Roman Zięba ma wszystko, rodzinę, dobrą pracę. Jego życie zmienia się jednego dnia. Trafia do więzienia. Po wyjściu zaczyna pisać ikony. I wyrusza w drogę. Zaczyna chodzić w pieszych pielgrzymkach.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Roman Zięba był szczęśliwym człowiekiem, wiódł spokojne życie, miał rodzinę, dobrą pracę w korporacji. Wszystko zmieniło się jednego dnia, a właściwie jednej nocy, kiedy policja przyszła do jego domu. Został aresztowany. Musiał odpokutować za wcześniejsze grzechy.
Przed laty, po przerwanych studiach medycznych, wyjechał do Singapuru. Został przemytnikiem – przerzucał ludzi, elektronikę. Myślał, że to już zamknięty rozdział, ale przeszłość wróciła w momencie, w którym najmniej się tego spodziewał.
Po wyjściu z więzienia Roman zaczyna pisać ikony. I wyrusza w drogę. Dosłownie. Zaczyna chodzić w pieszych pielgrzymkach. Chce „przeczołgać, przepalić, w sobie coś zniszczyć”. Najpierw chodzi na krótkich dystansach. Z czasem jego wędrowanie się wydłuża, aż w 2014 roku postanawia iść do Moskwy. Z Głogowca to dystans 4 tys. kilometrów. Droga zajmuje kilka miesięcy. Jej cel ma też wymiar symboliczny – aby zrobić coś dla pojednania chrześcijan Wschodu i Zachodu.
“Jesteśmy świadkami miłosierdzia”
W drogę wyrusza czterech mężczyzn (nie wszyscy dochodzą do celu), każdy z trudną przeszłością: przemoc, życie w kłamstwie, więzienie. W drodze przeżywają oczyszczenie, ale idą również, by podziękować.
„Doświadczenie uzdrowienia duchowego niesiemy w pielgrzymce jako świadectwo. Czujemy się świadkami miłosierdzia i niesiemy je tam, gdzie czujemy, że go najbardziej potrzeba” – mówi Roman portalowi Aleteia. I dodaje:
Nie mieliśmy patronki na drogę. Wtedy we śnie pojawiła się św. Olga, której życiorys – jak się okazało – odbijał losy każdego z nas: najpierw brutalne życie, potem nawrócenie i nowy początek. Modliliśmy się nogami o pojednanie Wschodu i Zachodu, ale jednocześnie każdy z nas szedł drogą wewnętrznego pojednania, z samym sobą.
Co w życiu Romana zmieniła pielgrzymka do Moskwy? Przede wszystkim dała mu wolność od dręczących go długo samooskarżeń. „Miałem po niej ważną wymianę zdań z żoną i całkowitej przemianie uległa moja relacja z córką. Od tamtego czasu bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Mogę powiedzieć, że dopiero teraz dojrzałem do ojcowskiej relacji. Nie mam wątpliwości, że to owoce tej pielgrzymki” – zapewnia.
W drodze do Rosji pielgrzymom z kamerą towarzyszy Paweł Jóźwiak-Rodan, autor takich filmów dokumentalnych jak Agnieszki tu nie ma czy Moje 89 Pokolenie. Zafascynowały go losy Romana. On sam też pochodzi z rozbitej rodziny – jego rodzice rozeszli się, kiedy miał 7 lat. Historię tę opowiedział w filmie Mama, Tata, Bóg i szatan.
“Byłem neofitą, który chce głosić Prawdę”
„Przy filmie Pielgrzym czułem, jakbym znów opowiadał tę historię, tylko w wydaniu kina drogi, które zawsze mnie fascynowało, bo sam dużo podróżuję i lubię to, a poza tym ono może być świetną metaforą życia człowieka – mówi się przecież, że pielgrzymujemy po tej ziemi” – opowiada portalowi Aleteia Jóźwiak-Rodan. Reżyser dodaje też, że szukał tematu, który pokaże jego stosunek do wiary.
