Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Od beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego minęły już dwa lata. Moje pokolenie pamięta jeszcze czasy, kiedy ten błogosławiony żył wśród nas. W pamięci przechowuję zwłaszcza słynny obraz, który zobaczyłem podczas oglądania z rodzicami transmisji z placu św. Piotra. Oto Stefan Wyszyński klęka i nachyla się nad pierścieniem dopiero co wybranego papieża. Wtedy sam Jan Paweł II serdecznie obejmuje kardynała z Polski i oddaje mu cześć. Miałem wtedy kilka lat, ale zrozumiałem wymowę tej sceny. Pamiętam też pogrzeb – widok trumny niesionej wśród wielotysięcznych tłumów żegnających Stefana Wyszyńskiego.
Katecheza przed pandemią
Postać błogosławionego stała się mi znów bliska dzięki jednemu, wydawałoby się banalnemu zdarzeniu. Moja wspólnota poprosiła mnie, żebym przygotował katechezę o kardynale Wyszyńskim, a było to na samym początku 2020 roku.
Wstyd się przyznać, ale nie podjąłem się wtedy tego zadania z jakimś szczególnym entuzjazmem. Wszyscy wokoło mówili wtedy o przyszłym błogosławionym, więc „no tak, my też musimy”.
Kiedy jednak zacząłem zbierać materiały i czytać więcej o Prymasie Tysiąclecia, zobaczyłem, jak wiele jeszcze o nim nie wiem. Przede wszystkim zacząłem poznawać losy człowieka z krwi i kości, a nie pomnika ze spiżu.
Poznawałem młodego księdza, który na początku kapłaństwa żył od mszy do mszy, bo trawiła go choroba. Kapelana, który ratował rannych powstańców i posługiwał w lazarecie. Ukrywającego się duchownego, więźnia, na którego ze szczególną zawziętością polowały dwa potworne XX-wieczne totalitaryzmy. W tym wszystkim zobaczyłem przede wszystkim człowieka, a nie księcia Kościoła.
I wreszcie, z całą mocą do mnie dotarło, że całe to trudne, ale piękne życie opierało się na zawierzeniu Maryi – bezwarunkowo ufnym, prostym, jak u dziecka.
Wtedy też pomyślałem, że skoro ludzie takiego formatu wybierają drogę zawierzenia Maryi, to może warto ich w tym naśladować? Przecież prymas Wyszyński nie mógł się mylić!
Zdążyłem wygłosić przed wspólnotą tylko pierwszą część katechezy, bo niedługo po tym zarządzono lockdown.
Pandemia była czasem, kiedy wielu Polaków postanowiło wziąć udział w rekolekcjach 33-dniowych i oddać się Maryi w niewolę miłości. W połowie covidowego roku 2020 i ja zawierzyłem się Matce Bożej.
Kolejne części katechezy kończyłem przedstawiać jesienią tamtego roku. Kolejnej wiosny zawierzyliśmy się Maryi całą wspólnotą. I jestem bardziej niż pewien, że czuwał nad tym bł. kardynał Wyszyński. Zadanie dane mi przez wspólnotę, potem pandemia i zawierzenia – to wszystko układa się w jakąś nie-ludzką-ręką-zaplanowaną sekwencję.
Dlatego też beatyfikację w 2021 r. mocno przeżyłem.
Nie przejmuj się, zajmuj się
Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą jakoś szczególnie zapamiętałem. Jest to niby tylko szczegół
z biografii (teraz to już chyba hagiografii) błogosławionego: planowanie czasu.
Wiem, pisano już o tym kilkakrotnie. Ale chcę do tego wrócić jeszcze raz, bo to jeden z wielu faktów z życia bł. Stefana Wyszyńskiego, który dowodzi, że kardynał był bardzo nowoczesnym człowiekiem, o kilka dystansów wyprzedzającym swój czas.
Dziś niezliczona ilość coachów, influencerów, trenerów lepszego życia wpaja swoim followersom, jak ważne jest planowanie każdego dnia – codzienna rutyna. „Przecież to sposób życia milionerów” – przekonują. „Bez planowania czasu nawet nie myśl o żadnym sukcesie!”. Do zarządzania czasem służą też liczne aplikacje mobilne.
70 lat temu kard. Wyszyński wprowadził dobry zwyczaj precyzyjnego planowania każdego dnia w chwilach opresji, prawdopodobnie w najtrudniejszym momencie swojego życia — kiedy był więziony przez komunistów. Czas izolacji, który wielu z nas uznałoby za życiową klęskę, okazał się zbawienny dla całego narodu. Stefan Wyszyński przetrwał go m.in. dzięki regule „nie przejmuj się, zajmuj się”.
Co ciekawe, kiedy kard. George Pell z Australii został niesłusznie skazany i trafił do więzienia, również postawił na ściśle zaplanowaną rutynę oraz aktywność. Był to też jeden z jego sposobów, by przetrwać ciężki czas za kratkami.
Warto też wspomnieć, że Prymas Tysiąclecia w warunkach więziennych żył „tu i teraz”, niejako jeden dzień na raz, bez rozpamiętywania przeszłości i wybiegania w przyszłość. Jak sam pisał:
Od dawna już zapadły mi w duszę słowa kard. Merciera, tak często powtarzane przez Ojca Korniłowicza: „Nie lubię myśleć o tym, co było, ani też głupio marzyć o tym, co będzie, bo to rzecz Boga. Zadanie życia sprowadza się do chwili obecnej”. – In Te, Domine, speravi, non confundar in aeternum [W Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki].
[GALERIA] Więzienna kalwaria kard. Wyszyńskiego
Miał czas na wszystko
Zobaczmy zatem jeszcze raz, jak wyglądał plan dnia prymasa w warunkach więziennych:
5.00 Wstanie.
5.45 Modlitwy poranne i rozmyślanie.
6.15 Msza św. ks. Stanisława.
7.00 Moja Msza św.
8.15 Śniadanie i spacer.
9.00 Horae minores i cząstka Różańca.
9.30 Prace osobiste.
13.00 Obiad i spacer (druga cząstka Różańca).
15.00 Nieszpory i kompletorium.
15.30 Prace osobiste.
18.00 Matutinum c. Laudibus.
19.00 Wieczerza.
20.00 Nabożeństwo Różańcowe i modlitwy wieczorne.
20.45 Lektura prywatna.
22.00 Spoczynek
W tym dziennym schemacie widać równowagę: czas dla Boga, dla ducha, intelektu, ciała. Modlitwa, praca, kontemplacja, ruch na świeżym powietrzu, posiłki. Dzień za dniem,
proporcjonalnie podzielony czas pomógł przetrwać więzienie.
Pamiętajmy, że to właśnie w latach więziennych kard.Wyszyński zawierzył się osobiście Maryi i opracował teksty Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego. Niezwykle trudny czas, ale też błogosławiony i… dobrze rozplanowany.
Czas jest darem Bożym, a w naszej rozpędzonej epoce staje się coraz cenniejszym zasobem. Sposób planowania dnia, wypracowany przez bł. kardynała Stefana Wyszyńskiego, jest bardzo dobrą propozycją dla każdego z nas.
Warto spróbować, choćby od dziś. I koniecznie — zawierzyć to wszystko Maryi.