Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Te franciszkanki prowadzą stadninę pełną koni i innych zwierząt! Na Farmie Miłosiernego Serca Jezusowego siostry prowadzą zooterapię wraz z modlitwą, zajęciami i kierownictwem duchowym dla dzieci i dorosłych, zmagających się z traumą.
Wspólnota zakonna powstała w 2020 roku w Marshfield w stanie Wisconsin (USA). Jej założycielka, matka Maria Weronika Fitch, zanim została siostrą, pracowała jako trenerka koni, instruktorka jazdy konnej i kierowniczka stajni, więc była doskonale przygotowana do założenia tej wspólnoty sióstr, które oferują terapię przy pomocy zwierząt.
Miałam okazję spotkać się z matką Marią Weroniką z Franciszkańskiego Zgromadzenia Miłosierdzia Bożego i zadać jej kilka pytań dotyczących ich pracy. Oto nasza rozmowa.
Co zainspirowało powstanie Franciszkańskiego Zgromadzenia Miłosierdzia Bożego?
Matka Maria Weronika: Nasza wspólnota czerpie inspirację z pism św. Faustyny, a zwłaszcza z prośby o nowe zgromadzenie, które będzie realizować swój charyzmat w trzech aspektach: modlitwa, głoszenie i wypraszanie miłosierdzie dla świata. Istnieją inne wspólnoty inspirowane tymi samymi pismami, ale czułam, że to jest wezwanie, za którym powinnam pójść.
Ta wspólnota skupia się na zharmonizowaniu relacji z sobą, innymi i Bogiem. Jezus powiedział do św. siostry Faustyny: „Celem twoim i twoich towarzyszek jest jak najściślejsze zjednoczenie się ze Mną; miłością pojednacie ziemię z niebem, złagodzicie sprawiedliwy gniew Boży i wyprosicie miłosierdzie dla świata”.
Kiedy przeczytałam ten cytat ponad 30 lat temu, wiedziałam, że to jest moje powołanie, aby żyć tym głębokim zjednoczeniem z Bogiem i przez miłość pojednać ziemię z niebem. Ideał tego pojednania płonie w moim sercu. Całe nasze zgromadzenie jest nastawione na jego osiągnięcie.
Wszystkie zgromadzenia zakonne mają uczestniczyć w pojednaniu nieba z ziemią, ale temu jednemu Jezus dał to za swój cel, a to jest cel tak szlachetny, że warto oddać życie w tej pracy.
Dlaczego siostry pracują ze zwierzętami, zwłaszcza końmi?
Wierzę, że Bóg tego chce i zainspirował mnie do podjęcia tego dzieła. Kiedy poszłam do zakonu, nie chciałam już pracować ze zwierzętami, nie wydawało się to wolą Bożą. Dziś widzę jednak owoce tej pracy.
Zwierzęta potrafią dotrzeć do serca, tam, gdzie człowiek często nie dociera i są wrażliwe na emocje. To czyni je bardzo dobrymi do terapii. Uważam, że czasami psy są pomocne podczas kierownictwa duchowego, ponieważ pocieszają osobę, która cierpi. Ich dotyk może być bardzo uzdrawiający.
Dzięki tej terapii ludzie uczą się granic, uczą się pozwalać innemu człowiekowi lub innej istocie powiedzieć „nie” z szacunkiem. Uczą się również, że ich granice są słuchane i szanowane. Uczą się filozofii miłosierdzia. Lekcje wyciągnięte z pracy ze zwierzętami w naturalny sposób przenoszą się na relacje międzyludzkie.
Siostra Łucja i ja uczestniczymy w programie terapii ze zwierzętami. Bóg zawsze uczył mnie poprzez zwierzęta i nadal pracuje nad moim nawróceniem i uzdrowieniem w ten sposób.
Jak rozpoczęła się ta służba?