Jóźwiak-Rodan nawrócił się w 2009 roku. Nam opowiada:
Byłem neofitą, który chce głosić Prawdę podobnie jak bohaterowie filmu – na dachach, wszędzie, gdzie się da. Nie chciałem jednak robić tylko ewangelizacyjnego filmu, ale taki, który pokaże człowieka także w jego słabościach i będzie mógł trafić w różne środowiska. Ludzie niewierzący to ukochane dzieci Boże. Chciałem, żeby też przeżyli tę przygodę, przeszli drogę z tym filmem jako wędrówkę w głąb siebie.
Pielgrzymowanie to wędrówka nie tylko fizyczna, ale również duchowa, zatem obejmująca to, czego okiem kamery objąć się nie da. Pytam więc reżysera, co było najtrudniejsze do pokazania w filmie. Odpowiada mi, że Duch Święty. „On jest nie do uchwycenia, jeśli sam się nie pojawi we wnętrzu oglądających. Modlitwa to też trudna sprawa do pokazania, by nie wydała się śmieszna. Na szczęście jest na początku filmu scena z modlitwą językami – wielu niewierzących mówiło mi, że to jakaś piękna pieśń, której chcieliby słuchać w nieskończoność. Czyli może jednak da się to pokazać? Z Jego pomocą na pewno” – przekonuje Jóźwiak-Rodan.
Droga do Moskwy wiele zmieniła nie tylko w życiu Romana, ale także w życiu reżysera filmu Pielgrzym. Jóźwiak-Rodan poznał Romana krótko po swoim nawróceniu. Dzięki temu spotkaniu utwierdził się w wierze, a także odkrył własną męskość – bo, jak mówi John Eldredge w Dzikim sercu, mężczyzna może nauczyć się męskości tylko od innych mężczyzn.
“Najdłuższa droga to 40 cm pomiędzy głową a sercem”
„Proszę spojrzeć na Wojtka, Romana, Irka, Grzesia – faceci z krwi i kości, macho z różańcami w ręku. Ich wytrwałość i pokonywanie kilometrów, walka z pokusami i wiara tworzyły we mnie mężczyznę. Nie przeszedłem tylu kilometrów, co oni. Raczej dojeżdżałem do nich i dawałem im kamerę, by kręcili sami. Ale w tym czasie oświadczyłem się i wziąłem ślub z moją obecną kochającą żoną Agnieszką. Więc i ja, umocniony ich drogą, odbyłem jakąś wewnętrzną pielgrzymkę” – zdradza Jóźwiak-Rodan.
4 tys. kilometrów do Moskwy to nic. Roman na spotkaniach z ludźmi mawia, że „najdłuższa droga to 40 cm pomiędzy głową a sercem”. Czy fizyczne pielgrzymowanie w jakiś sposób może ten dystans skrócić? Zięba odpowiada:
Ofiara trudu w tej prostej modlitwie kroków prowadzi do oczyszczenia serca. W drodze widać więcej, także wewnątrz siebie. W drodze ujawniają się niewygodne albo nawet bolesne sprawy, z którymi trzeba coś zrobić, żeby można było iść dalej. Pielgrzym poznaje siebie, prawdę o sobie, staje wobec swoich słabości i otwiera serce. Pielgrzymka to wzrastanie w pokorze.
Na koniec pytam go, czy ma już pomysły na kolejne pielgrzymki. Odpowiada, że wszystko zależy od Boga, od tego, czego On dla niego pragnie. Mówi też, że drogi, które do tej pory przebył, na pewno miały sens. Świadczą o tym owoce widoczne także w życiu tych, którzy duchowo wspierali pielgrzymów. Szybko dodaje jednak, że pielgrzymowanie nie jest sposobem na życie – to raczej inny rodzaj modlitwy. „Jeśli ja nie uciekam od swoich powinności i pielgrzymując, uczciwie wychodzę naprzeciw prawdzie o sobie, to ufam, że dostanę siłę i odwagę, by sprostać woli Bożej, jeśli ta objawi się w trudniejszym wyzwaniu. Może najtrudniejszą pielgrzymką – zastanawia się Roman – będzie kiedyś zatrzymać się i pozostać?”.
Czytaj także:
Babcia pątniczka. Ma 94 lata i przeszła 917 km w 40 dni!
Czytaj także:
“Z buta do Maryi” – Bartek, jesteśmy z Tobą!
Czytaj także:
7 najpopularniejszych sanktuariów w Polsce. Zobacz zdjęcia!