separateurCreated with Sketch.

„Boże, pomóż mi go pokochać”. Wyjątkowa historia Marysi i Damiana

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Dariusz Dudek - 09.07.24
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Nie brałam go nigdy pod uwagę jako kandydata na męża, ale moje serce zaczęło się zmieniać. Przez trzy tygodnie: od 1 do 24 listopada, zaczęło do mnie docierać, że Damian mnie kocha, ja kocham jego”. O niezwykłej historii swojej miłości opowiadają Marysia i Damian.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Chrześcijanka z sąsiedztwa”

Marysia: Mam na imię Marysia i niemal całe życie mieszkałam w Pruszkowie. Przez pół roku pracowałam pod Kalwarią Zebrzydowską – to była odpowiedź na Boże wezwanie, a teraz mieszkamy z Damianem w Pilawie. Zajmuję się dziennikarstwem, coachingiem chrześcijańskim, doradztwem zawodowym, prowadzę warsztaty duchowo-rozwojowe i prowadzę fanpage „Chrześcijanka z sąsiedztwa”. To moja misja i to od niego zaczęła się ta historia. 

Damian: Mam na imię Damian. Na co dzień prowadzę salę weselną. Jestem menadżerem, konserwatorem i organizuję tam różne wydarzenia. Z Marysią poznałem się dzięki jej fanpage’owi. Przeżyłem duże nawrócenie i rozważałem wtedy swoje powołanie. Myślałem o wstąpieniu do franciszkanów. Jeździłem na różne samotne pielgrzymki rowerowe po Polsce, szukając odpowiedzi i ucząc się zaufania do Boga. 

Zacząłem też szukać w internecie miejsc do pogłębienia wiary. Pod natchnieniem Ducha, trafiłem na „Chrześcijankę z sąsiedztwa”. Na początku zacząłem komentować różne posty Marysi. Bardzo zauroczyła mnie jej wiara, i to jak łączy ją z codziennością oraz jej uśmiech. W końcu odważyłem się napisać do niej wiadomość na Messengerze. Spotkaliśmy się kilka razy, a potem widywaliśmy się głównie na różnych wydarzeniach chrześcijańskich. Zacząłem jeździć wszędzie tam, gdzie ona. Modliłem się też w jej intencjach. Różaniec jest moją mocną stroną, więc odmówiłem kilkanaście „pompejanek” w tych sprawach, o których mi mówiła.

Marysia: Damian odezwał się do mnie po raz pierwszy prawie siedem lat temu. Gdy zaproponował spotkanie, nie miałam na nie początkowo ochoty, bo nie byłam wtedy zainteresowana randkowaniem. Przekonały mnie jednak dwa argumenty: od początku mówił, że wybiera się do zakonu oraz fascynowały mnie jego opowieści o podróżach po Polsce bez pieniędzy. 

Na pierwsze spotkanie Damian przyszedł elegancko ubrany. Dał mi w prezencie figurkę Maryi a ja mu figurkę św. Franciszka. Poza tym spotkaniem nasza znajomość była raz bardziej intensywna, raz mniej. To on przede wszystkim zabiegał o kontakt. Nie myślałam o związaniu się z nim. 

Praca w „Domu Pięknej Miłości”

We wrześniu poprzedniego roku dostałam propozycję pracy w Stanisławiu Dolnym pod Kalwarią Zebrzydowską. Chodziło o zarządzanie rekolekcyjnym „Domem Pięknej Miłości”. Zdecydowałam się przyjąć to Boże zaproszenie, rzucić wszystko i wyjechać z Warszawy. Nie wiedziałam, jak długo będę tam pracować. Nie miałam żadnego transportu, by przeprowadzić się do Stanisławia i wtedy z pomocą przyszedł mi Damian – zorganizował samochód i pojechał ze mną.

