Czy da się pokazać macierzyństwo na jednym zdjęciu? Albo chociaż w galerii fotografii? Oczywiście, że nie, bo choć prawdziwy, to jest to tylko fragment rzeczywistości.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Niektórzy jednak próbują, więc regularnie w internecie czy prasie można znaleźć galerie fotografii, których wspólnym mianownikiem jest chęć pokazania „prawdziwego” obrazu macierzyństwa. Z naciskiem na prawdziwość, bo przecież wiadomo, że to, co w mediach albo na blogach parentingowych to tylko podkoloryzowany (i to mocno!) wycinek prawdy.
Sceny z życia matki
Dlatego obrazy „prawdziwego” macierzyństwa są wyjątkowo realistyczne, bardzo intymne, czasem nawet przełamujące tabu. Matki z podkrążonymi z niewyspania oczami, potarganymi włosami, bez grama makijażu. Często z wielkimi rozstępami i rozciągniętą do granic elastyczności skórą na udach, brzuchu. Z piersiami nabrzmiałymi od nawału pokarmu albo „wypompowanymi” i obwisłymi po zakończeniu laktacji. Matki biorące prysznic albo siedzące w toalecie w towarzystwie dziecka (bo wiadomo, że nawet przez chwilę nie mogą liczyć na kilka minut prywatności, intymności).
Czytaj także:
Matki bez Photoshopa
To wszystko prawda. Może nie mam długiego macierzyńskiego stażu, ale przerobiłam na własnej skórze chyba większość tych „prawdziwych” scen z życia matki. Znam gorzki smak problemów laktacyjnych, uczucie piasku pod powiekami, kiedy dzieciorexowi dzień przemienił się z nocą i poczucie żenady, kiedy musisz najintymniejsze potrzeby załatwiać w towarzystwie wpatrzonego w Ciebie jak w obrazek małego odkrywcy.
I nie mam problemu z takim pokazywaniem macierzyństwa, bo wiem, że tak po prostu jest. Co więcej, za każdym razem oglądam takie galerie z pewnego rodzaju fascynacją. Bo macierzyństwo, ze wszystkimi jego blaskami i cieniami (tak, właśnie, cieniami) jest mi nie tylko bliskie, ale kręci mnie na maksa.
Mamusia z reklamy
To prawda, są dni lepsze i gorsze. To prawda, ciężko znaleźć zdrowy balans pomiędzy macierzyństwem niczym z reklamowych folderów, w których mama już miesiąc po porodzie mieści się w dżinsy sprzed ciąży, śmiga na fitness, jest piękna, pachnąca, uśmiechnięta i zadbana, a macierzyństwem w wersji hard.
A jeśli trudno ten balans znaleźć, to mnie bliższe są realistyczne, a wręcz naturalistyczne obrazy matek, bo one są po prostu bliższe prawdzie. Przecież bardziej prawdopodobne jest to, że miesiąc po porodzie będziesz się słaniać na nogach z niewyspania (kolka, problemy z laktacją, etc.), niż biegać na szpilkach.
Naturalistyczne wizje macierzyństwa robią kobietom znacznie mniejszą krzywdę, niż cukierkowe obrazki z folderów reklamowych. Pamiętam swoją konsternację, kiedy zwarta i gotowa (po przeczytaniu dziesiątek książek i setek blogów o macierzyństwie) stawiałam pierwsze kroki na swojej drodze bycia mamą. I pamiętam, że nic, absolutnie nic nie było u mnie tak, jak w tych mądrych poradnikach. Co więcej, żadnej porady nie udało mi się skutecznie zaaplikować na własne podwórko.
Czytaj także:
A co, jeśli dobre rady nie działają?
Mam tę moc!
Byłam pełna frustracji, bo patrzyłam na własne doświadczenia przez pryzmat tych wyidealizowanych obrazów macierzyństwa, w których wszystko jest cacy, nic tylko rodzić kolejne dzieci. Ja czułam dokładnie odwrotnie, a na samą myśl o dzieciach robiło mi się słabo.
Dziś wiem, że każda z nas ma swoją własną, macierzyńską drogę i musi ją odnaleźć sama. Dziś wiem, że macierzyństwo to pasmo trudów i znojów, to fakt, ale nagle odkrywasz, że masz w sobie jakąś nieziemską siłę i wstajesz po nieprzespanej nocy do dziecka, po raz 47583 wycierasz podłogę z resztek obiadu, bierzesz na ręce po raz 8353855 w tym dniu 12-kilogramowego klocka, chociaż pęka Ci już kręgosłup. Masz tę siłę, bo daje Ci ją… Twoje dziecko.
Czytaj także:
Jestem wielka, bo jestem mamą
To paradoks, że to ono wysysa z Ciebie siły, ale jednocześnie Ci je daje. Taki energetyczny wampir, a zarazem najskuteczniejszy akumulator na świecie. Mogę śmiało powiedzieć, że nigdy w życiu nie byłam tak zmęczona jak dziś, ale jednocześnie nigdy nie byłam tak spełniona i szczęśliwa. I może właśnie dlatego patrzę na te wszystkie naturalistyczne zdjęcia jak na integralny element macierzyństwa. Takie gradowe chmury, po których w końcu przecież wyjdzie słońce.