separateurCreated with Sketch.

Modliła się o dzieci i mieszkanie. Dostała to i wiele więcej

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Katarzyna Matusz - 03.05.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
W swoje drugie urodziny nasz syn zachorował i umierał. W tym ogromnym cierpieniu modliłam się, żebym mogła cierpieć za niego. Pamiętam moment, gdy wybierałam łóżeczko dla niego. Kiedy się do niego zbliżyłam, zauważyłam tam obrazek Jezusa Miłosiernego. Poczułam miłość Boga i zaczęły dziać się cuda...
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Katarzyna Matusz-Braniecka: Prosili państwo o wstawiennictwo w sprawie dzieci?

Hanna: Po naszym ślubie okazało się, że nie zachodziłam w ciążę. Bóg tak pokierował naszymi drogami, że przez pół roku mieszkaliśmy w miasteczku rodzinnym mojego męża.

Tuż przed powrotem do Warszawy obraz Matki Bożej Częstochowskiej, który nawiedziliśmy przed naszym ślubem, przybył do tego miasteczka. Sama Maryja, matka naszego Zbawiciela, nawiedziła nasz dom. Modliliśmy się w ciszy przed jej wizerunkiem i prosiliśmy o potomstwo. Jak się potem okazało, i ja, i mój mąż prosiliśmy o to samo – choć o jedno dziecko. Dziś mamy trzech synów.

Maryja pomagała państwu także w sprawach mieszkaniowych.

Kiedy miał przyjść na świat nasz najstarszy syn, byliśmy kilka dni bezdomni. Modliłam się gorąco. To był listopad, zbliżał się termin porodu. Pamiętam, że siedziałam w małym pokoiku cały dzień. Płakałam i modliłam się, żeby Maryja koniecznie załatwiła nam choć mały pokój, szopę, cokolwiek, żeby to mogło być nasze, żebyśmy mogli być razem.

Byłam sama w tym domu i nagle słyszę telefon. Odebrałam – to był nasz kuzyn, który dzwonił, żeby powiedzieć, że ma dla nas mieszkanie. To był znak, że ona naprawdę czuwa.

Jak jest dziś?

Mam świadomość jej obecności. Codziennie proszę Maryję o wstawiennictwo w różnych trudnych sytuacjach. Najmłodszy syn miał maturę. Przed wyjściem, tak jak i wcześniej jego braciom, dałam mu różaniec. Jego koledzy jeszcze na chwilę przed egzaminem powtarzali materiał, a on, jak mi potem opowiadał „robił różaniec” (śmiech). Odmówił więc cały różaniec, wszedł na egzamin i dostał właśnie te pytania, które chciał.

Maryja prowadzi do Jezusa – jak to pani rozumie? Czy nie lepiej zwracać się bezpośrednio?

Pan Jezus dał nam ją pod krzyżem, powiedział, że będzie naszą matką. Mnie to pomaga. Doświadczam, że Maryja jest obecna, a przez nią możemy prosić. Tak jak stała pod krzyżem swojego Syna, tak zawsze jest z nami, kiedy i my doświadczamy krzyży naszego życia. Nie odmawia pomocy. Ona nas prowadzi przez wydarzenia, tak jak historia jej życia. Powiedziała „Amen” i narodził się Bóg Zbawiciel. Ona ma taką rolę w naszym życiu – jest pośredniczką.

Jakie miejsce zajmuje w pani życiu Bóg?

Zawsze wiedziałam, że Bóg jest, że mnie kocha. Jednak nie od razu doszłam do tego, że Bóg kocha mnie taką, jaką jestem, miłością bezinteresowną, że kocha mnie nawet wtedy, gdy upadam. Był taki czas, w którym nie zdawałam sobie sprawy, że Bóg oddał dla mnie swoje życie. Trwało to 33 lata.

Przychodzi doświadczenie choroby dziecka i co się dzieje?

W swoje drugie urodziny nasz syn zachorował i umierał. Pamiętam, że w tym ogromnym cierpieniu modliłam się, żebym mogła cierpieć za niego. Byłam w szpitalu na Niekłańskiej, potem w Międzylesiu. Pamiętam moment, gdy wybierałam łóżeczko dla niego. Kiedy się do niego zbliżyłam, zauważyłam tam obrazek Jezusa Miłosiernego. Poczułam miłość Boga i zaczęły dziać się cuda.

Prośba została wysłuchana?  

Dwa lata wcześniej bardzo cierpiałam z powodu grzechu, z powodu zerwania relacji z Bogiem Ojcem. Byłam bardzo dręczona myślami, miałam stany depresyjne. Myślałam, że nie ma dla mnie zbawienia, że czeka mnie piekło. Miałam takie myśli, że Bóg powinien mi zabrać mojego kochanego męża, naszych synów. Takie miałam wyobrażenie o Bogu.

Synek wraca do zdrowia, a co dzieje się z panią?

Kiedy wyszliśmy ze szpitala, bałam się iść do spowiedzi. To był Wielki Post i w szkole, do której uczęszczali nasi starsi synowie, właśnie odbywały się rekolekcje. Nagle, sama nie wiedząc jak to się stało, wstałam i poszłam do spowiedzi.

Usłyszałam to, o co się modliłam przeszło dwa lata. Prosiłam Jezusa, żeby mi powiedział, że mnie kocha. I to usłyszałam podczas spowiedzi, miałam pewność, że to sam Jezus do mnie mówi. Dziś wiem, że On zawsze słyszy moje wołanie, nie opuszcza mnie, widzi moje udręczenie. Kocha mnie taką, jaką jestem, przebacza wszystko. I ratuje przez fakty mojego życia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.