Damian: Modliłem się nowenną pompejańską o rozeznanie i błogosławieństwo w relacji z Marysią. Byłem świadomy swoich uczuć do niej, ale też znałem różnice w naszych historiach. Marysia zawsze była blisko Boga. A ja? Bóg 10 lat temu wyciągnął mnie z niezłego szamba: depresja, próby samobójcze, narkotyki, alkohol i cała ta degradacja. Pan Bóg na jednej ze spowiedzi wyjął ze mnie stare oprogramowanie i włożył nowe, ale jak ja mogłem myśleć o kobiecie tak nieskazitelnej jak Marysia?! 

Na pewnej adoracji, gdy byliśmy oboje w domu rekolekcyjnym na chrześcijańskiej imprezie sylwestrowej, usłyszałem w głowie: „Marysia będzie dla ciebie dobrą żoną, tylko musicie bardziej poznać się w codzienności”. Pamiętałem o tym, gdy poprosiła mnie o pomoc w przeprowadzce. W 30 sekund wszystko ogarnąłem i pojechałem z nią do Stanisławia, a gdy zobaczyłem, w jakich warunkach ma tam mieszkać, zostałem jeszcze tydzień, by zrobić dla niej drobne remonty. Myślałem, że to jest ta przestrzeń, na której mogę ją poznać w codzienności.

Gdy po tym tygodniu wróciłem do siebie i zamknąłem sezon w domu weselnym, postanowiłem, że wrócę do Stanisławia i jeżeli trzeba będzie, to zostanę tam z Marysią już na stałe. Zostawię wszystko, co mam, rodzinę, dom i pojadę tam za nią, bo po prostu ją kocham. Zawierzyłem to Jezusowi, bo chciałem też Mu w tym wszystkim służyć

Początkowo nie było wcale tak kolorowo, jak marzyłem. Ale każdą czynność, którą wykonywałem, oddawałem Jezusowi, mówiąc: „Panie Jezu, to z miłości do Marysi. Panie Jezu, to z miłości ja ofiaruję ten trud”.

Zostańmy przyjaciółmi

Marysia: Początki pracy w „Domu Pięknej Miłości” były dla mnie trudne: nowe środowisko, wieś, brak znajomych… Gdy Damian przyjechał po raz drugi na długi wolontariat trochę się cieszyłam, bo wiedziałam, że mi pomoże, a trochę nie – bo to oznaczało, że pewnie będę spędzać z nim więcej czasu – miałam co do tego mieszane uczucia. Intuicyjnie wiedziałam, że coś do mnie czuje, ale nie chciałam się z tym zmierzyć. Pracownicy domu rekolekcyjnego mówili mi, żebym w końcu powiedziała, jaki jest mój stosunek do niego i by chłopak wiedział, na czym stoi. Postanowiłam to w końcu zrobić.

Zaprosiłam Damiana do siebie. To był 1 listopada. Powiedziałam, że chcę, by nasza relacja pozostała przyjacielska. Musiało go to zaboleć, ale powiedział tylko: „dobrze”.

Damian: Myślałem wtedy tylko o tym, by pójść do kaplicy, wypłakać się i znów zawierzyć to wszystko Bogu. 

Marysia: W „Domu Pięknej Miłości” są dwie kaplice. Ja poszłam do jednej, Damian do drugiej. Są tak koszyczki z cytatami z Pisma. Damian wylosował jeden i przeczytał…

Damian: „Trwajcie cierpliwie, bracia, do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny”. Powiedziałem wtedy: „Dobra, Panie Boże, ja chcę Tobie dalej służyć. Jestem tutaj nie tylko dla Marysi, ale i dla Ciebie”. 

Coś zaczęło się zmieniać

Marysia: Przez następny tydzień prawie nie wychodziłam z domu. Wykonywałam swoje obowiązki, ale starałam się nie spotykać z Damianem. Po tygodniu „wyszłam na świat”. Nasza relacja była przyjacielska. Ja miałam tę wolność, Damian się nie narzucał, mogłam liczyć na jego radę. Nie brałam go nigdy pod uwagę jako kandydata na męża, ale moje serce zaczęło się zmieniać. Przez trzy tygodnie: od 1 do 24 listopada, zaczęło do mnie docierać, że Damian mnie kocha. I to nie płytką miłością, ale szczerą i głęboką, że patrzy na mnie z zachwytem i, co więcej, sama zaczynałam go kochać. To był największy szok w moim życiu!

Pewnego dnia, po rekolekcjach, które organizowaliśmy, zaprosiłam Damiana na herbatę. Przed spotkaniem oboje modliliśmy się w kaplicy. Tym razem ja wylosowałem cytat, który mnie umocnił: „Natomiast z człowiekiem pobożnym podtrzymuj znajomość, a także z tym, o którym wiesz, że strzeże przykazań, którego dusza podobna do twej duszy, i kto, jeślibyś upadł, będzie współczuł tobie” (Syr 37, 12). Postanowiłam, że chcę go po prostu prawdziwie poznać. Od tego dnia zaczął już codziennie przychodzić na herbatę.

Damian: Przez ten tydzień działo się dużo dobrego, zaczęliśmy stawać się sobie coraz bliżsi. Na jakiś czas Marysia wyjechała do Warszawy i zostawiła mi klucz do swojego mieszkanka. Miałem podlewać jej kwiaty, a skończyło się na tym, że wyremontowałem jej kuchnię. Nie miała tam porządnych mebli. Ktoś oddawał używane meble kuchenne, ktoś lustro, ktoś stolik… W ciągu dnia miałem wtedy dużo roboty, więc u Marysi pracowałem po nocach. Zdążyłem jednak zamontować meble. Kupiłem nowe kwiaty, ustawiłem świeczki, rozsypałem płatki róż… Gdy się spotkaliśmy, powiedziałem co do niej czuję i że chciałbym, żeby ta nasza relacja wyglądała trochę inaczej. Marysia mówiła, że musi to przemyśleć. Zadawała mi wiele pytań. Bóg wlał w moje usta odpowiednie słowa. Powiedziałem jej, jak jest dla mnie ważna i piękna, a także, w jaki sposób dochodziłem do tej miłości i że sam Bóg poprzez różne znaki umacniał mnie w tej decyzji.

Chcę go pokochać

Marysia: Gdy Damian opowiadał mi o swoich uczuciach, ja pomodlilam się w myślach: „Boże, tak bardzo chciałabym go pokochać. To wszystko jest dla mnie takie nowe, pomóż mi w tym”. Zadałam Damianowi kilka pytań, które on nazwał kontrolnymi: czy będziesz mnie kochać, gdy się zestarzeję, gdy będę chora, a uroda przeminie? Damian na wszystkie odpowiadał tak, jak trzeba (śmiech). 

Tym co mówił i swoimi odpowiedziami zdobywał moje serce, ale ono wciąż było zaskoczone biegiem wydarzeń. Na chwilę wyszłam do innego pomieszczenia. Gdy wróciłam, przytuliliśmy się do siebie i tak zostaliśmy przez cztery i pół godziny! Już bez żadnych słów wiedzieliśmy, że to jest miłość

Damian: Kilka dni później nieoficjalnie zaręczyliśmy się, a potem, już z pierścionkiem, w kaplicy „Domu Pięknej Miłości” w obecności Jezusa w Najświętszego Sakramencie – najlepszego Świadka. Od początku stawialiśmy na wspólną modlitwę, na adorację, na spędzanie czasu z Jezusem. Otwieraliśmy nasze serca, co nas jeszcze bardziej do siebie zbliżało.

Zaczęliśmy rozmawiać o ślubie. Wpadliśmy na pomysł, żeby odbył się w maju. Okazało się, że jedyny wolny termin w sezonie na sali weselnej, w której pracuję, to pierwsza sobota maja! Co więcej, wszyscy inni usługodawcy, których znałem i chciałem zatrudnić – katering, muzyka, fotograf – mieli wolny termin!

Marysia: No i teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. To ponad dwa miesiące!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.