separateurCreated with Sketch.

Duszoterapia o. Józefa Andrasza, spowiednika św. Faustyny [wywiad]

Ojciec Józef Andrasz, spowiednik świętej Faustyny. Wywiad ze Stanisławą Bogdańską
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Joanna Operacz - 01.02.25
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ojciec Józef Andrasz był jednym z dwóch – obok bł. ks. Michała Sopoćki – kierowników duchowych św. Faustyny Kowalskiej. Odegrał też ważną rolę w życiu kilku innych świętych. Mimo to do niedawna był niemal zupełnie zapomniany.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Święta Faustyna zanotowała, że Pan Jezus mówił o nim: „przyjaciel Mojego serca”. Jezuita Józef Andrasz prowadził swoich penitentów do Boga z wielkim wyczuciem, wprawą i oddaniem. Choć od jego śmierci minęło wiele lat, przemawia do serc wielu osób. 1 lutego, w 62. rocznicę śmierci o. Andrasza, rozpoczyna się jego proces beatyfikacyjny na etapie diecezjalnym.

O swojej duchowej przyjaźni z tym „duszoterapeutą” opowiada Stanisława Bogdańska, autorka dwóch biografii jezuity: Ojciec Józef Andrasz SJ. Spowiednik świętych oraz Józef Andrasz SJ. Kierownik duchowy świętej siostry Faustyny Kowalskiej.

Aleteia: Czy łatwo jest dwojgu świeckim zacząć proces beatyfikacyjny zakonnika?

Stanisława Bogdańska: Nie mogę powiedzieć, że myśmy go rozpoczęli. Zajmują się tym współbracia o. Józefa Andrasza, ojcowie jezuici, zwłaszcza wicepostulator procesu o. Mariusz Balcerak. Mój mąż i ja tylko kilka lat temu zainteresowaliśmy się o. Andraszem i modlimy o jego beatyfikację. Myślę, że Pan Bóg dopomina się, żeby jego sługa został ogłoszony błogosławionym, i w tym celu posługuje się różnymi ludźmi.

Zaczęło się od tego, że słuchaliśmy z mężem nagrania Dzienniczka św. Faustyny i zwróciliśmy uwagę na to, jak często (jak później policzyliśmy – 59 razy) pojawia się tam nazwisko o. Józefa Andrasza, o którym wiedzieliśmy, że pochodził z naszych stron, czyli z Sądecczyzny. Później byliśmy na spotkaniu w Nowym Sączu, na którym był też proboszcz jezuickiej parafii. Podeszliśmy do niego i zapytaliśmy, jaka jest teraz sytuacja z o. Andraszem – czy został może beatyfikowany albo czy trwa jego proces beatyfikacyjny? Ojciec odpowiedział, że nic takiego się nie dzieje, bo nie ma kultu. A od kogo ma się zacząć ten kult? „No, od ludu” – odpowiedział. „Czyli od nas?” – zapytałam. Bo to przecież my jesteśmy tym ludem.

ojciec Józef Andrasz

Co państwa tak urzekło w postaci o. Andrasza?

Uderzyły nas słowa Jezusa na jego temat wypowiedziane do s. Faustyny: „Słów jego masz słuchać tak jak moich, bo to jest przyjaciel Mojego serca”. Pan Jezus mówił też, że użycza mu swoich ust. A Faustyna mówiła o o. Andraszu jako o dojrzałym kapłanie, który rozmawia z nią w taki sposób, jakby sam doświadczył wszystkiego, o czym siostra mówi.

Faustyna przyszła do pierwszej spowiedzi u o. Andrasza z postanowieniem, że zrezygnuje z niełatwego zadania głoszenia światu orędzia o Bożym Miłosierdziu, jakie jej wyznaczył Pan Jezus. Chciała tylko uzyskać zgodę spowiednika. Jednak jezuita jej powiedział, że ma wykonać to, o co prosi Jezus. Ta rozmowa była – jak sama później opisała s. Faustyna – jak ofiarowanie jej skrzydeł do lotu. Przyszła z lękiem, niedowierzaniem, brakiem zaufania (także do samej siebie), a o. Andrasz dał jej pewność, że Bóg nie zostawi jej samej. I nie zostawił.

A jak było z tym kultem o. Andrasza? Nie było go, a teraz jest.

