separateurCreated with Sketch.

Święta Joasia – nieformalna patronka singielek po trzydziestce

JOANNA BERETTA MOLLA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - publikacja 03.11.16, aktualizacja 15.02.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ona – piękna 33-letnia, on o 10 lat starszy – wiek nie przeszkadzał im w tym, by zakochali się w sobie jak nastolatkowie!
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Joanna – piękna i szalona

Joanna – kobieta sukcesu, lekarka – chirurg i pediatra, dla której kariera zawodowa była nieodłącznym elementem życia. Rozwój dla Joanny to jednak nie tylko intelekt – to kobieta z klasą, gracją i szykiem rodem z paryskich ulic. Choć Joanna to Włoszka. Interesowała się modą, przeglądała najnowsze żurnale. Dbała o dobrze skrojoną garsonkę, nienaganny makijaż i fryzurę – przecież każda kobieta chce się podobać, nawet święta! Piękno to przecież nie próżność – Joanna doskonale to wiedziała.

Jej młodość to lata 50., niewiele kobiet prowadziło wówczas samochód – Joanna owszem, miała prawo jazdy i nie wahała się go użyć! Grała na fortepianie, lubiła malować. Każdego dnia miała też czas zarezerwowany na modlitwę.

Uwielbiała narty. Nie wierzę, że nie robiła orzełków na śniegu! Była szalona. Bo kto inny zdecydowałby się na małżeństwo po roku znajomości…

Joanna i Piotr – miłość nie od pierwszego wejrzenia

Piotra po raz pierwszy zobaczyła w 1951 roku, spotkali się niby przypadkiem. I… zapomnieli o sobie na kolejne trzy lata. Mieli już, jak to się mówi „swoje lata”, swoje życie.

Piotr – nie najmłodszy już kawaler, inżynier mechanik, szef wielkiej fabryki zatrudniającej 3 tys. osób, spotkał Joasię (tak do niej mówił) po raz kolejny trzy lata później. I całkowicie przepadł… Od tego czasu byli już nierozłączni. Pobrali się rok później.

Ona piękna 33-letnia, on 10 lat starszy – wiek nie przeszkadzał im w tym, by zakochali się w sobie jak nastolatkowie!

Joasia i Piotrek – a dla bardziej poważnych – Joanna Beretta Molla i jej mąż Piotr Molla. Oboje pracowici, zaangażowani w swoje kariery, a przy tym pogodni i szczęśliwi, zauważający potrzeby innych. Ich dom był zawsze otwarty, oni – zawsze gościnni.

Starali się spędzać razem jak najwięcej czasu. Chodzili po górach, jeździli na nartach, uwielbiali koncerty i spektakle teatralne. Myślę, że bez problemu odnaleźliby się w dzisiejszym świecie.

A dla mnie – zakochani do szaleństwa specjaliści od listów miłosnych. Choć byli małżeństwem tylko 7 lat, Piotr nazwał te lata radością pełną i doskonałą.

Listy miłosne

„Mój Najdroższy Piotrze! Jak Ci dziękować za ten cudowny pierścionek zaręczynowy? Drogi Piotrze, aby Ci wyrazić moją wdzięczność, ofiaruję Ci me serce. Będę Cię kochała zawsze tak, jak już Cię kocham” – pisała do swojego świeżo upieczonego narzeczonego. To nie harlequin, to list przyszłej katolickiej świętej do jej ukochanego.

Jej największe marzenie to „znać Piotra jako osobę szczęśliwą”. „Powiedz, jaka powinnam być i co powinnam zrobić, ażeby Cię takim uczynić? Bardzo ufam Panu Jezusowi i jestem pewna, że On pomoże mi być narzeczoną godną Ciebie” – pisała w kolejnym liście.

Piotr też okazał się romantykiem: „Im bardziej poznaję Joasię, tym bardziej się przekonuję, że Bóg nie mógłby już pozwolić mi spotkać kogoś lepszego” – napisał w swoim pamiętniku 7 marca.

Choroba Joanny i prawdziwa próba miłości

Doczekali się 4 dzieci. Ostatnie – Gianna – nie poznało mamy. W drugim miesiącu ciąży Joanna dowiedziała się, że w jej macicy pojawił się włókniak (łagodny guz), który zagraża życiu dziecka. Lekarze proponowali aborcję. Miała wówczas 39 lat, mimo to zdecydowała, że wybiera usunięcie jedynie guza. Była lekarzem – dobrze wiedziała, że już sama operacja jest ryzykowna i jednocześnie podnosi ryzyko jej śmierci przy porodzie. Mała Gianna urodziła się w Wielką Sobotę. U jej mamy wywiązała się sepsa, w wyniku której zmarła tydzień później.

Pogoda ducha – czasem wręcz niezrozumiała – to cecha Joanny, którą dobrze poznali jej bliscy – mąż i troje dzieci, którym z uśmiechem i wdzięcznością towarzyszyła do końca swojego życia.

Święta żona

„Joasiu! Pozwól, że jeszcze raz Cię zawołam Twym słodkim imieniem, nie poprzedzając go tytułem błogosławiona, jak Cię teraz należy nazywać” – pisał Piotr po śmierci swojej ukochanej.

A tak napisał we wstępie do włoskiego wydania książki z ich osobistą korespondencją: „W tym momencie przyklękam przed Nią, kobietą, narzeczoną i matką, cudowną i silną, która w swej miłości do życia i tego stworzenia w Jej łonie, potrafiła się wznieść na szczyty jeszcze większej miłości, jaką Jezus nam wskazał”.

I jeszcze to: „Byłaś «moją umiłowaną..., umiłowaną mego serca..., miłością mojej duszy...» z Pieśni nad Pieśniami. Byłaś mamą szczęśliwą i mądrą naszych dzieci. O czymkolwiek decydowałaś i cokolwiek robiłaś, zawsze szukałaś odnośnie tego woli Bożej poprzez modlitwę i Eucharystię”.

Żeby być świętym, trzeba być zakochanym! Trzeba umieć odejść od zmysłów, dać się porwać, zapomnieć o sobie. Już widzę to szaleństwo, kiedy oboje spotkali się w niebie!

16 maja 2004 roku Jan Paweł II ogłosił ją świętą Kościoła katolickiego. Świętą zwykłego, codziennego życia, tak podobną dzisiejszym kobietom. Jej najmłodsza córka – Gianna, była wtedy wraz z ojcem na placu Świętego Piotra w Watykanie. Piotr zmarł w kwietniu 2010 roku, w wieku 98 lat.

Jako że Joanna wyszła za mąż po trzydziestce, dziś chętnie o wsparcie proszą ją singielki, które nie mogą znaleźć odpowiednich kandydatów na mężów. Podobno jest skuteczna!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.