Lekarze powiedzieli Philipowi Johnsonowi, że zostało mu 18 miesięcy życia. Wkrótce minie 10 lat od tej tragicznej diagnozy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Philip Johnson miał 24 lata i świetlaną karierę oficera marynarki wojennej przed sobą. Podczas misji w Zatoce Perskiej bóle głowy, które doskwierały mu od dłuższego czasu, stały się nie do wytrzymania. Lekarze w szpitalu w Bahrajnie obwieścili mu tragiczną diagnozę – nieuleczalny i nieoperowalny guz mózgu. Życie, takie jakie dotychczas znał, już w tym momencie skończyło się dla niego, wszystkie jego plany uległy przewartościowaniu. Tuż po tym, jak poznał wyniki tomografii komputerowej i zobaczył swojego guza, pobiegł do katolickiej kaplicy w swojej bazie. “Padłem na podłogę ze łzami w oczach. Pytałem Boga: czemu ja?“. Odpowiedź przyszła jednak zanim Philip dowiedział się o swojej chorobie. W obliczu 18 miesięcy życia, jakie miało mu pozostać według lekarzy, postanowił odpowiedzieć na głos, który usłyszał w wieku 19 lat. Głos powołania.
“Będę stopniowo tracił kontrolę nad moim ciałem, w tak młodym wieku, począwszy od paraliżu po niekontrolowanie czynności fizjologicznych, i bardzo możliwe, że również moje zdolności umysłowe będą zanikać, prowadząc do mętliku w głowie i halucynacji przed śmiercią. To mnie przeraża, ale nie umniejsza mojemu człowieczeństwu. Moje życie znaczy coś dla mnie, dla Boga, a także dla mojej rodziny i przyjaciół, a doświadczanie cudownej remisji choroby, będzie znaczyło coś jeszcze długo po tym, jak skończę sparaliżowany w hospicyjnym łóżku. Moja rodzina i przyjaciele kochają mnie za to kim jestem, a nie za moje cechy osobowości, które będą powoli blednąć wskutek postępowania nowotworu, który w końcu odbierze mi życie” – pisał do Brittany Maynard. Amerykanki u której w wieku 29 lat (rok po ślubie) został zdiagnozowany guz mózgu wraz z wyrokiem, w postaci 6 miesięcy życia, jakie miały jej pozostać. Dziewczyna, wraz z całą rodziną, przeniosła się do sąsiedniego stanu, by legalnie dokonać eutanazji, którą ostatecznie popełniła 7 miesięcy od zdiagnozowania nowotworu.
Historia Philipa Johnsona potoczyła się zupełnie inaczej. Pomimo trudności związanych z nieustępującymi bólami głowy, drgawkami i ogólnym otępieniem wstąpił do seminarium. Dziś, po prawie 10 latach od wykrycia choroby Philip Johnson jest już księdzem Philipem Johnsonem. 7 stycznia otrzymał święcenia i rozpoczął posługę w diecezji Raleigh w Północnej Karolinie.
Jakie przesłanie można wynieść z jego historii? Po podróży do Fatimy i cudownego sanktuarium w Lourdes ks. Philip pisał: “Nauczyłem się, że cierpienie i smutek są częścią ludzkiej kondycji i nie mogą być zmarnowane czy przerwane z powodu strachu lub próby uzyskania kontroli w tej, pozornie, niekontrolowanej sytuacji. Być może to jest najważniejszy cud, jakiego Bóg chce bym doświadczył”.