Był taki etap w życiu męża i moim, kiedy byliśmy trochę nadaktywni religijnie [śmiech]. Od 2003 roku organizowaliśmy pielgrzymki do Medjugorje, na które jeździli ludzie z całej Polski. Zakładaliśmy też margaretki, czyli grupy osób modlących się o świętość kapłanów. W pewnym momencie wpadliśmy na pomysł, żeby wydrukować obrazki z modlitwą o świętość kapłanów i chwałę Bożego Miłosierdzia przez wstawiennictwo o. Józefa Andrasza. Modlitwa uzyskała imprimatur kurii tarnowskiej, a później także zgodę księdza koordynatora Apostolatu „Margaretka”, więc podczas wyjazdów rozdawaliśmy ten tekst. Wydawało się nam, że świętość kapłanów to teraz szczególnie ważna sprawa, a o. Andrasz jest doskonałym patronem. To były tysiące wydrukowanych tekstów modlitwy. To pokazuje, jak wielka jest w ludziach potrzeba modlitwy za księży.

Poza tym opowiadaliśmy różnym osobom o o. Andraszu, jeździliśmy na spotkania w kościołach. Okazało się, że ten zakonnik trafia ludziom do serc.

No i pytaliśmy ojców jezuitów, czy dzieje coś w sprawie procesu beatyfikacyjnego. Dzisiaj sobie myślę, że najbardziej odpowiednie byłoby tu słowo: „nękanie” [śmiech]. Za każdym razem, kiedy ówczesny prowincjał o. Jakub Kołacz przyjeżdżał do Nowego Sącza, wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy do niego – ciągle z tym samym pytaniem: czy coś wiadomo w sprawie o. Andrasza? Ojciec był bardzo życzliwy, ale chyba musiał mieć nas dosyć.

Rozumiem tę roztropność i brak pośpiechu. Kościół w takich sytuacjach sprawdza, czy jakaś inicjatywa przetrwa próbę czasu i czy jest rzeczywiście dziełem Bożym.

Ojciec Józef Andrasz

Mąż w pewnym momencie stwierdził, że przydałaby się książka. A ponieważ jest przedsiębiorcą, podszedł do sprawy bardzo praktycznie i powiedział, że to ja powinnam się tym zająć. Nigdy wcześniej nie pisałam nic poza pracą magisterską, więc przynajmniej wiedziałam, jak się robi przypisy. Wcześniej ukazała się bardzo dobra biografia o. Andrasza autorstwa jezuity o. Stanisława Cieślaka, napisana pod kątem historycznym, książki o. Andrasza wznowione dzięki jezuicie o. Józefowi Augustynowi oraz biografia św. Faustyny autorstwa o. Andrasza, która przeleżała wiele lat w rękopisie i została przygotowana do druku przez o. Augustyna; więc wiedziałam, gdzie zacząć szukać – w zgromadzeniach, do których należały penitentki o. Andrasza.

No właśnie! Siostra Faustyna nie była jedyną znaną świętą, którą prowadził pani bohater.

Kiedy się zainteresowaliśmy o. Andraszem, tak jakoś dziwnie się składało, że on sam schodził przez cały czas na margines, a na pierwszy plan wychodziły różne piękne kobiety ze środowiska krakowskiego: poza s. Faustyną także Aniela Salawa, s. Paula Zofia Tajber, s. Klemensa Staszewska, s. Kaliksta Piekarczyk, s. Emmanuela Kalb. Nadal mam wrażenie, że o. Andrasz trochę się chowa, a pokazuje Jezusa i różne osoby, którym towarzyszył w drodze do świętości. Pisząc o nim, musiałam się bardzo pilnować, żeby nie zgubić głównego bohatera. Bóg działa w ukryciu i o. Andrasz też tak działał.

Fascynujące było dla mnie odkrywanie, jak osoby, którym towarzyszył duchowo o. Andrasz, nawracały się, zmieniały i dojrzewały do świętości. Na przykład Aniela Salawa była na początku dziewczyną upartą, trochę nadreaktywną, czasami złośliwą, ale tak pracowała nad swoim charakterem, że później stała się zrównoważona, spokojna i bardzo odpowiedzialna.

Zawodowo zajmuję się psychoterapią, więc kiedyś przyszło mi do głowy, że o. Andrasz był dla wielu ludzi „duszoterapeutą”.

Wróćmy może do o. Andrasza i jego kultu… Zdaje się, że ten zakonnik, do niedawna prawie zapomniany, jest teraz dość znaną postacią?

Wielopole, kościół w Wielogłowach – to była rodzinna parafia o. Andrasza, w której mieszkał on do dziewiątego roku życia (później rodzina przeprowadziła się do Nowego Sącza). W ostatnich latach w Wielogłowach powstała bardzo dynamicznie działająca fundacja jego imienia, która organizuje modlitwy, ale też np. zajęcia i wyjazdy dla dzieci.

Ojciec Józef Andrasz

U nas w parafii w każdy piątek o godz. 15 jest modlitwa o świętość kapłanów i chwałę Bożego miłosierdzia. Olejne portrety o. Andrasza, namalowane przez naszego lokalnego artystę Witolda Kubichę, można teraz spotkać w wielu kościołach w okolicy. I widać, że ludzie się tam modlą!

