separateurCreated with Sketch.

„Tak, mordowaliśmy was. Ale teraz chodźcie na herbatę”. O rocznicy rzezi wołyńskiej inaczej

Rekonstrukcja rzezi Polaków na Wołyniu
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Naprzeciw siebie stają Polacy, którzy ocaleli i Ukraińcy, którzy przyglądali się ich kaźni. Potomkowie zamordowanych i tych, którzy byli w sotniach OUN/UPA. Co się wydarzy?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kiedy oglądam fotografie czy filmy dokumentalne na temat rzezi wołyńskiej, uderza mnie zasadniczo jedna rzecz. Pustka. W miejscach kaźni setek Polaków bardzo często nie ma (a przynajmniej przez wiele lat nie było) niczego. Żadnego znaku upamiętniającego tragiczne wydarzenia, których kumulacja nastąpiła w 1943 roku. Żadnych krzyży, zniczy czy kwiatów.

 

Pustka

Zbrodnia, właściwie do dziś nieosądzona, przez wiele lat była tematem tabu. Z powodów politycznych nie znalazła – jak podkreślał dr hab. Andrzej Kunert, Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – należnego miejsca w polskiej historiografii.

A skoro dla blisko 120 tys. ofiar ludobójstwa na Wołyniu nie było miejsca w podręcznikach historii, to nie było również pomników czy cmentarzy.



Czytaj także:
Po co nam rachunek krzywd?

Impas został jednak przełamany na początku lat 90., dzięki staraniom wielu ludzi, m.in. potomków pomordowanych Polaków. Wśród nich był dr Leon Popek, historyk z KUL, którego dziadek, krewni i kuzyni znaleźli się wśród zamordowanych 30 sierpnia 1943 roku mieszkańców wsi Ostrówki i Woli Ostrowieckiej.

W 1990 roku Popek zaczął organizować pielgrzymki na wołyńskie cmentarze. Celem było ich uporządkowanie i odbudowa. Ale także przywrócenie pamięci o ofiarach przez postawienie pomników, tablic czy innych znaków.

W tych pielgrzymkach uczestniczyli zwykle ci, którzy ocaleli z rzezi, albo krewni pomordowanych Polaków. Niezwykłe są dwie kwestie.

 

Iskry

Ocaleni, w momencie zbrodni zwykle kilkuletnie dzieci, bezbłędnie wskazują miejsca kaźni. Zachodzę w głowę, jak rozpoznają je w tych bezkresnych stepach. Na pustych polach, łąkach odmierzają po kilka, kilkanaście kroków i stają. Milczą. Z nabożnością wskazują: „To tutaj”. I faktycznie – z traw czy krzaków wyłaniają się szczątki fundamentów, pojedyncze cegły.



Czytaj także:
“Wołyń”: z dala od nacjonalistycznych, polityzujących i manipulatorskich interpretacji [recenzja]

Drugim zaskakującym momentem są pierwsze spotkania Polaków i Ukraińców. Spotkania po latach. Polaków, którzy ocaleli i Ukraińców, którzy przyglądali się ich kaźni. Potomków zamordowanych i tych, którzy byli w sotniach OUN/UPA.

Te pierwsze spotkania iskrzą, dlatego są takie wyjątkowe. Dr Popek, wspominając je, używa nawet słowa „cud”. W 1990 roku do Woli Ostrowieckiej (kiedyś 400-letniej wsi tętniącej życiem, dziś – pustki) przyjeżdża pielgrzymka. Naprzeciw Polaków stają Ukraińcy.

„A wyście nas wymordowali. Wypędzili. Wyście wszystko po nas zrabowali” – rzuca ktoś z Polaków. Na to ukraińska kobieta odpowiada: „Tak, wypędziliśmy was. Nasi chłopcy was wymordowali. Wszystko po was żeśmy wzięli. I co z tego? Wy żyjecie tak, jak przed wojną dziedziczka Konczewska, a my – zobaczcie – w gumowych butach i kufajkach. Jak nic nie mieliśmy, tak nic nie mamy”.

 

Spotkania

Popek myśli, że to pierwsza i ostatnia zorganizowana przez niego pielgrzymka. Po tylu latach wzajemnej nienawiści zaraz dojdzie do przepychanek. „Panie Boże, ratuj!” – woła rozpaczliwie w myślach.

Ale dzieje się coś niesamowitego. „Tak, myśmy was wymordowali – przyznaje Ukrainka – ale teraz chodźcie na herbatę” – mówi niespodziewanie. Uciekła chowana latami złość, nienawiść. Ukraińcy zaczęli się witać z Polakami, pytać, skąd są, jak się nazywają. Okazywało się, że razem chodzili do szkoły, spędzali wspólne dzieciństwo.


Pomnik Pamięci Ofiar Eksterminacji Ludności Polskiej na Wołyniu
Czytaj także:
„Trzeba było, to się ratowało”. Opowieść o Ukraińcach, którzy ocalili Polaków z Rzezi Wołyńskiej

„Lody zostały przełamane” – wspomina Popek.

Nierozliczone zbrodnie będą dzielić. Wina bez kary nie pozwala zabliźnić się ranom. Spory (skądinąd słuszne) o słowa, uchwały sejmowe, dni pamięci to jedna strona medalu. Po drugiej są ludzie. Ludzie, którzy stają naprzeciw siebie. I którzy, pomimo wielkiej zbrodni, potrafią razem napić się herbaty.

*Korzystałam z:
1. L. Popek. Ostrówki. Wołyńskie ludobójstwo, 2011
2. T. Arciuch, M. Wojciechowski (reż.), Zapomniane zbrodnie na Wołyniu, 2009
3. J. Nowakowska (reż.), Wołyń. Zapis zbrodni, 2013

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.