separateurCreated with Sketch.

„Ojciec był ponadludzki, był Bożym człowiekiem”. Wspomnienie o. Mariana Żelazka

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ojciec Marian Żelazek przez 58 lat służył w Indiach ludziom najuboższym i odrzuconym. Był zgłoszony do Pokojowej Nagrody Nobla, teraz jest kandydatem na ołtarze. Zmarł 30 kwietnia 2006 roku.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Ojciec Marian Żelazek przez 58 lat służył w Indiach ludziom najuboższym i odrzuconym. Był zgłoszony do Pokojowej Nagrody Nobla, teraz jest kandydatem na ołtarze. Zmarł 30 kwietnia 2006 roku.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

System kastowy w Indiach nie zna współczucia. Jeśli jesteś trędowaty, to znaczy, że na to zasłużyłeś. Paradoksalnie jednak w tej samej kulturze ci, którzy pomagają najbardziej pogardzanym, uznawani są przez Hindusów za ludzi Boga. Jednym z nich był o. Marian Żelazek, polski werbista nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla.



Czytaj także:
Dr Helena Pyz od lat pracuje wśród trędowatych: Ja im nie niosę pomocy, ja z nimi jestem

 

O. Żelazek: Trzeba wszystkich kochać

“Od pierwszych chwil widziałem, jak wiele pracuje, jak służy ludziom i jak ich kocha – opowiada Surendra, częstując nas chlebem, którego wypieku nauczył go misjonarz. – Kiedy przychodzili do domu trędowaci, zawsze mówił: Daj im pić, nakarm ich. Nauczył mnie, że trzeba wszystkim służyć tak samo, trzeba wszystkich kochać”.

Jestem w Puri nad Zatoką Bengalską. To jedno z najważniejszych w Indiach miejsc pielgrzymkowych wyznawców hinduizmu. Nad miastem góruje świątynia Pana Świata, Dżagannatha. Właśnie w jej cieniu o. Żelazek przeprowadził swą rewolucję miłosierdzia. Dostrzegł trędowatych, na których żaden z pobożnych hinduistów nawet nie spojrzy, by się nie skalać.

Panuje przekonanie, że trąd jest rodzajem Bożej kary za grzechy w poprzednim wcieleniu. Jest stygmatem wykluczenia społecznego i religijnego. Choć miliony ludzi pielgrzymują do Puri, to jednak żaden trędowaty nie może wejść do tamtejszej świątyni. Widać ich za to na ulicy. Przy tłumach pielgrzymów łatwiej użebrać garść ryżu. Rzucona bez spoglądania na trędowatego ofiara nie ma nic wspólnego z miłosierdziem. Liczy się to, że może poprawić karmę i zapewnić lepsze wcielenie w kolejnym życiu.

 

Kolonia trędowatych

Rowerową rykszą jadę na obrzeża miasta. Wszędzie widać dostojnie spacerujące krowy. Mijamy piękne hotele, ekskluzywne restauracje, eleganckie kobiety w barwnych sari. Krajobraz powoli ubożeje, co znaczy, że jestem u celu. Śledząc ludzką biedę, to właśnie tu w 1975 roku dotarł o. Żelazek. Dziś u wejścia do kolonii trędowatych wita nas jego pomnik.

Nic jednak nie przypomina tej kolonii sprzed lat. Misjonarz zaczął swą posługę wśród trędowatych od czyszczenia ich ran z robaków i odpadających skrawków ciała. Postanowił, że stworzy im godniejsze warunki życia.


MAŁGORZATA SMOLAK
Czytaj także:
„Trędowaci i ich dzieci są moją rodziną”. Polka znalazła w Indiach drugi dom

„Przyjechał do Puri jako proboszcz jedynego w tym regionie kościoła katolickiego. Szybko jednak zobaczył, że obok posługi kilkudziesięcioosobowej wspólnocie wiernych, zanurzonej w morzu hinduizmu, jego misją są trędowaci” – mówi Lalit Rao, przez 27 lat osobisty sekretarz i asystent o. Żelazka.

Symbolem tego jest płaskorzeźba ukazująca Jezusa uzdrawiającego trędowatego, umieszczona na drzwiach wybudowanego przez misjonarza nowego kościoła. Nosi on wymowne, jak na to miasto, wezwanie Najświętszej Maryi Panny Królowej Świata.

