separateurCreated with Sketch.

Czy rozkosze ducha mogą uszczęśliwić?

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Matt Fradd - 28.01.25
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Matt Fradd o szczęściu w ujęciu św. Tomasza z Akwinu

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zabrałem kiedyś swoją rodzinę do Nowej Zelandii, gdzie udaliśmy się do Hobbitonu, miejsca, w którym Peter Jackson kręcił sceny Władcy Pierścieni dziejące się w Shire. Dojechawszy, razem z dwudziestoma kilkoma turystami wsiedliśmy do autobusu, w którym przywitała nas pani przewodniczka. Podeszła do nas, stanęła jak wryta i zapytała, czy nazywam się Matt Fradd.

Przez chwilę patrzyłem oniemiały, zanim potwierdziłem, że owszem, to ja. Przewodniczka wyznała mi, że w dużej mierze dzięki mojemu podkastowi „Piwko z Akwinatą” wróciła do praktykowania wiary katolickiej. Byłem pod wrażeniem i czułem wdzięczność́ dla Boga. Szczerze mówiąc, niewiele brakowało, bym popadł w pychę̨. Zresztą̨ stale mi to grozi (i między innymi właśnie dlatego opowiadam tę historię).

Czym sława różni się ud uznania?

Zapewne się zastanawiasz, czym sława rożni się od uznania. Na nasze potrzeby wystarczy, że odróżnimy uznanie od sławy w kontekście cnoty. Uznanie to nagroda, którą otrzymuje człowiek cnotliwy, sława natomiast jest nagrodą trafiającą̨ się komuś, kto „błyszczy” jak gwiazda, robiąc wrażenie na innych. Istnieją̨ osoby, które cieszą̨ się uznaniem, pomimo że nie są̨ sławne (jak na przykład kombatanci wojenni), i osoby sławne, które nie są szczególnie godne uznania (pierwszy lepszy celebryta „znany z tego, że jest znany”).

Chociaż uznanie i sława istotnie się różnią, św. Tomasz podchodzi do nich podobnie, bo sława również nie przynosi szczęścia, tylko jest jego następstwem. Jak czytamy w Summie: „Doskonałość ludzkiego dobra, nazywana szczęściem, nie może być skutkiem bycia znanym ludziom; fakt, że ktoś jest znany ludziom, jest raczej następstwem tego, że jest on szczęśliwy, tak iż stanowi poniekąd skutek ludzkiej szczęśliwości”.

Inaczej mówiąc, bycie poznanym przez Boga powołuje byty do istnienia, natomiast my poznajemy to, co już istnieje. Z tego powodu przekonanie, że czyjaś opinia na mój temat przyniesie mi szczęście, ujmuje tę kwestię od niewłaściwej strony. Inni mogą mieć o mnie naprawdę dobre zdanie, mogą nawet mnie podziwiać, lecz ich podziw i zdanie na mój temat pozostają w ich umysłach i tak naprawdę niczego nie zmieniają we mnie samym.

Czy sława daje szczęście?

Pamiętam moment, gdy na Twitterze dorobiłem się tysięcznego obserwatora. Pomyślałem: „Odlot”. Lecz dość szybko zauważyłem, że innych obserwuje dużo więcej osób, zaczaiłem więc się martwić, że blado wypadam na ich tle.

Ale czym tu się przejmować́? Szczycenie się liczbą obserwatorów na Twitterze jest jak chełpienie się umownymi pieniędzmi, które zdobyło się podczas grania w Monopoly. Dzisiaj obserwuje mnie na Twitterze wiele tysięcy osób, ale co z tego? Inni mają miliony obserwatorów. Kogo to obchodzi?

Oczywiście posiadanie szerokiej widowni miewa swe zalety: kiedy chcesz się czymś podzielić i dotrzeć do ludzi, masz taką możliwość́. To dobrze, że ludzie szerzący dobro, prawdę i życzliwość znajdują odpowiednią, nośną przestrzeń́ do swoich działań. Kto jednak uważa, że bycie osobą znaną, szanowaną, a być może nawet sławną zapewni mu szczęście, ten – zdaniem Tomasza – potwornie się myli.