Jako uczennica podstawówki rozważałam powołanie zakonne, ale mniej więcej w piątej klasie zdecydowałam, że nie chcę rezygnować ze wszystkiego na świecie, a zwłaszcza ze zwierząt, aby zostać zakonnicą. Odkładałam to powołanie na bok. Po ukończeniu college'u w zakresie pracy z końmi, trafiłam na farmę moich rodziców jako instruktor jazdy konnej, trener koni i kierownik stajni. Myślałam, że mam wszystko, czego chciałam, ale kiedy miałam około 25 lat, to silne wezwanie wróciło. Tym razem zdecydowałam, że rzucę wszystko i zostanę zakonnicą (mam teraz 59 lat).
Kiedy próbowałam znaleźć wspólnotę, natrafiłam na kilka, które mnie zainteresowały, ale nic nie wydawało mi się właściwe, dopóki nie przeczytałam „Dzienniczka” św. siostry Faustyny i wtedy w sercu wiedziałam, że znalazłam miejsce, do którego należę. Problem był taki, że taka wspólnota nie istniała.
W 2000 roku przebywałam blisko 2 lata we wspólnocie franciszkanek klauzurowych, tylko po to, by odbyć formację zakonną. Nie byłam członkiem wspólnoty, ale siostry udzieliły mi formacji do życia klauzurowego. Zdałam sobie sprawę, jak mało wiem o takim życiu.
W końcu złożyłam śluby wieczyste, ale powołanie zaczęło dość mocno wracać, mimo że próbowałam je stłumić. W 2016 roku otrzymałam zgodę przełożonych z Rzymu na opuszczenie klasztoru i podjęcie próby założenia wspólnoty Miłosierdzia Bożego. Biskup Callahan z diecezji La Crosse powiedział, że byłabym mile widziana, gdybym spróbowała założyć wspólnotę w jego diecezji. I tak przyjechałam do Wisconsin.
Nie miałam wtedy zamiaru rozpoczynać pracy z zooterapią. Jednak pewnego dnia podczas mszy św. miałam natchnienie, że powinniśmy zrobić „terapię psiego posłuszeństwa”. Wkrótce potem poczułam inspirację, aby włączyć również konie. Matka przeorysza mojego klasztoru, którą biskup Callahan poprosił, by była dla mnie mentorką, kochała i popierała ten pomysł. Nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne będą zwierzęta, a nawet gospodarstwo w naszej pracy.
Kiedy byłam instruktorką jazdy konnej, był moment, w którym zwątpiłam w swoje powołanie do życia zakonnego, ponieważ ta praca była bardzo skuteczna w przyprowadzaniu ludzi do Boga – powróciły do siebie cztery małżeństwa, kobieta po aborcji poszła do spowiedzi, kilka osób przyjęło wiarę katolicką. Kiedy pracowałam z nimi i z końmi, starałam się po prostu żyć Ewangelią i było to bardzo owocne.
W jaki sposób opieka nad zwierzętami i prowadzenie programu terapii zwierząt wpływa na twoją modlitwę i uwielbienie?
Dzieła sióstr nieklauzurowych to kierownictwo duchowe, rekolekcje, katechezy, zajęcia formacji duchowej, pogadanki i terapia z udziałem zwierząt, oparta na treningu pozytywnego wzmacniania. Mamy zajęcia dla dzieci, rodzinne ogniska i odwiedzamy umierających.
Opieka nad zwierzętami i prowadzenie programów terapii wpływają na naszą modlitwę i uwielbienie na wiele sposobów. Kiedy mamy nasze dni obozowe — które staramy się mieć kilka razy w tygodniu latem lub kiedy dzieci mogą być tutaj po południu — modlimy się z nimi. Odkrywam również, że mam dużo powodów do modlitwy, gdy poznaję potrzeby każdej osoby i jej rodziny.
Jak można się domyślić, trudno jest mieć wszystkie nasze obowiązki modlitewne i obowiązki wobec ludzi, aby im pomagać, a następnie opiekować się zwierzętami, zwłaszcza gdy jesteśmy tylko dwie. Ale zawsze trudno jest założyć nową wspólnotę; to nic, czego bym się nie spodziewała.