 

 

Był Bożym człowiekiem

Przy jednym z domków w kolonii starsza kobieta, klęcząc, przebiera ryż. Okaleczone chorobą dłonie pozbawione są palców. „To jest jej dzisiejszy zarobek. Te dwie garści ryżu udało jej się użebrać w centrum miasta” – mówi doktor Helena Pyz, która sama od ponad 30 lat kieruje innym ośrodkiem dla trędowatych w Indiach.

Z rozmowy toczonej w lokalnym języku rozumiem jedynie padające co chwilę: Father Marian. Jeden z mieszkańców kolonii z przejęciem pokazuje na miejsce, w którym stoimy. Dopiero po chwili dociera do mnie, że właśnie w tym miejscu upadł i zmarł, otoczony trędowatymi, którym oddał swe życie o. Żelazek. Ten więzień Dachau służył Indiom 58 lat.

Dzięki jego wysiłkowi w pobliżu kolonii sprawnie działa szkoła podstawowa, w której uczy się 600 dzieci. Obecnie jest to szkoła integracyjna, do której uczęszczają nie tylko dzieci trędowatych, ale i najuboższych z całej okolicy. To właśnie z myślą o nich powstał też skromny internat.

Pomoc medyczną chorzy otrzymują w maleńkim szpitaliku. Ojciec stworzył też kuchnię miłosierdzia dla tych trędowatych, którzy ze względu na stan zdrowia czy wiek nie są w stanie nawet wyżebrać na swe wyżywienie. Tu trzy razy dziennie dostają skromne, ale pożywne jedzenie.

W jednym ze sklepików, który pomógł otworzyć, przed zdjęciem misjonarza pali się kadzidełko. Właściciel mówi z przekonaniem: „Ojciec był ponadludzki, był Bożym człowiekiem”. A doktor Helena dodaje: „Oddają mu w ten sposób hołd za jego niezwykłą służbę”.


OBJAWIENIE MARYJNE W INDIACH
Czytaj także:
Objawienia maryjne w Indiach? Świadkowie czuli zapach jaśminu

 

Tak nie można żyć

W kolonii mieszka obecnie 600 rodzin. Niemal wszyscy są wyznawcami hinduizmu.

To my, pomagający im, jesteśmy bardzo często związani z Chrystusem, w Jego imię przychodzimy do nich. Nie wiem, czy znaleźliby się hinduiści, którzy chcieliby pomagać bezinteresownie trędowatym – podkreśla polska lekarka.

Sam ojciec często mawiał: „Największym zagrożeniem dla naszego życia jest to, że możemy pracować dla Chrystusa, ale bez Chrystusa. Modlitwa dla nas, misjonarzy, jest niezbędna. Gdy ją zaniedbamy, wszelkie nasze wysiłki będą bezowocne”.

Rehabilitacja społeczna w naznaczonym systemem kastowym społeczeństwie Indii jest najtrudniejsza. Bycie żebrakiem to „karma” i nieprzynoszący ujmy zawód, jak każdy inny. „Łatwiej jest żebrać, niż zarabiać pieniądze ciężką pracą” –  podkreśla Manoj Bastia. Jego babcia była trędowata, tak samo rodzice. Choć sam jest zdrowy, to też był naznaczony stygmatem pochodzenia z rodziny trędowatych.

Pokazuje maleńki domek w kolonii. „Tu urodziła się moja mama” – mówi Manoj. I dodaje: – Moi rodzice całe życie ciężko pracują i uczą nas szacunku dla pracy. Sami nie mieli możliwości zdobycia wykształcenia, ale nam wpajali, że edukacja to podstawa. Uczyli, że te same pieniądze można szybciej wyżebrać, ale tak nie można żyć”.

Manoj skończył prestiżowe studia dzięki solidnemu wykształceniu zdobytemu w Ośrodku Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya, założonemu w Indiach przez innego Polaka, Adama Wiśniewskiego – kapłana i lekarza. Edukacja zmywa stygmat trądu i otwiera szansę na godne życie.

 

Trąd jest całkowicie do pokonania

Co dwie minuty na świecie ktoś zaraża się trądem. Jeszcze 60 lat temu była to choroba nieuleczalna, na którą cierpiało 20 mln ludzi. Od momentu wynalezienia antybiotyków trąd jest całkowicie do pokonania.

Mimo to Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że rocznie odnotowuje się 215 tys. przypadków nowych zachorowań. Ponad połowa z nich dotyczy Indii, gdzie żyje 70 proc. wszystkich trędowatych. W ostatnią niedzielę stycznia przypada Światowy Dzień Trędowatych.


RÓŻANIEC W DŁONIACH
Czytaj także:
14 księży przede mną nie przyjęło propozycji, by zostać tam proboszczem

Tags: