By doświadczyć męskiej inicjacji, musiałem najpierw wyrosnąć z zafascynowania superbohaterami, a potem wpatrzenia we współczesnych “gladiatorów”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Zapytałem w ciągu ostatniego tygodnia 10 osób, z czym kojarzy im się słowo “inicjacja” w odniesieniu do mężczyzny i 6 odpowiedzi dotyczyło inicjacji seksualnej, czyli tzw. pierwszego razu. Pozostałe osoby kojarzyły ten termin ze starodawnym obrzędem znanym wśród Indian lub rycerzy, który po prostu miał miejsce na jakimś etapie męskiego rozwoju jako symbol wejścia w dorosłość.
Mam wrażenie, że współcześnie zatraciliśmy prawdziwy sens męskiej inicjacji, która z pewnością nie dokonuje się w łóżku, czy poprzez zadanie fizycznego bólu lub położenie miecza na ramieniu. Ten obrzęd to proces, który ma miejsce w głębi męskiego serca.
By doświadczyć męskiej inicjacji, musiałem najpierw wyrosnąć z zafascynowania superbohaterami, a potem wpatrzenia we współczesnych “gladiatorów” aren (najczęściej muzycznych czy sportowych). Pomogło mi to twardo stąpać po ziemi bez marzeń o tym, by jak Leo Messi być podziwianym i patrzeć, jak rośnie ilość zer na koncie. To fałsz, bo Leo Messi to człowiek z krwi i kości jak ja czy Ty i pewnie nieraz pozazdrościłby nam zwykłego wyjścia na spacer bez chmary fotoreporterów. Lubimy patrzeć na kreowane przez media gwiazdy sportu czy innych dziedzin i robić z nich bożków. Wpędzamy się w ten sposób w ślepy zaułek, nie dostrzegając, że bycie prawdziwym mężczyzną nie ma nic wspólnego z gwiazdorstwem.
Gdyby Jezus poszedł w owo gwiazdorstwo (a z pewnością mógł – 5000 fanów + ich rodziny to niezły punkt wyjścia) mielibyśmy dziś nie lada problem z dostaniem się do nieba. On wybrał drogę pokory i totalnego uniżenia aż do haniebnej śmierci, byśmy mieli “full-service” w drodze do wieczności, jeśli tylko przyjmiemy wywalczony przez Niego na krzyżu dar zbawienia.
Analogicznie – jeśli mąż i ojciec, głowa rodziny, pójdzie w gwiazdorstwo, czyli totalny brak prawdy o sobie, jego rodzina może mieć nie lada problem z dostaniem się do nieba. Bo trudno o zwycięstwo, gdy ma się bujającego w obłokach przywódcę.
Męska inicjacja powiedziała mi: umrzesz, przemijasz, nie wszystko zależy od ciebie, masz słabości, a cierpienie jest wpisane w twoje życie. Niezbyt optymistyczne komunikaty jak na obrzęd, który ma zbawiennie przemieniać chłopców w mężczyzn. Ale prawdziwy mężczyzna to realista (zwłaszcza na swoim punkcie) i powyższe komunikaty są dla niego zupełnie oczywiste. Myślę, że dobrze to widać w historii Michała Figurskiego, o której pisałem trzy miesiące temu. Nie znam żadnego mężczyzny, który doświadczył męskiej inicjacji, doszedł do powyższych prawd i stwierdził, że negatywnie wpłynęło to na jego życie. Prawda czasami boli, ale jest wyzwalająca i otwiera nowe perspektywy.
Męska inicjacja dała mi też pełne doświadczenie siebie, swojego gniewu, frustracji, którą trzeba umieć odpowiednio ukierunkować – zarządzić nią. Tego uczył się w dawnych kulturach młody chłopak z dzikiego plemienia, zabrany przez ojca spod opieki matki i zostawiony w dżungli, w której musiał przetrwać, wyżywić się i umieć samemu wrócić do domu. Frustracja początkową bezsilnością rodziła konkretne działanie. Bóg może więc wykorzystywać nasze trudne emocje. W końcu inicjacja, jak sama nazwa wskazuje, ma inicjować, dać początek czemuś nowemu. Mężczyzna, który jej nie przeszedł, żyje często w iluzji i fałszu na swój temat. Świadomość i doświadczenie swojej słabości i śmiertelności jest więc punktem wyjścia, dopingującym do działania.
“Dziś, by zostawić młodego chłopaka w dżungli, w której się zagubi i popadnie we frustrację, wystarczy mu zabrać smartfona” – usłyszałem w jednej z rozmów o męskiej inicjacji. Coś w tym jest. Nieobecni ojcowie nie wprowadzają synów w swój dorosły świat. A synowie szukają tego świata w wirtualnej rzeczywistości, mając potem wirtualny obraz siebie.
Mam wrażenie, że wraz z wykwitem różnych męskich inicjatyw i wspólnot, temat inicjacji mężczyzny zaczyna wracać do powszechnej świadomości i można na jego temat coraz więcej przeczytać na forach czy portalach katolickich. Wraca tym samym odpowiednie rozumienie tej kwestii, która nie jest jakimś pojedynczym rytuałem, ale procesem dochodzenia mężczyzny do właściwego obrazu siebie. To pozwala autentycznie odpowiadać na sygnalizowany wciąż w Kościele kryzys męskości.