Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kwoty wygranych – przyznajmy to – niekiedy przyprawiają o zawrót głowy. Ale co mówi Kościół o hazardzie? Czy idąc do kasyna albo kupując los na loterii zaprzedaję duszę diabłu? A może tylko trochę „pomagam” Opatrzności?
Jeśli zapytamy ludzi, którzy oddają się hazardowi, dlaczego to robią, pewno najczęściej usłyszymy, że chcą oni spełnić marzenia. Chcieliby pozwolić sobie na rzeczy, na które teraz ich nie stać. Rozpieszczać swoich bliskich. Zyskać spokój. Przekazać część wygranej na cele charytatywne. Lub po prostu przestać się stresować trudnym końcem miesiąca, debetem na koncie albo – to niestety polska „specjalność” – kredytem zaciągniętym na bardzo niekorzystnych warunkach. Krótko mówiąc, taka wygrana to wielka pomoc.
Ekscytująca niepewność
Dla niektórych będzie to zdrapka kupiona w pobliskim sklepie na spacerze. Dla innych wycieczka do kasyna podczas wakacji za granicą albo wyprawa na wyścigi konne.
„Lepiej zaryzykować żetonem niż własnym życiem czy zdrowiem, np. uprawiając sporty ekstremalne” – mówi 35-letni Grzegorz, który od czasu do czasu chodzi do kasyna. Dla niego – tak przynajmniej twierdzi – nie ma znaczenia fakt, czy to się opłaca. A przyznajmy, że nieczęsto się opłaca, bo nie bez powodu firmy zajmujące się hazardem prosperują doskonale. „Liczy się ta wibracja, ta chwila zawieszenia tuż przed poznaniem wyniku. Mieszanka ekscytacji i nadziei, która za każdym razem jest taka sama. Jesteśmy marzycielami”.
Czy to dobry pomysł?
Poszukajmy odpowiedzi u źródła. Co Pismo Święte ma do powiedzenia na temat hazardu? W opisie męki Jezusa w Ewangelii według świętego Jana jest wzmianka o żołnierzach, którzy rzucili losy (prawdopodobnie kości), żeby zdecydować, który z nich weźmie szatę Skazańca (J 19:24).
Poza tym niewiele, oprócz ostrzeżeń tu i ówdzie przed pokusą zysku („Nie możecie jednocześnie służyć Bogu i mamonie”, Łk 16:1-13). Nie ma wyraźnej wzmianki ani potępienia gier losowych. Jednak ponieważ Biblia nieustannie zachęca nas do pracy („Będziesz jadł swój chleb w pocie czoła”, Rdz 3-19), trzeba uznać, że pokazuje nam raczej drogę pracy niż hazardu.
Kościół o hazardzie
Niedzielnych hazardzistom przynosi nieco otuchy 2413 punkt Katechizmu Kościoła Katolickiego, który mówi:
Innymi słowy, autorzy katechizmu nie rzucają kamieniem w tych, którzy dla okazjonalnej rozrywki z umiarem próbują szczęścia w loterii czy kasynie. Z drugiej strony, jest bardziej surowy wobec tych, którzy popadają w uzależnienie albo sprowadzają finansowe zagrożenie na siebie lub rodzinę. Fragment ten można znaleźć też w artykule poświęconym siódmemu przykazaniu, dotyczącemu kradzieży, w części poświęconej poszanowaniu własności innych.
Można to podsumować w ten sposób: należy więc wystrzegać się iluzji łatwych pieniędzy i manii wielkości, które mogą szybko doprowadzić do utraty wolności. Jak nie przekroczyć cienkiej linii? Jak nie ulec pokusie „więcej i więcej”? Nie ma tu zaskoczenia: małe kwoty i rzadko. To okazja, by poćwiczyć cnotę umiarkowania, która przypomina, że za pieniądze nie można kupić szczęścia.
Dobrze zastawiona pułapka
Znacznie surowiej postrzega sprawę hazardu znany dominikański teolog i publicysta o. prof. Jacek Salij. W książce Nadzieja poddawana próbom, która jest zbiorem odpowiedzi na listy czytelników przysyłane do pisma „W drodze”, pisze „Obrońcy hazardu powiadają: «Przecież do gry ludzie przystępują dobrowolnie, zatem nikomu krzywda się nie dzieje». Nie oszukujmy się. Również ci, którzy tak mówią, dobrze wiedzą, że to nieprawda. Dobrze wiedzą o tym, że hazardziści nie są ludźmi wolnymi, że do kasyna pędzi ich namiętność”.
Ojciec Salij zwraca uwagę na to, że gry hazardowe to doskonale zastawiona pułapka na człowieka, który się im oddaje. „Niezależnie od tego, czy na początku wygra czy przegra, jedno i drugie wciąga go do dalszej gry. Jeśli wygra, rozpala go chęć wygrania jeszcze więcej. A nie daj Boże, jeśli wygra drugi raz i trzeci; wtedy uwierzy w swoje szczęście”.
Jeszcze gorszej iluzji ulega hazardzista, który przegrywa. Powołując się na prawo prawdopodobieństwa, wmawia on sobie, że przecież w końcu szczęście musi się do niego uśmiechnąć - zauważa dominikanin. Namiętność podsuwa mu jeszcze argument „moralny”: że wcale mu nie chodzi o wygraną, ale tylko o to, ażeby „odzyskać swoje”. Kiedy to zrobi, wyjdzie z kasyna albo przestanie kupować losy. „A przecież on swoje już stracił, a teraz, gdyby nawet wygrał, to wzięłoby się z przegranej kogoś następnego. Zatem nie odzyska swego, nawet gdyby wygrał. Zapewne jednak przegra jeszcze więcej” – pisze o. Salij.