Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Uczestniczyłem jakiś czas temu w uroczystej kolacji w domu moich teściów. Zostali na nią zaproszeni dwaj afrykańscy księża, ks. Augustine i ks. Jean. Obaj od pół roku studiowali w USA. Rozmowa w pewnym momencie zeszła na różnice, które zaobserwowali pomiędzy Ameryką i Afryką.
Ksiądz Augustine powiedział: „W moim kraju chrześcijaństwo nadal ma posmak nowości, a osoby, które przyjmują chrzest, rozpala ogień wiary. Jednak borykamy się z niedoborem kapłanów, którzy mogliby nieść swoją posługę na rozległych połaciach kraju. Nie jesteśmy w stanie zanieść Chrystusa tym wszystkim, którzy Go potrzebują”.
Kapłan opowiedział nam następującą historię: „Jednego dnia wiozłem Komunię św. mieszkańcom afrykańskiej wioski. Pożyczyłem nasze jedyne parafialne auto i ruszyłem w drogę. Po kilku godzinach dotarłem do miejsca, w którym droga została podtopiona – nie było możliwości objazdu. Ci, których miałem tego dnia odwiedzić, od ponad miesiąca nie uczestniczyli we mszy, od ponad 30 dni pozostawali bez Chrystusa w Eucharystii! Musiałem im przynieść Pana Jezusa w Komunii, nie mogłem ich tak zostawić i ich zawieść”.
Przez kilka chwil ks. Augustine zastanawiał się, co zrobić w tej sytuacji: dalsza jazda samochodem nie wchodziła w grę, podobnie jak pozostawienie wiernych bez Eucharystii. W pewnej chwili zauważył człowieka pracującego przy drodze. Wyjaśniwszy nieznajomemu swoje położenie, ksiądz poprosił mężczyznę o pożyczenie mu roweru, który zauważył nieopodal, oparty o drzewo.
Nieznajomy zgodził się, więc ks. Augustine zabrał z samochodu zestaw do odprawiania mszy św. i przymocował go mocno do roweru. Dalszą podróż odbył na dwóch kółkach, co zabrało mu kolejne kilka godzin. Dotarł na miejsce bardzo zmęczony, cały pokryty pyłem i kurzem drogi, a w dodatku dokuczało mu niemiłosierne pragnienie. Oczywiście było już kilka godzin po planowanym rozpoczęciu mszy.
„Mimo mojego spóźnienia – kontynuował opowieść ks. Augustine – wszyscy po prostu siedzieli w kościele, czekając na mnie. Ani się na mnie nie złościli, ani nie okazywali zniecierpliwienia. Pragnęli Chrystusa w Eucharystii i wiedzieli, że przyniosę im Go. Cieszyli się, mogąc na mnie czekać”.
Ks. Augustine i ks. Jean opowiadali też inne historie, świadectwa pokonywania (czasem śmiesznych) przeszkód w celu dotarcia z Chrystusem w Eucharystii do osób odczuwających dojmujący głód duchowy.
Po wieczorze spędzonym w towarzystwie obydwu kapłanów zdałem sobie sprawę, że podczas gdy ks. Augustine i ks. Jean przemierzają bezkresną Afrykę, aby przynieść ludziom Jezusa, ja poddaję się w najbłahszych sprawach. Zniechęcam się, gdy na przykład podejmowane przeze mnie próby wspólnej rodzinnej modlitwy spotykają się z protestami moich dzieci. Zdarza się, że nie wypowiadam słów modlitwy, bo inni patrzą i mogą się czuć nieswojo! Nie zawsze reaguję, kiedy ludzie wokół mnie przeinaczają nauczanie Kościoła katolickiego. Poza tym... czy moi znajomi w ogóle wiedzą, że jestem katolikiem?
Jednak najistotniejszym pytaniem, z którym musiałem się zmierzyć, było to: Czy byłbym w stanie – jak ci nowo ochrzczeni katolicy w Afryce – czekać choćby jedną godzinę w pustym kościele, aby przyjąć Chrystusa? Czy mój cały dzień, tydzień i miesiąc podporządkowane są chwili, w której otrzymuję Ciało i Krew Chrystusa? Czy Eucharystia jest centralnym punktem moich myśli, ostatecznym odniesieniem moich wszystkich działań? Ileż to razy użalam się nad sobą, że nie odprawiono mszy czy nie udzielono mi sakramentu pojednania tak, jakbym to sobie wymarzył?
Długo będę pamiętał wieczór spędzony w towarzystwie ks. Augustine’a i ks. Jeana...