separateurCreated with Sketch.

Puścić, nie puścić? Krystyna Mirek o samodzielnym wypadzie nastolatków

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

“Internet, szkoła, miasto, pociągi, dworce, galerie handlowe, nieodpowiednie książki, niewłaściwe towarzystwo – wszędzie czai się pułapka. W pewnym stopniu to wszystko prawda. Ale nie da się dziecka zabezpieczyć, wciąż chowając je za parawanem” – mówi Krystyna Mirek, mama, pisarka i pedagog.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Marta Brzezińska-Waleszczyk: Mamy wakacje, a wraz z nimi pierwsze samodzielne wyjazdy nastolatków. Jak przygotować na nie dziecko? O czym z nim porozmawiać?

Krystyna Mirek: Wychowanie nastolatka zaczyna się już wtedy, gdy zmieniamy dziecku pierwszą pieluszkę. To długoletni proces poznawania dziecka, przekazywania mu doświadczenia życiowego oraz najważniejszych wartości. Jeśli trwa nieprzerwanie, to kiedy dziecko ma piętnaście, szesnaście lat, zaczynamy zbierać plony. Mamy wtedy w domu sympatycznego młodego człowieka, z którym powoli przechodzimy na inny poziom relacji, bardziej partnerski. W takim przypadku przed wakacyjnym wyjazdem wystarczy wspólnie usiąść i omówić szczegóły, skupiając się na praktycznych aspektach, ewentualnych zagrożeniach, ale też na korzyściach i przyjemnych chwilach. Jeśli tej więzi nie ma i nie znamy dobrze swojego dziecka, wtedy takich rozmów oraz działań powinno być o wiele więcej.

Nadal popularną formą wakacyjnych wypadów są wyjazdy pod namiot. Wielu rodziców ma poważne wątpliwości, czy powinni na taki wypad puścić nastoletnią córkę.

To zależy od sytuacji. Nie ma jednej metody wychowawczej, która się sprawdza w każdym przypadku. Są nastolatki, które śmiało można wyprawić pod namiot, sprawdzając tylko, czy miejsce jest bezpieczne, towarzystwo odpowiednie, a program pobytu sensowny. Wszystkiego i tak nie zdołamy przewidzieć. Musimy zaufać swojemu dziecku, że jest dość dobrze przygotowane przez nasze wieloletnie działania. Sprawdziło się przecież w innych sytuacjach, więc pokazało, że umie być odpowiedzialne i poradzi sobie.

Jeśli nie mamy takiej pewności, borykamy się z kłopotami, kontakt jest utrudniony, rozmowy burzliwe i widzimy, że dziecko w sytuacji stresowej reaguje w sposób impulsywny i trudny do przewidzenia, to można się na taki wyjazd zwyczajnie nie zgodzić. Nie każda nastolatka jest na to gotowa. Nie ma takiego przepisu, że wszyscy muszą jechać pod namiot. Są przecież inne możliwości. Tu znów powtórzę, że kluczem do podejmowania takich decyzji jest znajomość własnego dziecka i dobry kontakt z nim. Warto zadbać o to odpowiednio wcześnie.


PARA NA LOTNISKU
Czytaj także:
Żona z dziećmi na wakacjach, mąż w pracy. Dlaczego to kiepski pomysł?

 

Czego dobrego dziecko może się nauczyć podczas wyjazdu bez rodziców?

Dzisiaj obserwujemy rosnącą tendencję do nadopiekuńczości ze strony rodziców. Kochamy swoje dzieci, więc chcemy je ustrzec przed każdym zagrożeniem. Lista niebezpiecznych sytuacji wciąż się wydłuża. Internet, szkoła, miasto, pociągi, dworce, galerie handlowe, nieodpowiednie książki, niewłaściwe towarzystwo – wszędzie czai się pułapka. W pewnym stopniu to wszystko prawda. Ale nie da się dziecka zabezpieczyć, wciąż chowając je za parawanem. Prędzej czy później będzie się musiało skonfrontować ze światem. Wyjedzie na studia albo pójdzie do pracy. Zanim to nastąpi, powinno się nauczyć podejmowania decyzji, odmawiania, stawiania granic, wybierania. Ale też cieszenia się życiem, które jest przede wszystkim piękne. Okazją do ćwiczenia samodzielności może być właśnie wakacyjny wyjazd.