Ojciec Józef Andrasz

Niedawno aż się wzruszyłam, bo pojechałam na pogrzeb do kościoła, w którym nigdy wcześniej nie byłam, i zobaczyłam obraz o. Andrasza. Cieszę się, bo zawsze kiedy mówiłam ludziom o o. Andraszu, podkreślałam, że nie jestem jego „właścicielką”, i że jeśli ktoś chce propagować tę postać, niech to po prostu robi.

Jeszcze bardziej się wzruszyłam, kiedy zobaczyłam portret o. Andrasza w kościele Świętego Ducha, tuż przy bazylice św. Piotra, w Rzymie. Zawiózł go tam kiedyś mój mąż, a od kilku lat portret stoi w bocznym ołtarzu.

A jak jedziemy z Nowego Sącza do domu, przejeżdżamy przez rondo o. Józefa Andrasza.

Doświadcza pani pomocy o. Andrasza? Może jakichś szczególnych zdarzeń?

To są takie moje małe cuda. Na przykład kilka lat temu tuż przed Wielkanocą szłam po schodach i sprawdzałam w telefonie przepis na ciasto, i przewróciłam się. Poczułam potworny ból w nodze, a do tego puchnięcie i pulsowanie. Krzyknęłam. Śpiewam w chórze w naszej parafii, więc pomyślałam, że teraz nie będę mogła śpiewać, a utrata każdej osoby to kłopot dla chóru, zwłaszcza że sporo osób wtedy chorowało. Poza tym tyle jest roboty w domu, dzieci przyjeżdżają na święta! W pierwszym odruchu pomyślałam: „Ojcze Andraszu, wstaw się za mną!”. Przybiegł mój syn, dotyka nogi i pyta: „Ta noga cię boli?”. Ja na to: „Ta noga, ale nie boli”. Okazało się, że nic mi nie jest!

Kiedy wyszła moja pierwsza książka o o. Andraszu, ktoś słusznie zwrócił mi uwagę, że przydałoby się więcej informacji o kierownictwie duchowym. Napisałam więc drugą książkę i wysłałam do wydawnictwa, przekonana, że opublikują ją tak chętnie jak pierwszą. Okazało się, że wyrzucili ją do kosza. Chyba uderzyli w mój narcyzm, bo długo nie mogłam przejść nad tym do porządku dziennego. Dopiero rok później otworzyłam komputer i przyjrzałam się temu, co napisałam, i pomyślałam: „Przecież to jest beznadziejne!”. Sama bym to wyrzuciła do kosza. Akurat tak się złożyło, że historyk sądecki pan Jakub Bulzak zaczął drążyć temat najwcześniejszej historii o. Andrasza. Skorzystałam z tych informacji, poprawiłam tekst i okazało się, że wydawnictwo WAM jednak ją wyda.

To także drobiazg, ale dzisiaj myślę, że była to dla mnie dobra lekcja kierownictwa duchowego w stylu o. Andrasza. Lekcja może niezbyt przyjemna, ale bardzo cenna. W końcu dojrzewanie osobowości to taka wartość, że czasem musi zaboleć.

Oboje z mężem czujemy, że o. Andrasz towarzyszy nam i naszej rodzinie.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Wesprzyj Aleteię!

Jeśli czytasz ten artykuł, to właśnie dlatego, że tysiące takich jak Ty wsparło nas swoją modlitwą i ofiarą. Hojność naszych czytelników umożliwia stałe prowadzenie tego ewangelizacyjnego dzieła. Poniżej znajdziesz kilka ważnych danych:

  • 20 milionów czytelników korzysta z portalu Aleteia każdego miesiąca na całym świecie.
  • Aleteia ukazuje się w siedmiu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, polskim i słoweńskim.
  • Każdego miesiąca nasi czytelnicy odwiedzają ponad 50 milionów stron Aletei.
  • Prawie 4 miliony użytkowników śledzą nasze serwisy w social mediach.
  • W każdym miesiącu publikujemy średnio 2 450 artykułów oraz około 40 wideo.
  • Cała ta praca jest wykonywana przez 60 osób pracujących w pełnym wymiarze czasu na kilku kontynentach, a około 400 osób to nasi współpracownicy (autorzy, dziennikarze, tłumacze, fotografowie).

Jak zapewne się domyślacie, za tymi cyframi stoi ogromny wysiłek wielu ludzi. Potrzebujemy Twojego wsparcia, byśmy mogli kontynuować tę służbę w dziele ewangelizacji wobec każdego, niezależnie od tego, gdzie mieszka, kim jest i w jaki sposób jest w stanie nas wspomóc.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą kilku złotych - zajmie to tylko chwilę. Dziękujemy!