Musimy znaleźć równowagę, abyśmy mogły służyć ludziom i praktykować nasze modlitwy, a to jest trudne. Większa liczba sióstr naprawdę by pomogła.
Ile osób bierze udział w programach terapeutycznych?
Latem mamy około 40 osób korzystających z terapii z udziałem zwierząt. Większość z nich to dzieci. W innym czasie mamy około 25.
Jaką rolę odegrała lokalna społeczność we wspieraniu waszej posługi?
Społeczność lokalna odegrała ogromną rolę w powstaniu tego zgromadzenia oraz w jego utrzymaniu. Czynili to zarówno przez modlitwę, jak i praktyczną pomoc. Mamy wielu wolontariuszy, którzy pomagają w pielęgnacji trawników, sprzątaniu zagród, projektach specjalnych, pracach stolarskich i nie tylko.
Zawsze szukamy więcej pomocy. Gdybyśmy mieli więcej sióstr, moglibyśmy pomóc o wiele większej liczbie osób. Zapotrzebowanie jest duże.
Finansowo nie jest to łatwe; jest to trochę walka, ale gdyby nie ludzie, w ogóle byśmy nie istnieli, ponieważ żyjemy z tego, co nam dają. Mamy hipotekę, spłatę gruntu, wydatki na ubezpieczenie, nasze regularne rachunki i wciąż potrzebujemy naprawy budynków, aby były mocne i solidne przez długi czas. Ludzie robią dla nas tak wiele. Żyjemy z Bożej Opatrzności. To świetna okazja do zaufania!
Jakie są twoje ulubione historie lub wspomnienia z programu terapii zwierząt?
Siostra Łucja nie przebywała zbyt często w pobliżu zwierząt, a zmiany, jakie zaszły w niej w kontaktach ze zwierzętami, były po prostu niesamowite. To, jaka potrafi być delikatna, jak uważna i troskliwa wobec ich potrzeb jest niezwykłe!
Kiedy jakiś z naszych uczestników mówi: „Czuję się tu bezpiecznie”, to wiele dla nas znaczy!
Jest jeden koń, Ignacy, który był najbardziej przestraszonym koniem, jakiego znałam. A jednak ten koń ma niesamowitą zdolność uzdrawiania, dosłownie zakochało się w nim kilka osób. Niektóre dzieci twierdziły, że lepiej radzą sobie właśnie z przestraszonymi końmi. Jedno dziecko powiedziało, że dzień, w którym go poznało, zmieniło jego życie!
Jaka jest najważniejsza rzecz, którą chciałabyś powiedzieć o zakonie i jego pracy?
Najważniejsza rzecz, którą chciałabym się z wami podzielić, dotyczy naszego charyzmatu i jego dalekosiężnych skutków. Dwie największe rzeczy, które charakteryzują nasze zgromadzenie to pojednanie w relacjach i życie miłosierdziem.
Jezus powiedział św. siostrze Faustynie: „Ludzkość nie zazna pokoju, dopóki nie zwróci się z ufnością do miłosierdzia Mojego”. Dlaczego ludzie nie ufają miłosierdziu Bożemu? Istnieje wiele powodów, a jednym z nich jest to, że my, chrześcijanie, nie żyjemy Bożym miłosierdziem; w rzeczywistości większość ludzi nie wie lub naprawdę nie rozumie, jak miłosierny jest Bóg.
Człowiek może głosić miłosierdzie Boże słowami, ale jeśli nie głosimy go czynami, to ludzie nie otrzymają właściwego przesłania o Bożym miłosierdziu. Miłosierdzie jest drogą do pokoju, pokoju w sercu, pokoju w naszych rodzinach, pokoju na świecie i pokoju z Bogiem. Każdy zasługuje na miłosierdzie. Miłosierdzie to nie tylko przebaczenie. Miłosierdzie polega na wylaniu obfitych błogosławieństw i obfitej miłości na wszystkich. Tak kocha nas Bóg.