Film „Startup na Maxa – opowieść o św. Maksymilianie, jakiego nie znacie” to kolejny pomysł ludzi, którzy starają się o ogłoszenie franciszkanina patronem przedsiębiorców i start-upów.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Przedsiębiorca i menedżer, wzór dla współczesnych ludzi biznesu – tak postać św. Maksymiliana Marii Kolbego przedstawia film dokumentalny „Startup na Maxa – opowieść o św. Maksymilianie, jakiego nie znacie”. To kolejny pomysł ludzi, którzy starają się o ogłoszenie franciszkanina patronem przedsiębiorców i start-upów, czyli startujących firm.
Przeczytaj: Święty Maksymilian, patron start-upów?
Czy św. Maksymilian w niebie jest zadowolony z tego, jak pokazuje go film? „Na pewno jest bardzo kontent” – mówi Maciej Gnyszka, inicjator akcji. Wprawdzie franciszkanin jest postacią popularną, ale jednak większość osób zna go wyłącznie jako męczennika, który ofiarował swoje życie za współwięźnia w Auschwitz. Ale przecież św. Maksymilian był także wybitnym wydawcą i menadżerem.
Wydawał największy polski miesięcznik religijny – „Rycerza Niepokalanej” i największy dziennik – „Mały Dziennik”. Założył największy klasztor na świecie, czyli Niepokalanów. Lista jego przedsięwzięć jest imponująca, a wszystko zaczynał od zera, nie mając pieniędzy ani wsparcia.
Prekursor
„Wiele metod, które stosował św. Maksymilian, dzisiaj odkrywają guru zarządzania. Nazywają to z angielska i piszą na ten temat książki, które są ogłaszane jako odkrywcze” – zauważa Gryszka. Na przykład przy kolportażu gazet stosowano to, co dzisiaj nazywamy ekonomią wdzięczności – „Rycerz Niepokalanej” miał wydrukowaną cenę, ale był rozdawany w zamian za dobrowolną ofiarę. Jeśli gazeta się komuś nie spodobała, mógł ją oddać i odzyskać pieniądze (gwarancja satysfakcji).
Pisma rozprowadzali odpowiednio dobrani ludzie (crowdsourcing, ambasadorowie marki). Wydawnictwo pokazywało czytelnikom, jak pracują, modlą się i odpoczywają bracia, którzy przygotowują dla nich gazety. W tym celu drukowało kalendarze ze zdjęciami zrobionymi w Niepokalanowie. Św. Maksymilian przez bardzo długi czas odpisywał na każdy list, który przyszedł do klasztoru.
Ubogi profesjonalista
W Niepokalanowie stosowano przemyślane metody zarządzania. Zakonnicy pracowali w sumie po 10 godzin dziennie, także na nocne zmiany, ale ich zajęcia były umiejętnie przeplatane modlitwą i odpoczynkiem.
Maksymilian był też mistrzem rekrutacji. Z setek chętnych wybierał około stu, u których dostrzegł największe pragnienie świętości. Miał również to, co dzisiaj nazywamy asertywnością – jeśli kogoś odsyłał do domu, robił to grzecznie i pokornie, dziękując mu za jego pracę i polecając, żeby dalej służył Bogu. Radził nowicjuszom: „Jeśli jednego dnia rozmawiasz z jednym bratem, jutro postaraj się porozmawiać z innym”, żeby przeciwdziałać tworzeniu się koterii w klasztorze.
Wprowadził też zasadę mówiącą, że każdy, kto dowie się o grzechu nieczystości kogoś z zakonu, musi poinformować o tym przełożonego w ciągu 24 godzin. Jeśli tego nie zrobił, był wydalany tak samo jak winowajca.
Sam żył skrajnie ubogo i to samo zalecał braciom, ale kiedy miał kupić maszyny, wybierał najlepsze. Wysłał dwóch braci na kurs pilotażu, bo planował rozwozić gazety samolotem. Maszyny drukarskie, które Niemcy wywieźli z Niepokalanowa w 1939 r. do Rzeszy, były w użytku aż do lat 70.
Jak pomyślał, tak zrobił
Na początku pobytu w zakonie Maksymilian był świadkiem wielkich antykatolickich manifestacji w Rzymie. Doszedł wtedy do wniosku, że w walce o ludzkie dusze ogromną rolę odgrywają gazety. Potrzebne są takie media, które będą mówiły o Panu Bogu w sposób prosty, ciekawy i bliski ludziom. Jak pomyślał, tak zrobił. Dla Boga, jego Najświętszej Matki i dla zbawienia dusz.
Film „Startup na Maxa – opowieść o św. Maksymilianie, jakiego nie znacie”