separateurCreated with Sketch.

Anna Dymna dla Aletei: Dobro się dziwnie mnoży…

Anna Dymna
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Nie zmieni się wszystkiego. Zawsze będzie dobro i zło, jasno i ciemno. Ale można zmieniać ich proporcje. Jeśli pomogę jednej osobie, jest troszeczkę jaśniej. I to już jest zmiana.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Małgorzata Bilska: Jest pani dobrym człowiekiem?

Anna Dymna: Nie wiem. Staram się być każdego dnia lepsza. Jak można odpowiedzieć na takie pytanie?

A jest ktoś, o kim by pani powiedziała, że jest dobrym człowiekiem?

Najlepszym człowiekiem, jakiego znałam, była moja matka. Przy niej uczyłam się mówić, chodzić. Uczyłam się odruchów. Jeżeli jestem dobra, to odruchowo. Zanim zaczęłam myśleć, miałam dobre odruchy. Matka mówiła, że każdy człowiek jest dobry. Nie wiem, czy jestem dobra. Nie oceniam ludzi, jak mam siebie ocenić?

Łączy pani w sobie świat piękna i dobra. Jak to się robi?

Przez całe życie byłam aktorką w teatrze, kocham mój zawód nad życie. I coraz bardziej go doceniam. To jest takie miejsce, gdzie mogę się wyciszyć, o wszystkim zapomnieć. Wejść w wirtualny, bezpieczny mój świat. Mimo, że bardzo trudny i pełen emocji.

W momencie, kiedy stanęłam przy ludziach niepełnosprawnych, weszłam w ich świat, mój teatr się po prostu poszerzył. Cały czas gram. Tylko mam 65 lat, więc wiadomo, że nie gram tyle, co gdy miałam 30 czy 20. Jestem stara. Gdy miałam małe dziecko, to siłą rzeczy koncentrowałam moją uwagę na nim. W tym samym roku, w którym syn skończył 18 lat, otworzyłam fundację. On wyprowadził się z domu, a ja – bez premedytacji – zajęłam się innymi dziećmi.

Kiedy przychodzę do Doliny Słońca, uśmiechają się na mój widok i do mnie biegną. Więc na pewno to nie jest złe, tylko dobre.

Istnieje spirala dobra?

Papież Franciszek powiedział kiedyś, że nienawiści nie można niszczyć nienawiścią. Zła – jeszcze większym złem. Ks. Józef Tischner mówił o spirali nienawiści, która się zaciska. Tobie przyłożą, ty przyłożysz i za chwilę same trupy.

Jest też spirala dobra. Piszą do mnie dzieci: Proszę pani, ja chcę robić tak, jak pani. Mam mnóstwo takich listów, mam wolontariuszy. Są ludzie, którzy niemal od urodzenia mają odruch dobra, widocznie mieli takie wzorce. Wolontariusze dają mi największą siłę, robią coś naprawdę. Czasem to są takie króliczki biegające, do czegoś się zapalą, potem ogień zgaśnie. Potrzebują autorytetów.

Kto był dla pani autorytetem, oprócz mamy?

Mama była najważniejsza, bo była pierwsza. Od 13 lat prowadzę program telewizyjny „Spotkajmy się”. Zapraszam zwyczajnych ludzi, którzy są niezwykli. Dotknięci przez los chorobami, wypadkami. Okropnie cierpią. To moje największe autorytety, dzięki nim odkrywam w sobie siłę, jakiej nie podejrzewałam.

Finaliści festiwalu „Zaczarowanej piosenki” są na wózkach, czasem nie widzą. Mimo barier, przeszkód, cierpienia, mają w sobie tyle radości. Fajnie jest być wesołym, jak się jest młodym i beztroskim, a im człowiek starszy, tu mu coś odpada, pęka, tam grubieje, wisi… Podziwiam ich. Pomagają żyć.

Jestem szczęśliwa, że mam tyle autorytetów. Był nim mój ojciec. Wielka aktorka Zofia Jaroszewska. Pan Jan Niwiński, aktor, który rozbudzał moją wyobraźnię i uczył odwagi. Wielu jest wśród nich poetów. To często ludzie mi bliscy, trudno ich wyliczyć.

A papież?

To jest super facet, taki normalny. To mój wielki autorytet. Franciszek kocha ludzi, nie ocenia, że ten jest zły, a ten dobry. W każdym jest Boża iskra. Trzeba go szanować, kochać i uczyć.



Czytaj także:
Franciszek: Dobro nie toleruje lodówki. Dobro należy pełnić dzisiaj

 

Gdybym jemu zadała pytanie, czy jest dobrym człowiekiem, zacząłby się strasznie śmiać.

Tu można albo się śmiać, albo przyłożyć.

(śmiech) Bardzo dziękuję, że mi pani nie przyłożyła!

Miałam ochotę, ale jestem kulturalna. Uczę się cierpliwości (śmiech).

W wywiadzie rzece „Warto mimo wszystko”, jakiego udzieliła pani Wojciechowi Szczawińskiemu rozmówca stwierdza: „Przecież świata się nie da zmienić”. Pani na to „Naprawdę?” Da się, czy nie?

(śmiech) Pewnie, że się da.

Niestety świat jest duży.

Trzeba kochać życie. Fundację otworzyłam z odruchu, a nie z przemyślenia. Od początku słyszałam: Po co to robisz? I tak nie pomożesz wszystkim. Jak się jednej osobie pomoże, to się zmienia świat. Widzę ogrom nieszczęść, tragedii, uzależnień. Nie zmieni się wszystkiego. Zawsze będzie dobro i zło, jasno i ciemno. Ale można zmieniać ich proporcje. Jeśli pomogę jednej osobie, jest troszeczkę jaśniej. I to już jest zmiana.

Na co dzień mamy wiele okazji do pomocy. Pomogę komuś przejść przez ulicę, pamiętam o urodzinach sąsiadki. Może czasem wystarczy życzliwość?

Podstawą moich odruchów jest właśnie życzliwość. Tego uczyła mnie mama. Nie mówiąc nic. Jak leżał pijany facet na śmietniku, to nigdy nie mówiła: „Odejdź, nie patrz na tego pana, bo jest zarzygany”. Tylko podchodziła i pytała: „Proszę pana, panu się coś stało? Może panu pomóc?”. Czasem, co prawda, w łeb dostawała od tego pijaka, ale mówiła do mnie: „Widzisz, jaki to jest biedny pan, może mu coś przyniesiemy”. Moja mama miała życzliwe odruchy. Do kota, do staruszki. Uśmiech. To tak naprawdę zmienia świat. Rzeczywistość stała się brutalna. Ludzie bezkarnie się potępiają.

Odruchowo?

Tak. Gdy patrzę na dyskusje polityków, to płaczę. Ale nie dam się zniechęcić. Życzliwość na co dzień jest podstawą. Pomoc specjalistyczna, prowadzenie fundacji wymagają już sprawnej organizacji. Wszystko zaczyna się od odruchów. Franciszek powiedział, że dobro jest jak choroba zakaźna. Można nim zarażać innych. Sama widzę, że dobro pączkuje. Dobro może robić każdy, choć zarażać się dobrem jest trudniej niż złem.

Dlaczego?

Odruch, żeby oddać, jak ktoś przyłoży, jest łatwiejszy. Jest też odruch, żeby na uśmiech odpowiedzieć uśmiechem, lecz nie zawsze działa… Dobro się dziwnie mnoży. Dużo ludzi ma taki odruch, że jak sami są w potrzebie i dostają pomoc, to najpierw jest im głupio, a potem zaczynają robić to samo. Dobro to coś więcej niż prosta reakcja emocjonalna. Poza tym dobra się nie promuje. W mediach jest atrakcyjne, że ktoś kogoś zabił czy zgwałcił. Zło się lepiej sprzedaje.

Co zyskamy, dzieląc się dobrem?

Jedno jest pewne. Gdy raz zrobisz coś dobrego i ktoś ci podziękuje, natychmiast robisz to drugi i trzeci raz. I nigdy nie kończysz, bo to daje spełnienie. Cały czas czuję szczęście. Po tylu latach prowadzenia fundacji ciągle jestem nienasycona.


Znak Taksówki na dachu
Czytaj także:
Magia taksówki, czyli (nie)zwykłe historie kierowców taryfy

 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!