Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Tajemnica Bożego miłosierdzia
Być może to pewna przesada, ale można zaryzykować twierdzenie, że współczesna katolicka duchowość dzieli się na dwa etapy: do św. Faustyny Kowalskiej i po niej. Dlaczego? Ze względu na rozumienie tajemnicy Bożego miłosierdzia.
Oczywiście, nie znaczy to, że wcześniej Kościół idei miłosierdzia nie uznawał. Przeciwnie, ma ona swoje głęboko biblijne korzenie. Jednak dopiero orędzia, które Jezus przekazał przez św. Faustynę światu, pozwoliły odsłonić szczególną wartość miłosierdzia – ukazać je jako największy przymiot Boga.
Uwaga, trzeba to od razu dopowiedzieć: przymiot, to pewna cecha, szczególna właściwość, która nadaje naszej naturze jakiś wyjątkowy rys. Jednak w wypadku Boga nie możemy mówić po prostu o tym, że miłosierdzie to jedna z cech Boga. Dlaczego? Ponieważ Bóg, jako byt doskonały, jest jednocześnie absolutnie prosty; nie ma w Nim żadnej złożoności, zgodnie ze starą, filozoficzną zasadą, że doskonałość i prostota idą ze sobą w parze.
Skoro więc w Bogu nie ma żadnej złożoności, miłosierdzie nie jest tylko jakimś rysem charakterystycznym Jego natury; stanowi bowiem Jego przymiot w takim sensie, że Bóg cały się w nim wyraża; nie tylko jest miłosierny, ale jest miłosierdziem. Co to jednak oznacza w praktyce? I tu właśnie zaczyna się nasz kłopot.
Miłosierdzie poza konfesjonałem
Problem polega na tym, że gdy tylko „odkryliśmy” na nowo Boże miłosierdzie, zaczęliśmy się zaraz gubić w jego rozumieniu, utożsamiając je z przebaczeniem grzechów w sakramencie pokuty i pojednania lub z czynami miłosierdzia względem ubogich, głodnych, chorych czy bezdomnych.
Owszem, są to ważne przejawy miłosierdzia, ale czy to oznacza, że poza konfesjonałem, lub nie angażując się w aktywność jakiejś organizacji pomocowej, nie możemy miłosierdzia okazywać? Jak praktycznie rozumieć uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała, żeby nie redukować największego przymiotu Boga do jakiejś formy duchowej lub materialnej zapomogi?
Nie trzeba wielkich czynów
Z pomocą przychodzi nam Pismo Święte. W dwunastym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza możemy bowiem znaleźć następujące słowa Jezusa, który, wyjaśniając oburzonym faryzeuszom, dlaczego Jego uczniowie zrywają kłosy zbóż w szabat, podkreśla: „Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary, nie potępialibyście niewinnych” (Mt 12, 7).
W tekście greckim Ewangelii pojawia się słowo ἔλεος (eleos), które tłumaczy się nie tylko jako miłosierdzie, ale także jako litość. Nie chodzi jednak o taki rodzaj litości, który uruchamia się w nas często na widok kogoś dotkniętego jakąś szczególną życiową trudnością. Litość utożsamiana z miłosierdziem, to rodzaj szczególnego współczucia – współodczuwania z drugim, które realizuje się najpełniej przez dążenie do podkreślenia i ocalenia godności bliźniego.
W tym sensie miłosierdzie to forma miłości – miłości afirmującej wartość drugiego. Taką miłosierną miłością jest Bóg względem człowieka. Tak miłosierni mamy być także i my.
Nie trzeba tu wielkich czynów. Czasami wystarczy uśmiech, drobny gest i kubek wody podany spragnionemu – wszystko to, co pomoże mu poczuć się w swoim człowieczeństwie bardziej chcianym, ważnym, akceptowanym i kochanym.