Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
To dziecko wymodlone na różańcu. Wymodlone. Nikt nie wierzył, że się uda. Gdy powiedziałam lekarzowi, że jestem w ciąży, nie uwierzył. Wcześniej jego kolega powiedział nam wprost: Możecie czterdzieści lat się leczyć, a dziecka nie będzie”.
Pani Emilia rozkłada albumy, bo chce pokazać, jak wyglądała córeczka tuż po urodzeniu, gdy była maleńką kruszynką, pachnącą i cudną… „A tu wygląda jak mnich buddyjski pogrążony w kontemplacji – komentuje. – Pan Bóg musi mieć do człowieka ogromne zaufanie, skoro powierza mu taką kruszynkę…”.
Jak się poznaliśmy? Historia o miłości
To romantyczna historia, choć musiało upłynąć trochę czasu, nim „zatrybiła”. Emilia urodziła się w Samborze na Ukrainie, pochodzi z polskiej rodziny, która przekazała jej wiarę, język, kulturę. Na studia przyjechała do Krakowa, korzystając ze stypendium polonijnego. Kraków był świadomym wyborem – chciała uczyć się i mieszkać w tak wyjątkowym mieście. Wybrała psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Marek też studiował psychologię i mieszkał w mieszkaniu babci po drugiej stronie ulicy, niemal naprzeciwko jej akademika. Na zajęcia jechali tym samym tramwajem, więc spotykali się na przystanku, czekali, on zawsze mówił jej „cześć”. A Emilia się odkłaniała i dalej nic się nie działo. Aż na trzecim roku koledzy wystawiali „Małego Księcia”. Na pierwszą próbę jej przyszły mąż wszedł do sali i na nikogo nie zważając, podszedł prosto do niej i zapytał: „A ty kogo tu grasz?”.
Dopiero teraz zaczęła się ich wspólna opowieść. Dziewczyna zorientowała się, że on już dawno jej wypatrywał, bo mu się bardzo podobała, mówił „cześć” z nadzieją na ciąg dalszy. Pobrali się w św. Annie w Krakowie, jej ulubionym kościele. Emilia skończyła jeszcze dziennikarstwo w Warszawie. On pracuje jako psycholog, ona pracowała w TVP2, obecnie prowadzi firmę reklamową. Mieszkają na nowoczesnym osiedlu, na weekendy wyjeżdżają nad morze lub za granicę, mogą mówić o sukcesie zawodowym i finansowym.
Hiperprolaktynemia. Dlaczego nie mamy dziecka?
Najpierw jest wyczekiwanie. Mija rok po ślubie, drugi, jest wypatrywanie, wsłuchiwanie się we własny organizm. Zaczynają się wątpliwości i pytania. Szukanie informacji w Internecie. Trzy lata, cztery po ślubie… Wizyty u lekarzy i badania, nieskończona ilość badań, jego i jej. I kolejne pytania, badania. I od nowa wyczekiwanie.
W końcu diagnoza. Hiperprolaktynemia – tym chłodnym medycznym terminem określa się przyczynę, z powodu której nie mogła zajść w ciążę. W końcu ustalili – Emilia ma guza, mikrogruczolaka w przysadce mózgowej, która odpowiedzialna jest także za produkcję prolaktyny w organizmie. W efekcie jej poziom jest znacznie wyższy niż normalnie, a to działa jak środek antykoncepcyjny.
Wiedzą już rodzina i znajomi, nie wszyscy znają szczegóły, ale wiadomo, że się coś dzieje. „Szukaliśmy specjalisty, ale nikt nie dawał szansy…” - wspomina Emilia. To na tym etapie padły słowa wbijające w fotel. „Możecie przychodzić nawet czterdzieści lat… i dziecka nie będzie”. In vitro? Nie wchodziło w rachubę, było poza horyzontem ich myślenia.
