W Transylwanii znajduje się zagroda kupiona przed laty od emigrujących Sasów przez następcę brytyjskiego tronu księcia Karola, który regularnie tam bywa. Jest zafascynowany Siedmiogrodem!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Prezydentem Rumunii jest od trzech lat Niemiec wyznania luterańskiego, Klaus Werner Iohannis. Nawet jego żona, choć Rumunka, jest siedmiogrodzką grekokatoliczką, a nie prawosławną, jak większość jej rodaków z południowej i wschodniej strony Karpat. Oboje symbolizują Siedmiogród. Iohannis podkreśla swą niemiecką tożsamość, ale wyjaśnia, że jego ojczyzną nie są Niemcy, tylko Siedmiogród, a więc Rumunia.
Skąd Niemcy w Siedmiogrodzie?
Kolonistów niemieckich sprowadzili rządzący tą krainą Węgrzy w głębokim średniowieczu. Od XIII wieku Niemcy budowali gospodarkę Siedmiogrodu: handel, rzemiosło, rolnictwo. Ich stosunki z rumuńską większością, dorastającą przez wieki do niepodległości, ułożyły się jednak lepiej niż z rządzącymi Węgrami.
W 1918 roku setki tysięcy Niemców poparły przyłączenie Siedmiogrodu do Wielkiej Rumunii. Język polski jest chyba jedynym, w którym nazwa tego makroregionu pochodzi nie od łacińskiego słowa Transilvania, ale od jego niemieckiej nazwy Siebenburgen, nawiązującej do tamtejszych „siedmiu grodów” – siedmiu miast niemieckich, którym Węgrzy nadali przed wiekami liczne przywileje.
Magiczne miasto Sibiu, po polsku: Sybin
Iohannis był przez ostatnie czternaście lat merem jednego z nich, a swą sławę, która przyniosła mu prezydenturę, zawdzięcza sukcesom na stanowisku gospodarza miasta, zwanego po polsku Sybin. Kiedyś nazywało się Hermanstadt i jeszcze w latach międzywojennych Niemcy stanowili tam ponad 90 procent mieszkańców. Większość siedmiogrodzkich Niemców wyemigrowała jednak w ostatnich dziesięcioleciach do RFN i Iohannisa wybrała już sobie na mera rumuńska większość mieszkańców miasta Sibiu – z nadzieją, że Niemiec będzie rządził lepiej niż jego skorumpowani rumuńscy poprzednicy.
Rumuni nie zawiedli się na nim. Iohannis od razu nadał rozwojowi miasta duży dynamizm, w czym pomogli inwestorzy, których sprowadzał z Niemiec. Wtedy rozmawiałem z nim jako korespondent „Rzeczpospolitej”. Z właściwym sobie wdziękiem mówił flegmatycznie i uśmiechał się nieśmiało, ale czuć było w nim siłę kogoś, kto zamierza spełnić swoje marzenia. W kilku następnych latach ożywił gospodarkę.
Zaniedbane, pełne zabytków Stare Miasto poddał gruntownej restauracji i w 2007 roku, gdy Sibiu, obok Luksemburga, przyjęło na siebie rolę Europejskiej Stolicy Kultury – przyciągnęło milion turystów z całego kontynentu. Musicie odwiedzić Sybin – miejsce magiczne ze swymi kościołami, placami, architekturą wszystkich historycznych stylów oraz z Muzeum Brukenthala posiadającym zbiory europejskiego malarstwa, w tym dzieła Tycjana.
Czytaj także:
Mnisi i wino, czyli Bukowina i Mołdawia
Dom Vlada Palownika, pierwowzoru Drakuli
Sibiu to niejedyna stolica siedmiogrodzkich Niemców, zwanych w Rumunii Sasami. Trzeba pojechać do Braszowa (Brasov), które pod swą niemiecką nazwą Kronstadt było w XVI wieku kolebką siedmiogrodzkiego luteranizmu. Jego miejscowym przywódcą duchowym był Johannes Honterus, którego pamięć czczą mieszkańcy miasta, choć dziś są to przede wszystkim prawosławni Rumuni. Stare Miasto z gotyckim Czarnym Kościołem, położone u podnóża wysokich gór, robi duże wrażenie.
Perłą Siedmiogrodu jest jednak figurująca na liście UNESCO Sighisoara (niem. Schassburg) – jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych miast w Europie. Jest mniej odrestaurowane niż Sybin, ale tym bardziej ma walor autentyku. Jego zwiedzanie wywołuje dreszczyk historycznej emocji.
I tu pojawia się zgrzyt. Na starówce Sighisoary jest dom, w którym urodził się hospodar Wołoszczyzny Vlad Palownik, kreowany przez speców od turystycznej promocji na pierwowzór legendarnego Drakuli. Przed kilkunastu laty postkomunistyczny rząd chciał stworzyć w okolicy Sighisoary satanistyczny park rozrywki Dracula Parc. Jednak protesty Kościołów chrześcijańskich, rumuńskich i niemieckich intelektualistów oraz ludzi kultury odniosły skutek. W Sighisoarze nie odwiedzicie Dracula Parku. Byłaby to obraza dla kulturalnych i duchowych wartości Siedmiogrodu.
Możecie jednak odwiedzić średniowieczny Zamek Bran, reklamowany jako Zamek Drakuli. Nie ma nic wspólnego nie tylko z fikcyjnym Drakulą, ale nawet z historycznym Vladem Palownikiem. Jest jednak piękny: wyrasta pionowo ze skały, niczym ząb wampira.
Książę Karol kocha Siedmiogród!
Wisienką na podróżniczym torcie będą dla Was nie miasta, ale niemieckie wsie wokół nich – wspaniałe zagrody siedmiogrodzkich Sasów, a przede wszystkim kościoły warowne budowane przez nich od średniowiecza w celu obrony przed najazdami Tatarów, Turków lub innych wrogów, którzy wsie plądrowali. Ale ufortyfikowanych kościołów nie warto im było oblegać. Najbardziej niezwykłą z takich świątyń zobaczycie we wsi Prejmer (niem. Tartlau) koło Braszowa, gdzie po wewnętrznej stronie murów obronnych zbudowano ponad dwieście pomieszczeń dla rodzin mieszkańców wsi oraz piekarnię, młyn, magazyny żywności, a nawet szkołę.
A na koniec odwiedźcie opuszczone przez niemieckich mieszkańców Viscri (niem. Deutschweibkirch), z kościołem warownym z końca XII wieku, gdzie bywam często, bo wuj i ciotka mojej żony Rumunki prowadzą tam pensjonat Viscri 44. Mniejsza o wuja i ciotkę – kilka domów dalej jest zagroda kupiona przed laty od emigrujących Sasów przez następcę brytyjskiego tronu księcia Karola, który regularnie tam bywa. Jest zafascynowany Siedmiogrodem – jego fundacja zajmuje się renowacją siedmiogrodzkich zabytków.
Czytaj także:
Bułgaria dla kreatywnych. Tekst niesponsorowany