Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Oto historia pielęgniarki, która uratowała od śmierci w obozach koncentracyjnych w Chorwacji kilkanaście tysięcy Żydów, Serbów oraz Romów.
W styczniu 1943 roku kobieta w średnim wieku przyszła na nieszpory odprawiane w katedrze w Zagrzebiu. Tym razem celebrował je nie proboszcz parafii, ale arcybiskup Alojzije Stepinac. Był zwykły dzień tygodnia, więc w nabożeństwie uczestniczyło niewielu wiernych. Po jego zakończeniu hierarcha szybko zdjął w zakrystii kapę i wyszedł do nawy. Przez kilka minut rozmawiał z kobietą przy stojącymi przed wejściem do prezbiterium żłobkiem i choinką. Przypadkowi świadkowie zdarzenia mogli pomyśleć, że rozmówcy omawiają szczegóły demontażu świątecznych symboli.
Tymczasem Diana Budisavljević, blisko pięćdziesięcioletnia wówczas żona, matka dwojga dzieci i świeżo upieczona babcia, opowiadała arcybiskupowi o szczegółach trwającej już od ponad półtora roku akcji pomocy dzieciom i kobietom zagrożonym wywózką do kilku obozów koncentracyjnych.
Na ratunek skazanym na zagładę
Diana była z pochodzenia Austriaczką i urodziła się w Innsbrucku. Tuż przed zakończeniem I wojny światowej poznała studiującego tam medycynę Chorwata Juliję. Po zawarciu małżeństwa zamieszkali w Zagrzebiu, a Diana szybko naturalizowała się w nowej ojczyźnie. Mąż naszej bohaterki został jednym z najbardziej znanych w międzywojennej Jugosławii chirurgów. Nasza bohaterka ukończyła kurs pielęgniarski i zajęła się wychowaniem dzieci oraz prowadzeniem domu. Rodzina Budisavljević szybko stała się częścią zagrzebskiej elity.
Po zajęciu Jugosławii przez wojska hitlerowskie wiosną 1941 roku na terenach Chorwacji utworzono marionetkowe tzw. Wolne Państwo Chorwackie, kierowane przez ruch ustaszów, który już przed wojną dążył do zbudowania samodzielnego państwa. Za cenę sojuszu z Hitlerem ustasze praktycznie wyjęli spod prawa mieszkających na terenie kraju Żydów, prawosławnych Serbów oraz Romów. Większość z nich trafiła do obozów koncentracyjnych lub do ciężkiej pracy w Niemczech i Austrii. W obozach, w tym w okrytym największą złą sławą Jasenovacu, śmierć poniosło od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy ludzi.
Idea pomocy najsłabszym członkom narodowości niechorwackich zrodziła się w głowie Diany już jesienią 1941 roku, gdy pierwsze transporty z Żydami, prawosławnymi i Romami zaczęły docierać do jednego z nowych obozów. Diana spotkała się z kapitanem Wehrmachtu, Albertem von Koczianem, który pochodził z mieszanej rodziny austriacko-węgierskiej i był odpowiedzialny za ruch pociągów. Wojskowy dał się namówić, aby na stacjach kolejowych, gdzie dokonywano ewidencjonowania więźniów mogli być obecni Chorwaci, którzy zaświadczali, że znajdujące się w transportach dzieci i kobiety to ich dalecy krewni, wyznania katolickiego. W porozumieniu z kilkoma niższymi oficerami niemieckimi i chorwackimi kolejarzami, dzięki działaniom Diany udało się uratować co najmniej kilka tysięcy osób. W wielu takich ewidencjach brała udział sama Budisavljević, legitymująca się dokumentami Czerwonego Krzyża.
Nawiązała kontakty z większością katolickich diecezji, biskupami i kilkoma klasztorami, gdzie, przy zachowaniu ścisłych zasad konspiracji, udało się jej uzyskać kilka tysięcy zaświadczeń in blanco o chrzcie dokonanym w Kościele katolickim. Świadectwo ratowało często życie skazanym na pobyt w obozie koncentracyjnym. Od wywiezienia na ciężkie roboty dzieci i kobiet chroniły też zaświadczenia o byciu głuchoniemym. Setki takich świadectw udało się Dianie załatwić dzięki znajomościom jej męża w szpitalach. Uratowanych z transportu zazwyczaj umieszczano w zakładach opieki w Zagrzebiu.
Do ostatnich dni wojny zbierała też pieniądze na pomoc humanitarną, stale wysyłając więźniom paczki z żywnością i ciepłymi ubraniami. Diana, wraz z kilkoma przyjaciółmi, których imiona do dzisiaj pozostały tajemnicą, prowadziła skrupulatne archiwum swojej działalności. Według ustaleń historyków w niekompletnym archiwum, częściowo zniszczonym po wojnie, znajdować się może mniej więcej 12 tys. udokumentowanych przypadków pomocy udzielonej przez Dianę dzieciom i kobietom.
Bohaterka przypomniana po latach
Tuż po objęciu rządów przez komunistów o Dianie i jej działalności szybko zapomniano. Nowa władza głosiła mitologię, że jedynymi siłami udzielającymi pomocy więźniom obozów była partyzantka Josipa Broz-Tito, a wszystkie inne środowiska współpracowały z Niemcami. Nagłośnienie działalności Budisavljević zakwestionowałoby tego rodzaju propagandę, pokazując, że wśród ustaszów i okupantów zdarzali się ludzie, którzy ryzykując własne życie, starali się w czasie wojny zachować człowieczeństwo. W podeszłym wieku nasza bohaterka wróciła do rodzinnego Innsbrucka, gdzie zmarła w 1978 roku. Na jej grobie znajduje się mały kamień z tabliczką z krzyżem oraz imieniem i nazwiskiem. Pierwsze wzmianki o Dianie pojawiły się w prasie jugosłowiańskiej dopiero na początku lat osiemdziesiątych, już po śmierci marszałka Tito.
Sensacją stało się dopiero w 2003 roku odnalezienie w chorwackich archiwach i opublikowanie pisanego po niemiecku dziennika Diany prowadzonego w czasie wojny. Prostymi słowami zapisywała ona swoje spotkania z przedstawicielami władz okupacyjnych i reżimu ustaszów, z hierarchami Kościoła katolickiego, przedstawicielami środowisk żydowskich oraz prawosławnych. Nie oceniała w nich postępowania swoich rozmówców, choć zwracała uwagę na wszechobecny strach przed zaangażowaniem się w pomoc najsłabszym ofiarom wojny.
Diana Budislavljević pozostaje jedną z nielicznych Chorwatek, która za pomoc serbskiej ludności prawosławnej została pośmiertnie uhonorowana najwyższymi odznaczeniami przez prezydenta Serbii oraz Patriarchę Serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Na jej cześć nazwano kilka ulic w miastach w Serbii oraz Bośni i Hercegowinie, a wielu historyków na Bałkanach ukazuje jej postać jako protoplastę międzynarodowych konwencji pomocy dzieciom będących ofiarami wojen.