Jeśli sława i popularność nie czynią nas szczęśliwymi, dlaczego jest nam tak miło, gdy mamy świadomość́, że inni nas lubią? Dlaczego Sally Field zdawała się wniebowzięta, gdy w 1984 roku przyjmowała swojego drugiego Oscara, mówiąc:

Miałam nietypową ścieżkę kariery, ale zawsze najbardziej zależało mi na tym, by być docenioną. Nie poczułam tego za pierwszym razem, ale teraz tak. Trudno byłoby zaprzeczyć, że chyba mnie państwo lubią! I czuję się doceniona!”.

W książce Social. Why Our Brains Are Wired to Connect („Towarzyscy. Dlaczego nasze mózgi dążą do kontaktu”) Matthew D. Lieberman pisze: „Nie tylko aktorzy przede wszystkim pragną, aby ich lubiano. Wszyscy tego chcemy. Każdy chce gdzieś́ przynależeć́. Sygnały akceptacji, podziwu i miłości, które wysyłają̨ nam inni, są kluczowe dla naszego samopoczucia i dobrostanu”.

Łakniemy jednakże nie tylko aplauzu. Chcemy, by „naprawdę” nas lubiano, a nie tylko chwalono przez uprzejmość. Najbardziej pragniemy, żeby inni dostrzegali w nas coś dobrego, co się im podoba. Jak zatem ponownie widać, szczęście nie pochodzi z zewnątrz. Trzeba odnaleźć je w sobie. W ten sposób docieramy do prawdziwego źródła naszej wewnętrznej szczęśliwości.

Życie wewnętrzne

Jeśli chcesz ocenić, czy jesteś szczęśliwy, istnieje dość prosty sprawdzian. Wyłącz światło, wyjmij z uszu słuchawki i sprawdź, jak długo wytrzymasz w ciszy. Dla wielu z nas prawdziwym wyzwaniem jest przebywanie samemu ze sobą. Bez telewizji, komputera, telefonu. Tylko z własnymi myślami. Co nas w tym przeraża? Sądzę, że nasza zwyczajność, którą widać, gdy się przyjrzeć. Jesteśmy zwykłymi ludźmi i próbujemy nie pamiętać o tym, walcząc o cudzą uwagę. Przeszukujemy media społecznościowe, aby sprawdzić, jak inni nas postrzegają: „Czy jestem lubiany? Czy inni mnie cenią? Czy uważają, że jestem godzien uwagi? Czy ich zdaniem jestem cokolwiek wart?”.

Pozwólcie, że podzielę się Litanią pokory. Niektórzy pewnie ją znają i modlą się jej słowami – niektórzy, czyli nie wszyscy. Zazdroszczę tym z czytelników, którzy zobaczą ją po raz pierwszy. Jeśli po lekturze nie uważasz się za osobę łasą na cudze pochwały i głodną uznania, pewnie jesteś świętym albo troszeczkę się oszukujesz. Tak czy inaczej, poniższa modlitwa pomoże ci rozpoznać pozory, którym hołdujesz. Oto ona:

Litania pokory

Jezu cichy i pokornego serca, wysłuchaj mnie.

Od pragnienia, aby mnie ceniono, wybaw mnie Jezu.

Od pragnienia, aby mnie kochano...

Od pragnienia, aby mnie chwalono...

Od pragnienia, aby mnie szanowano...

Od pragnienia, aby mnie sławiono...

Od pragnienia, aby mnie nad drugich wynoszono...

Od pragnienia, aby mojej rady zasięgano...

Od pragnienia, aby się z moim zdaniem liczono...

Od obawy przed upokorzeniami...

Od obawy przed wzgardą...

Od obawy przed krytyką...

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!