Na zatłoczonej, gorącej gdyńskiej plaży wypowiedziałam wojnę moim kompleksom i pogodziłam się ze swoim ciałem. Nie kupiłam jednego kostiumu kąpielowego, ale dwa. Z wielkim uśmiechem na twarzy!
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Jak wyglądają wakacje nad polskim morzem? Tłumy roznegliżowanych, spoconych ludzi, stłoczonych za parawanami jeden przy drugim, jak sardynki w puszce. Panowie z dużymi brzuszkami i panie, których kolor skóry zaczyna przypominać zwęglony tost. Okrzyki dzieci, którym ktoś zburzył zamek z piasku, wszechobecne budki z goframi o tysiącu smaków i oczywiście smażona rybka z frytkami. Dla jednych to sposób na wymarzone wakacje, dla innych obraz końca świata. W sezonie letnim zaliczałam się do tych drugich.
W tym roku zdecydowałam się jednak przyjechać nad morze. W sezonie. To była jedyna okazja, by wybrać się na wakacje przed ślubem. Na plaży zadowolone rodziny z małymi dziećmi, starsi ludzie na leżaczkach z książką w ręku, młodzi leżący plackiem na piasku. Tylko ja czułam się nieswojo.
Przez kilkanaście lat nie zakładałam kostiumu kąpielowego. Nigdzie. Niby po co? Brzuch nie taki, uda za grube, przebarwienia na skórze – kto by się z tym pokazał na plaży? One założą swoje modne bikini na smukłe, bez żadnej skazy, wydepilowane do ostatniego włoska nogi, a ja będę się ukrywać pod ręcznikiem plażowym, bo tak bardzo tam nie pasuję. Nie ma sensu psuć sobie wakacji.
Ciało – dar, który odrzucam
Z taką łatwością przychodzi nam mówienie o tym, że kochamy podróże, dobre jedzenie, książki… A czasem tak trudno jest nam powiedzieć, że kochamy własne ciało. Mogę je lubić, ale kochać? Bo to oznacza przyjęcie go w pełni, jako dar, ze wszystkimi jego niedoskonałościami.
Kochasz swoje ciało? Już widzę, jak to zdanie ciężko przechodzi ci przez gardło. Potrafimy wylewać siódme poty na siłowni, przestrzegać kolejnej diety, ale nie wiem, czy dlatego, że chcemy o nie dbać, czy może dlatego, że już nie możemy na siebie patrzeć. Jest różnica. Nie pozwalamy sobie poczuć się dobrze z naszym ciałem takim, jakie jest naprawdę. I choćbyśmy miały 90-60-90, to zawsze znajdziemy coś, z czego nie będziemy zadowolone.
Pod ubraniami chowamy lata niekochania, miliony zranień i pragnienie akceptacji. Nie jest łatwo przyjąć zmiany, które dzieją się z naszym ciałem. Wiedzą to matki, które zmagają się z konsekwencjami porodu, kobiety, które lata młodości mają już za sobą, i te, które po 25. roku życia są świadome, że zjedzenie kolejnej porcji czekoladowego ciasta może wprawić wagę w ruch. W starciu z dzisiejszymi wzorcami kobiecego ciała szybko stajemy się bezsilne.
Czytaj także:
Czy masz idealne ciało? Sprawdź to
Nie muszę być Jennifer Lopez
Patrząc na te zniszczone słońcem, dotknięte bolesnymi porodami i opatulone pomarszczoną skórą ciała kobiet na plaży, odkryłam, że są one dla mnie uzdrowieniem. Nie dlatego, że “mają gorzej”, ale dlatego, że stają się świadectwem życia – każde z nich niesie w sobie inną historię, której te kobiety się nie wstydzą.
Pozazdrościłam im. Dlaczego moje ciało ma być niewolnikiem moich kompleksów? Dlaczego mam zrezygnować z radości bycia sobą? I nawet jeśli nigdy nie będę miała figury Jennifer Lopez, to najważniejsza w mojej nadmorskiej terapii była zgoda na to, że wcale nie muszę jej mieć.
Dlatego na zatłoczonej gorącej gdyńskiej plaży wypowiedziałam wojnę moim kompleksom i pogodziłam się ze swoim ciałem. Nie kupiłam jednego kostiumu kąpielowego, ale dwa. Z wielkim uśmiechem na twarzy! A w mojej szafie wisi teraz więcej sukienek niż kiedykolwiek. Nawet jeśli są w innym rozmiarze niż dawniej.
Czytaj także:
Po co nam czułość? Przecież w dobrym tonie jest być twardym