To Bóg daje dziecko
W czwartym roku małżeństwa zaczął się kryzys, coś się między nimi psuło i zazgrzytało. W tym samym czasie wstąpili na Drogę Neokatechumenalną i zaczęli we wspólnocie czytać Pismo Święte. I przeżyli olśnienie, bo zaczęli odnajdywać się w postaciach biblijnych.
Słuchali o bezpłodności i tęsknocie Abrahama i Sary, Zachariasza i Elżbiety. I nadziei, która nigdy nie opuszcza kobiety i mężczyzny. Dzięki Biblii zrozumieli, że mogliby obejść wszystkich lekarzy świata, a i tak to Bóg daje dziecko, bo On jest dawcą życia.
Zaczęli się modlić na różańcu. Wieczorami. Marek był znacznie bardziej wytrwały od niej, bo ona odpadała i zasypiała, a on się modlił, modlił i modlił. Napisali list do Jana Pawła II – adres: Niebo. Koleżanka zawiozła go do Watykanu i położyła na płycie grobu Wielkiego Rodaka – Orędownika Rodzin. Przez telefon przekazała: „Miejcie nadzieję w Panu! Włoszki ją mają i po urodzeniu dziecka zostawiają malutkie dziergane buciki na grobie Jana Pawła II, po tym jak wbrew wszystkiemu zajdą w ciążę!”.
Zgłosili się do Ośrodka Adopcyjnego przy ulicy Grochowskiej w Warszawie. Byli gotowi zostać rodzicami adopcyjnymi.
Cud, a właściwie wyjątek w medycynie
We wspólnocie neokatechumenalnej mówili o swoim życiu, dawali świadectwo. Któregoś dnia byli w kościele we Włochach. Po wyjściu zatrzymała ich nieznajoma kobieta i powiedziała: Czy byliście u doktor Beaty Śladowskiej?
To bardzo ważne, do jakiego lekarza się trafi. Gdy weszła do gabinetu, Ludmiła zdziwiła się, że nie ma w nim fotela ginekologicznego. Okazało się, że polecona lekarka jest endokrynologiem. I zażyczyła sobie stanowczo, żeby przy rozmowie był obecny mąż. Bo to jest problem pary, a nie kobiety i mężczyzny z osobna – wyjaśniła. Zorientowała się w sytuacji i stwierdziła, że nie daje nadziei, ale spróbuje ten problem ruszyć, czyli oszukać mózg. Przepisała Emilii amerykański lek, skrupulatnie dawkowany. Wizyta odbyła się w październiku.
Po pół roku, w kwietniu, na teście ciążowym zobaczyła dwie kreski! Nie uwierzyła. Zrobiła kolejny test. I znowu pojawiły się dwie kreski. Stał się cud, po prostu cud. A właściwie nie cud, a wyjątek w medycynie. I mikrogruczolak na przysadce nie był ku śmierci, a ku chwale Pana.
Lekarze też nie uwierzyli, gdy zgłosiła się do szpitala z tak nietypową ciążą, ze swoim wyjątkiem medycznym. Czuła się znakomicie. Ich córeczka urodziła się w Godzinie Miłosierdzia.
Lata chude, lata tłuste
Emilia jest bardzo aktywna. Opiekuje się córeczką, prowadzi firmę, bierze udział w spotkaniach mam, które odbywają się przy parafii. Udziela porad psychologicznych matkom oraz tym, które matkami bardzo chcą zostać, ale mają trudności.
I głoszą z Markiem świadectwa. Emilia nie może tego nie robić. Doskonale pamięta chwilę olśnienia, kiedy zrozumiała, że wszyscy lekarze świata nic nie pomogą, bo jedynym dawcą życia jest Bóg. I gdy powiedziała Mu: Niech się dzieje tak, jak zechcesz, przyjmę każdą Twoją decyzję. Punkt zwrotny, gdy człowiek daje Bogu wolną rękę.
Dziewczynka urodziła się po siedmiu latach małżeństwa. Emilia mówi, że było to siedem chudych lat. Kolej na lata tłuste, bo Dawca życia niesamowicie im zaufał.