Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Młody ksiądz Józef Niżnik, proboszcz parafii w Strachocinie koło Sanoka, jadąc w 1987 r. z wizytą do jezuitów w Warszawie był w sporym kłopocie. Musiał skonsultować się z zakonnikami w niełatwej sprawie. Obawiał się, że zostanie wyśmiany albo uznany za niezdrowego na umyśle. Otóż miał powiedzieć, że… ukazuje mu się Andrzej Bobola.
Zjawa na plebanii
Wszystko zaczęło się w nocy z 10 na 11 września 1983 r. Ksiądz Niżnik, który był wtedy cztery lata po święceniach, spał na plebanii w Strachocinie. Przyjechał tu trzy dni wcześniej na trzy tygodnie, na zastępstwo za chorego proboszcza Ryszarda Muchę. Miał wkrótce rozpocząć studia podyplomowe z historii na KUL. Była godzina 2.10 w nocy, kiedy ksiądz obudził się, bo poczuł uderzenie w ramię. Otworzył oczy i w szybie okna, do którego był zwrócony twarzą, zobaczył odbicie stojącego za nim brodatego mężczyzny w sutannie. Kiedy się odwrócił, postać zniknęła.
Pierwsza myśl księdza była taka, że to jest napad na plebanię. Dopiero półtora miesiąca wcześniej został zniesiony stan wojenny i w kraju wciąż czuło się atmosferę „wojny polsko-jaruzelskiej”. Poza tym w latach osiemdziesiątych sporo się mówiło o atakach na księży, najczęściej w celach rabunkowych. Jednak w budynku nie było nikogo.
Kiedy rano ksiądz Niżnik opowiedział siostrze zakrystiance o dziwnym nocnym zdarzeniu, dowiedział się, że w okolicy mówi się, że na plebanii w Strachocinie straszy. Brodata postać ukazywała się różnym osobom już przed wojną. Wtedy też po raz pierwszy ks. Niżnik usłyszał, że choroba proboszcza, którego zastępuje, ma podłoże psychiczne i zapewne została spowodowana tymi nocnymi wizytami. Czy raczej – jak dodaje dzisiaj – nieodpowiednią reakcją otoczenia na to, co mówił jego poprzednik.
„Zacznijcie mnie czcić”
Ksiądz Niżnik przez pierwszy tydzień nie spał na plebanii, tylko jeździł na nocleg do kolegów księży, a przez drugi tydzień drzemał przy włączonej lampce. Ale przede wszystkim zastanawiał się, co się dzieje. Może zjawiła mu się dusza czyśćcowa, która prosi o modlitwę? Może to kapłan, który ma coś do odpokutowania? Modlił się za niego i odprawiał msze w jego intencji.
Niestety, nic nie pomogło. Po jakimś czasie gość znów się pojawił – znowu o godzinie 2.10 w nocy. Tym razem nie ukazał się w widzialnej postaci, tylko zapukał do drzwi. Nocne wizyty trwały jeszcze cztery lata. Ktoś pukał do drzwi zawsze o tej samej nocnej godzinie, ale nieregularnie – czasem dwa razy w tygodniu, a czasem raz na kilka miesięcy.
Ks. Niżnik postanowił zająć się tą sprawą. Zrezygnował z planów związanych ze studiami i został w Strachocinie. „Z czasem uświadomiłem sobie, że jeśli ktoś puka, to chce wejść, a ja powinienem mu otworzyć. Od tej pory intencje moich modlitw się zmieniły. Teraz prosiłem, żebym umiał rozpoznać, czego ode mnie chce” – wspomina. Postanowił, że zapyta nieznajomego wprost. Ale kiedy ten się pojawiał, strach jednak brał górę. Nie tak łatwo zagaić rozmowę z – jak mu się wtedy wydawało – pokutującą duszą.
W końcu w nocy z 16 na 17 maja 1987 roku ks. Niżnik zebrał się na odwagę i zapytał: „Kim jesteś i czego chcesz?”. I dostał odpowiedź: „Jestem święty Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie”. Ten głos nie był słyszalny fizycznie, ale rozległ się jakby w duszy księdza, przenikając go. Od tej pory straszenie na plebanii się skończyło i nigdy już się nie powtórzyło.
Święty Andrzej Bobola? Kto to taki?
Andrzej Bobola? Ksiądz Niżnik nie wiedział, kto to taki. XVII-wieczny męczennik, skazany w PRL na zapomnienie, był wtedy bardzo mało znany. Dlaczego wybrał sobie akurat Strachocinę? Opowiedział o całej sytuacji swojemu biskupowi abp. Ignacemu Tokarczukowi, a ten poradził mu, żeby porozmawiał z jezuitami w Warszawie, którzy w swoim kościele przechowują zachowane od rozkładu ciało.
Tak zrobił. Jednak okazało się, że obawy się nie sprawdziły. Ksiądz Niżnik przedstawił się o. Mirosławowi Paciuszkiewiczowi jako proboszcz parafii w Strachocinie. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, jezuita odparł, że zna nazwę Strachocina, bo… to rodzinna wieś świętego Andrzeja Boboli.
I wszystko stało się jasne! Dopiero później ksiądz Niżnik dowiedział się, że wzgórze koło kościoła jest nazywane przez miejscowych Bobolówką i że przed wojną stał tam dwór. Bobolowie od dawna już nie mieszkali w Strachocinie, ale po poszukiwaniach w źródłach historycznych okazało się, że jedna z gałęzi rodu żyła tam do XVII wieku.
Rodzina zapisała się w annałach głównie z powodu licznych sporów sądowych z sąsiadami o granice, pojedynków i innych zatargów z prawem. Ale Bobolowie byli też znani jako żołnierze i gorliwi katolicy. Nawet w czasie reformacji, kiedy znaczna część polskiej szlachty przeszła na protestantyzm, nie odnotowano ani jednego Boboli protestanta. Kto pozna trochę życiorys Andrzeja Boboli, nie będzie wcale zdziwiony – on sam był nieodrodnym dzieckiem swojej epoki i swojego rodu. W zakonnych aktach zachowały się świadectwa, że miał on niełatwy charakter: był uparty, zadziorny i wybuchowy. Ale przełożeni zanotowali też, że z wielkim zacięciem pracował nad swoim charakterem i pod koniec życia „ujmował ludzi łagodnym i przyjemnym usposobieniem”.
Ksiądz Niżnik dowiedział się też, że nocne zjawienia to "specjalność" Andrzeja Boboli. Wcześniej ukazywał się kilku osobom. Poznał też historię tego gorliwego i ofiarnego jezuity, okrutnie zamordowanego przez Kozaków w 1647 r. na terenach dzisiejszej Białorusi.
Sanktuarium, łaski i cuda
Nocne wizyty św. Andrzeja Boboli na plebanii w Strachocinie doprowadziły do tego, że w jego rodzinnej miejscowości powstało sanktuarium – znany ośrodek kultu męczennika. Rocznie odwiedzają je teraz tysiące osób. Ksiądz Niżnik dostaje świadectwa wielu łask, których ludzie doświadczyli po modlitwie za wstawiennictwem Boboli. Z czasem zrozumiał, że w tej sprawie chodzi o coś więcej niż powołanie sanktuarium - że Andrzej Bobola to święty dana nam na te czasy. To wszystko walnie się przyczyniło też do tego, że XVII-wieczny jezuita jest teraz jednym z najbardziej znanych polskich świętych. W 2002 r. został ogłoszony patronem Polski.