Wydawało mi się, że wszystkie punkty tej umowy są wymierzone przeciwko mnie. Ale gdy miałem momenty słabości, to brała mnie taka męska duma, że skoro podpisałem, to będę tak robił.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Własnoręczny, czytelny podpis, numery dowodów osobistych i poważne deklaracje: wytrwanie w czystości do ślubu. To pomysł Moniki i Michała, małżeństwa z dwuletnim stażem, którzy – by skutecznie walczyć o przedmałżeńską czystość – podpisali autentyczną umowę narzeczeńską.
Monika: „Wpadłam na ten pomysł, bo pomyślałam, że w ten sposób będzie mi prościej egzekwować zawarte w niej punkty. Gdybyśmy się tak po prostu umówili, tylko na słowo, to byłoby mi trudniej. Ale i tak nie było prosto”.
Michał: „Gdy Monika wymyśliła tę umowę, pomyślałem, że jest to pomysł beznadziejny, że ona znowu zaczyna. Ale wiedziałem, że to dla niej ważne, więc nie protestowałem szczególnie. Choć miałem wrażenie, że wszystkie punkty tej umowy były wymierzone przeciwko mnie”.
Po co się męczyć?
Największym problemem okazało się zostawanie u siebie na noc. Michał późnym wieczorem odprowadzał Monikę do domu, wchodził na przysłowiową herbatkę, potem robiło się coraz później, a za oknem np. śnieg. Poza tym od niej miał bliżej do pracy. Więc zostawał. I choć spał na sofie, była to naturalnie „kusząca” sytuacja. „Uznałam, że lepiej to ucinać” – mówi Monika Aletei.
Najważniejsza deklaracja to wytrwanie w czystości do ślubu. Inne podpunkty umowy miały wspierać tę decyzję i pomóc ją zrealizować. Poza tym młodzi zobowiązali się do modlitwy za siebie nawzajem i do wspólnej modlitwy przed posiłkami. „W naszych rodzinach nie było takiego zwyczaju, a dla nas to było ważne, chcieliśmy się tego nauczyć” – wspomina Monika.
Postanowili też, że jeśli upadną, będą się jak najszybciej podnosić, co w praktyce miało oznaczać możliwie jak najszybszą spowiedź.
„To był przewodnik, który sami sobie wymyśliliśmy, a który miał nam pomóc wytrwać. I generalnie się udało” – mówi Monika.
„Czasem ten przewodnik służył też Monice jako broń przeciwko mnie. Broń generalnie skuteczna. Potraktowałem to ambicjonalnie. Umowa nie sprawiła, że chętnie zacząłem wypełniać wszystko, co tam było zawarte. Ale skoro podpisałem, skoro sam się zadeklarowałem, to chciałem wytrwać” – dodaje Michał.
Tylko właściwie to po co się tak męczyć? „Bo wiedziałem, że to jest dobre, że wytrwanie w czystości jest dobre, wzajemna modlitwa jest dobra. Liczyłem na to, że to mi też pomoże. Nie było tak, że wszystko nagle stało się od tego prostsze, ale uważam, że super to Monika wymyśliła. Dziś dobrze to wspominamy” – mówi.
Ich narzeczeństwo trwało 13 miesięcy. Jak mówią, chcieli maksymalnie dobrze przeżyć ten strategiczny czas.
Michał: „To był bardzo radosny, ale też pełen pracy i przygotowań okres. Można go sobie łatwo zepsuć, uznając że właściwie prawie już jesteśmy małżonkami i prawie już można nam wszystko. A my chcieliśmy przeżyć ten czas z Panem Bogiem i faktycznie przygotować się do wspólnego życia”.
Wszystkie nasze pierwsze razy
Pierwsze wyjście do sklepu, pierwszy wspólny powrót do domu po imprezie, pierwsze przyjęcie gości, już jako rodzina, pierwszy raz, kiedy Michał wracał z pracy, a ja mu otworzyłam drzwi, jako jego żona, pierwszy wspólny obiad, pierwsze sprzątanie – wspominają. Po ślubie wszystko było nowe. Dziś z rozrzewnieniem wspominają nawet początkowe „życie na kartonach”.
„Pamiętam, jak wracaliśmy samolotem z podróży poślubnej, a ja miałam takie przekonanie, że to już jest inna rzeczywistość, że od tej pory nic już nie będzie tak samo, że teraz będziemy już mieszkać razem; czuliśmy, że wszystko się zmienia, wszystko było inne” – wspomina Monika.
Co dało im wytrwanie w czystości do ślubu? „Pierwszy prosty owoc jest taki, że się dobrze przeżywa swój ślub. Jeżeli się wytrwa, to wtedy ślub jest faktycznie wielkim wydarzeniem, przełomem, który wszystko zmienia” – twierdzi Michał. Jak dodaje, „niewytrwanie w czystości to też okradanie się z tych najpiękniejszych momentów, kiedy wszystko jest pierwsze. Warto się wysilić i warto to przeżyć”.
Poza tym, umowa pomogła im zobaczyć, czego tak naprawdę oczekują od narzeczeństwa, a potem od małżeństwa. „To był moment refleksji – zastanowiłem się, co ja tak naprawdę chcę osiągnąć w tym narzeczeństwie – czy jakoś się przygotować, czy niczym się nie przejmować i żyć sobie ot tak. A tak po męsku, to nawet gdy bardzo mi się nie chciało któregoś z tych punktów wypełniać, to brała mnie taka duma, że skoro coś podpisałem, to będę tak robił. I Monika też mnie tym pięknie szantażowała – mówi, dziś już z uśmiechem.
Po pierwsze zaufanie
Wiedzieli, że chcą być razem. Nie mieli pieniędzy, byli młodzi, oboje stawiali dopiero pierwsze kroki w swoim dorosłym życiu. Nie wszyscy z zachwytem patrzyli na decyzję o ślubie.
„Rozpoczynając wspólne życie, nie mieliśmy nic, ale zaufaliśmy, że jeśli czujemy powołanie do bycia małżeństwem, to wchodzimy w to i nie myślimy o tym, że nie będziemy mieli gdzie mieszkać czy co jeść. Spodziewaliśmy się nawet, że nie będzie nas stać na wesele. Chcieliśmy zrobić tylko ślub i małe przyjęcie, ale wszystko tak się ułożyło, że mieliśmy piękne wesele. Doświadczamy, że Bóg bardzo się o nas troszczy” – mówią.
Umowa o zachowaniu czystości do ślubu dziś leży w pudełku, wraz z innymi rzeczami – „świadkami” ich pierwszych razów. „Mamy tam bilety z pierwszych wspólnych wakacji, pierwszy przepis na obiad, który wspólnie zrobiliśmy, gadżety z pierwszych randek – niebieskie serduszko na sprężynce wyrwane z długopisu albo świecące w ciemności bransoletki z imprezy, na której zaczęliśmy do siebie coś czuć, pierwszy test ciążowy. I tam też jest ta umowa – wymieniają.
Dziś małżeństwo to dla nich ciągłe uczenie się siebie, z szacunkiem, miłością i pokorą – ta ostatnia według Michała jest najważniejsza. Po dwóch latach wspólnego życia ciągle mają swoje „pierwsze razy”.
Czytaj także:
Czy akt małżeński może być modlitwą?
Czytaj także:
Edukacja seksualna po katolicku