Historia Owena, chłopca chorującego na zespół Schwartza-Jampela, i psa Haatchiego, który o mały włos nie zginął pod kołami rozpędzonego pociągu, była już kilkukrotnie opisywana w różnych mediach. Warto ją jednak przypomnieć, ponieważ ma ona swój wzruszający i inspirujący ciąg dalszy.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Owen urodził się w 2005 roku, jako pierwsze dziecko pewnej brytyjskiej pary. Jak możemy to sobie łatwo wyobrazić, pełni entuzjazmu młodzi rodzice bacznie obserwowali każdy dzień rozwoju swojego synka. Jednak z czasem zaczęli dostrzegać coraz więcej niepokojących sygnałów. Sposób poruszania się Owena nie przypominał tego, który widzieli u innych dzieci. Dodatkowo mały chłopiec nie bawił się zbyt chętnie.
Po kilkunastu miesiącach życia chłopca, i wielu przeprowadzonych badaniach, okazało się, że dziecko cierpi na zespół Schwartza-Jampela. Jest to rzadka choroba genetyczna, która charakteryzuje się m.in. sztywnością mięśni, nieprawidłowym rozwojem kości, przykurczem stawów oraz karłowatością. Jednak największym problemem jest ból odczuwany przy poruszaniu się. Notoryczne cierpienie związane z ciągłym napięciem mięśni zamienia życie w koszmar.
Owen potrafi chodzić, ale w wyniku bólu, który wtedy odczuwa, jest zmuszony do poruszania się przy pomocy wózka inwalidzkiego – zwłaszcza gdy musi pokonywać większe dystanse. Chłopiec, niestety, nie chciał zbyt często opuszczać domu w ten sposób. Wstydził się i peszyło go, że ciągle ktoś się w niego wpatruje na ulicy.
– Bałem się, a ludzie ciągle się na mnie patrzyli – opisywał w jednym z reportaży.
– Jak się wtedy dokładnie czułeś? – dopytywał reporter.
– Samotny – odpowiedział chłopiec po dłuższym milczeniu.
Dom był dla Owena jedynym miejscem, w którym czuł się dobrze. Nie chciał nigdzie wychodzić. Choć rodzina chłopca za wszelką cenę chciała mu pomóc, to nie wiedziała, jak może to zrobić.
Czytaj także:
Wszystkie psy idą do serca. Czy czworonóg może być wychowawcą człowieka?
Kto by chciał psa bez jednej łapy
Druga opowieść nie będzie dotyczyła człowieka, lecz psa, który pewnego razu został przywiązany do torów. Tak ktoś chciał zakończyć jego pobyt na tym świecie. Zaplanował więc, że przywiąże zwierzaka do torów, a rozpędzony pociąg dokończy działa. I tak się (prawie) stało – pociąg potrącił czworonoga. Jednak – szczęśliwie – konającego psa znalazł jeden z operatorów kolei.
Choć zwierzak się nie poruszał, to operator zauważył, że jednak oddycha. Wszędzie było pełno krwi, ponieważ pies w wyniku starcia z pociągiem stracił tylną kończynę. Pies został przewieziony do weterynarza, który go uratował, choć wymagało to wielu operacji.
Haatchi – jak został nazwany – nadal jednak nie był nikomu potrzebny. Różne organizacje starały się mu znaleźć dom. Ale kto by chciał psa bez jednej łapy i z tyloma ranami? Trzeba było mu przecież dodatkowo zapewnić rehabilitację po wypadku.
Czytaj także:
„Był sobie pies”, czyli witajcie w pomerdanym świecie
Owen i Haatchi – nierozłączni przyjaciele
Pewnego dnia rodzice Owena natrafiła na jednym z portali społecznościowych na zdjęcie i historię Haatchiego. I, jak twierdzą, gdy zobaczyli jego oczy, wiedzieli, że muszą przygarnąć tego psa.
Gdy Haatchi podszedł do mojego łóżka i położył głowę na moich kolanach, poczułem, jakbym zrozumiał, co przytrafiło się Haatchiemu, a on zrozumiał moją historię – tak Owen wspomina pierwsze spotkanie z nowym przyjacielem.
To, co stało się później, przerosło najśmielsze oczekiwania rodziny. Owen i Haatchi stali się nierozłączni. Chłopiec przestał się też bać wychodzenia z domu. Od tego momentu wyjścia na spacer z psem stały się jego ulubioną czynnością. Co więcej, otworzył się także na spotkania z innymi ludźmi.
Już nie jestem nieśmiały, wszystko dzięki Haatchiemu – opowiada.
Historia Owena i Haatchiego doczekała się wielu artykułów, a później nawet i książki. Mogłoby się wydawać, że to próba zarobienia na tej historii lub zwykłe szukanie rozgłosu. Ale jak przekonuje rodzina, to przede wszystkim spełnienie marzenia ich syna i próba dotarcia do innych osób z tą rzadką chorobą (na świecie na zespół Schwartza-Jampela choruje mniej niż 100 osób).
Ten cel został osiągnięty. Dzięki nagłośnieniu losów Owena i Haatchiego spełniło się marzenie innego małego chłopca – Giovanniego, który chciał poznać „kogoś takiego jak on”. Ale to już inna historia, którą zapowiada poniższy film:
Najpierw niepotrzebny nikomu, trzynogi pies Haatchi odmienił życie małego Owena. Teraz on stara się mieć pozytywny wpływ na inne dzieci z zespołem Schwartza-Jampela.
Czytaj także:
Cudownie uratowana dziewczynka i pies, któremu podziękował sam papież