie wtedy wzruszył swoim zaufaniem do mnie oraz znakami przyjaźni w odniesieniu do mojej osoby.

Miałem w oczach łzy wzruszenia, gdy powiedział, że chce ze mną koncelebrować mszę świętą na zakończenie rekolekcji. Nie miał już wtedy siły, by stać przy ołtarzu. Siostry zakonne przygotowały dla niego klęcznik. To była dla mnie wyjątkowa Eucharystia, która połączyła mnie serdeczną więzią duchową z ks. Piotrem.

Jak ks. Pawlukiewicz traktował powołanie kapłańskie?

Był Bogu ogromnie wdzięczny za ten wyjątkowy dar. Traktował powołanie kapłańskie jako niezasłużone wyróżnienie. Mówił mi, że bardzo się cieszy, gdy wiele osób korzysta z jego posługi, a jednocześnie podkreślał, że ciągle czuje się zobowiązany do nawrócenia i dalszej pracy nad sobą, bo jest jedynie sługą Jezusa, któremu chce służyć z coraz większym zapałem i poświęceniem. Uderzająca i wzruszająca dla mnie była jego prostota i pokora. To dzięki tym właśnie cechom słowa ks. Piotra trafiały do tak licznych słuchaczy i ich przemieniały.

Jaki obraz Boga, w księdza odczuciu, wyłania się z nauczania ks. Pawlukiewicza?

Głosił prawdziwego Boga, czyli takiego, jaki objawia się na kartach Pisma Świętego, a zwłaszcza jaki objawia się w Jezusie, który do końca odsłonił nam niesłychaną miłość Boga do ludzi. Podkreślał, że Pan Bóg jest nie tylko dobrocią, ale też mądrością i radością. Upewniał nas o tym, że Stwórca we wszystkim nas rozumie, cierpliwie nam przebacza, ma poczucie humoru i uczy nas mądrze myśleć. Mądrość to bowiem warunek, by świadomie przyjmować miłość Boga i by tę Jego miłość mądrze naśladować. Ksiądz Piotr nigdy nie straszył ludzi Bogiem, lecz Nim fascynował i pomagał Go naśladować.

Jak rozumiał świętość?

Z właściwym sobie poczuciem humoru przypominał najpierw, że zaprzeczeniem świętości jest ktoś określany mianem „BMW”, czyli bierny, mierny, ale wierny. Wyjaśniał, że miarą naszej świętości jest solidna codzienność, czyli postępowanie w codzienności zgodne ze słowami i czynami Jezusa. Podkreślał, że potwierdzeniem świętości w codzienności jest radość. I to radość jako stan ducha, a nie jako stan psychiczny, który może się zmieniać w zależności od tego, co się dzieje w nas i wokół nas. Przypominał, że święty to ktoś coraz bardziej podobny do Jezusa, czyli do wcielonego Boga, który jest dobry, mądry i radosny. Święty wie, że Jezus pragnie, aby Jego radość była w nas i była pełna już tu, w doczesnej codzienności, a nie dopiero kiedyś w niebie (por. J 15,11).

Ksiądz Piotr mówił: „W każdym kryzysie chodzi o to, żeby coś umarło i coś się narodziło”. Jak ksiądz myśli, co w ks. Piotrze umarło, ale też co się w nim narodziło w momencie, gdy usłyszał – bardzo trudną po ludzku do przyjęcia – diagnozę: choroba Parkinsona?

Mało mówił o swojej chorobie. Było dla mnie oczywiste, że nawet przyjaciół nie chciał obciążać tym swoim ciężarem. Był to jego krzyż, który podjął w cichości i cierpliwości. Miał świadomość, że jego lata doczesne są policzone. Choroba sprawiła, że – co zrozumiałe – umarło w ks. Piotrze trochę z jego pogody ducha i radości życia. Z pewnością nie umarła w nim wiara w sens życia. Mocno wierzył w to, że ma ono sens także wtedy, gdy odsłania swoje bolesne oblicze i gdy po ludzku nie możemy liczyć na pogodną, długą jesień życia. Chociaż sam nie podejmował tematu choroby, miałem odwagę pytać go o to, jak się czuje. Wtedy bez oporu opisywał, że są dni, gdy czuje się fatalnie, bo doświadcza skrajnego zmęczenia, problemów z koncentracją, cierpi z powodu nieprzespanych nocy.

Mówił do mnie o swojej wdzięczności wobec pomagających mu lekarzy, o odbytych terapiach. Wyznawał wprost, że bywa mu z tą chorobą bardzo ciężko, ale że w każdej sytuacji wie, iż to, co bolesne i trudne, nie pochodzi od Boga ani nie jest Jego wolą. W żadnej sytuacji nie miał żalu do Boga. Żywił się natomiast nadzieją na to, że przez cierpliwe mierzenie się ze swoją chorobą przyprowadzi do Boga jeszcze więcej ludzi.

Jak z perspektywy czasu patrzy ksiądz na swoją relację z ks. Piotrem?

Z każdym rokiem, który mija od jego śmierci, jeszcze bardziej uświadamiam sobie to, jak wielkim darem dla Kościoła w Polsce, a zwłaszcza dla młodzieży i studentów, był ten wspaniały kapłan, obdarowany przez Boga wielkimi talentami. Ksiądz Piotr nie tylko ludzi świeckich, lecz także nas, duchownych, nadal inspiruje do codziennego nawrócenia i do stawania się coraz piękniejszą, bo coraz bardziej Bożą, wersją samych siebie.

Często słyszę od ludzi, że powracają do jego konferencji, homilii i książek. Są i tacy, którzy mówią, że odkryli istnienie ks. Piotra i jego nauczanie dopiero po jego śmierci i że on pozostaje ich duchowym przewodnikiem tu i teraz. Mnie też nie przestaje inspirować ten Boży kapłan.

*Fragment książki Katarzyny Szkarpetowskiej pt. „Ksiądz Piotr Pawlukiewicz. Bądźcie dobrej myśli”, wyd. SUMUS.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.