Jest to też ważna lekcja dla rodzica. Jak znaleźć właściwy balans między troską i odpowiedzialnością za dziecko a jego prawem do własnego życia, do nauki, zbierania doświadczeń i samostanowienia.

W jaki sposób przekazywać dzieciom pozytywne wzorce, do których mogłyby się odwołać, dokonując różnych wyborów?

Wiele lat doświadczenia nauczyło mnie, że najskuteczniejszą metodą jest przykład. Własne życie. Dzieci chłoną wszystko, co się dzieje w domu. Najmniej skuteczne są kazania, moralizujące przemowy, zwłaszcza jeśli pojawiają się wyłącznie w sytuacjach kryzysowych, gdy problem jest już duży. Dzieci cały czas nas obserwują. Widzą i słyszą, jak zwracamy się do męża, swojej mamy, teściowej. Co mówimy w domu o szefie, koleżance z pracy. Jak się zachowujemy, gdy puszczają nam nerwy, ktoś nas skrzywdzi, ale też w dobrych chwilach. Przejmują wzorce przez cały czas. Najlepiej wyjaśniać życie na bieżąco, w ważnych dla rodziny momentach i w zwyczajnych chwilach.


DZIEWCZYNKA W TRAKCIE ZABAWY
Czytaj także:
Rodzeństwo na wakacjach. Kiedy słomiany jedynak się nudzi…

 

W Pani książce „Większy kawałek nieba” pojawia się wątek niesfornego nastolatka i problemów wychowawczych. Zamieściła go Pani celowo – po to, by podskórnie pokazać, jak radzić sobie w takich sytuacjach?

Wszystkie problemy, z którymi borykają się bohaterowie moich książek, są mi w jakiś sposób znane, choć zdarzenia są w pełni fikcyjne. Czerpię wiedzę z różnych źródeł, nieustająco się uczę. Wiele lat pracowałam w szkole, na tym najtrudniejszym etapie, czyli w gimnazjum, wychowałam czworo dzieci, sporo przeszłam, dużo przeczytałam. Lubię rozmawiać z ludźmi, słuchać ich, obserwować. Po latach widzę, że są w życiu metody, które działają. Sposoby pomagające w kłopotach. Dzielę się nimi w książkach. Zadaję fikcyjnej postaci prawdziwe pytanie, z którym zmaga się wielu z nas i staram się, by znalazła na nie dobrą odpowiedź.

Rozumiem, że inspiracji do rozwiązywania wychowawczych problemów dostarcza Pani samo życie?

Oczywiście. Chociaż ja nie opowiadam w książkach o problemach moich dzieci. Chronię ich prywatność i nie wykorzystuję ich w pracy. Bohaterowie moich powieści są fikcyjni. Ale życie prawdziwe. Pokazuję pewne uniwersalne zasady, a znam je także z doświadczenia. Wiem, jak to jest być młodą mamą, ale też co to znaczy urodzić dziecko późno; jak to jest mieć dzieci rok po roku, i po dłuższej przerwie; starać się o ciążę, płakać nad jedną kreską na teście, ale też cieszyć się obfitością; przechodzić przez gładkie dni, kiedy wszystko się układa, jak również pokonywać poważne trudności. Wiele dała mi także praca w szkole – setki uczniów, rodziców, dziesiątki różnych historii. Jest z czego czerpać. Dzielę się doświadczeniem, bo taka jest odwieczna rola kobiet – wspierać się nawzajem, pomagać, podpowiadać, podnosić na duchu, dodawać sobie sił, wiary i odwagi. Ja takie kobiety spotkałam na swojej drodze, one wciąż są obok mnie i dlatego sama staram się postępować w ten sposób. Z listów wiem, że moje książki pomagają. To wielka radość i sens mojej pracy.

 

Krystyna Mirek – pisarka, autorka powieści obyczajowych, m.in. bestsellerowej sagi „Jabłoniowy Sad”, nazywana źródłem dobrej energii i pozytywnych emocji.



Czytaj także:
8 zdań, które powinnaś jak najczęściej powtarzać dziecku. Nie tylko w czasie wakacji

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!