separateurCreated with Sketch.

Kumple św. Filipa. Faceci wzrastają u boku innych facetów

Od lewej św. Jan Leonardi, św. Kamil de Lellis i św. Ignacy Loyola

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Jarosław Kumor - 30.05.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Jan Leonardi, Kamil de Lellis, Ignacy Loyola – takimi ludźmi otaczał się św. Filip Neri. Faceci wzrastają u boku innych facetów. Tak to działa i jeśli mamy wzorować się na świętych, to warto spojrzeć na swoje otoczenie.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wspomnienie św. Filipa Neri, które całkiem niedawno obchodziliśmy zwróciło moją uwagę na pewien ciekawy element biografii wielu świętych. Rzec by można: element koleżeński.

Czytając choćby krótkie biogramy świętych wielokrotnie natrafimy na informacje o ich przyjaźniach z innymi świętymi. Bardzo ciekawą gamę stanowią „kumple” św. Filipa Neri. Było ich wielu, ale na pierwszy plan w moich oczach wysuwa się trzech. Warto przyjrzeć się cechom tych mężczyzn i szukać takich cech w swoim otoczeniu, bo to też ma wpływ na naszą świętość.

Św. Jan Leonardi – mężczyzna na poziomie

Papież Benedykt XVI mówi o nim, że jest przykładem „wysokiej miary życia chrześcijańskiego”. Św. Jan Leonardi (1541-1609) często powtarzał, że wszystko w naszym życiu powinno zaczynać się od Chrystusa. Współcześnie wydaje się to wysiłkiem ponad miarę. Widzę to po sobie, gdy mam trudność, by pamiętać choćby o akcie strzelistym, gdy zaczynam nowy etap dnia czy chociażby pisanie nowego tekstu.

Gdyby Jan Leonardi nie został kapłanem byłby aptekarzem. Tę farmaceutyczną odpowiedzialność było widać w jego postrzeganiu sposobów na odnowę Kościoła, o których pisał do papieża Pawła V: „Kto zamierza dokonać poważnej reformy religijnej i moralnej, powinien przede wszystkim, jak dobry lekarz, sformułować skrupulatnie diagnozę różnych chorób gnębiących Kościół, by móc na każdą z nich przepisać najodpowiedniejsze lekarstwo”. Mimo, że dostrzegał grzeszność Kościoła, nie miał wątpliwości, że właśnie w tym słabym Kościele możemy spotkać Żywego Boga.



Czytaj także:
Jak św. Filip Neri wyprzedził o 500 lat papieża Franciszka

Jan Leonardi powtarzał, że nie ma własnych celów. Założenie zakonu Kleryków Regularnych Matki Bożej czy jakiekolwiek inne misyjne działania były wyłącznie służbą Bogu. Czy moja służba też jest poświęcona wyłącznie Bogu? Nie. Jak to facet, przez swoją służbę chciałbym być przede wszystkim dobrze widziany i pozytywnie oceniany. Bóg wprawdzie sobie z tym poradzi i wyprowadzi z tej służby dobro, ale z pewnością wolałby bym nie utrudniał Mu zadania swoim egoizmem.

Św. Kamil de Lellis – szlachcic, żebrak, przyjaciel chorych

W przeciwieństwie do św. Jana Leonardiego, on w aptece nie usiedziałby ani chwili. Palił się do wojny, ale po kilkukrotnym zaciągnięciu się do wojska wszystkie zarobione tam pieniądze przepuścił na gry hazardowe. Przegrał też w karty swoje szlachectwo, broń i rzeczy osobiste.

Jest idealnym przykładem, jakie dobro Bóg może wyprowadzić z ludzkiej słabości.

Kamil (1550-1614) swoim uzależnieniem od hazardowej adrenalinki koncertowo wyczyścił Panu Bogu przedpole. Dzięki temu Bóg mógł wykorzystać jego rany. Najpierw z żebrzącego pod klasztorem biedaka zrobił pomocnika budowy klasztoru, a w końcu i zakonnika. Jego porywczość i młodzieńczy niepokój ubrał we franciszkański habit, który z kolei sprawił, że odezwała się inna jego rana – cielesna.


ŚWIĘTA GEMMA GALGANI
Czytaj także:
Piękna Gemma Galgani. Poznajcie świętą, która „kłóciła się” z Jezusem

Niezaleczona pamiątka z wojennych eskapad przez szorstkość zakonnego ubrania otworzyła się na nowo, a Kamil zamiast na swoje śluby, trafił do szpitala. Tutaj Bóg dokończył dzieła. Szpital stał się jego domem, a chorzy rodziną. Był to początek zakonu kamilianów, których charyzmatem jest posługa chorym i który trwa do dziś. Trzeba przyznać, że Bóg zafundował Kamilowi prawdziwy duchowy rollercoaster.

Św. Ignacy Loyola – lider pełną gębą

Wisienka na torcie. Człowiek, który był stworzony do przywództwa wśród innych facetów. Gdy skarżyli się, że mają za dużo na głowie, dokładał im jeszcze więcej. Ignacy (1491-1556) wiedział doskonale, że nam, mężczyznom, potrzebny jest często kop w pewną tylną część ciała, byśmy wzięli się do roboty.

Był przekonany, że nieważne jest, ile mamy na głowie, ale gdzie w tym wszystkim jest nasze serce. Wiedział, że nie można być posłusznym jedynie rozumem, ale przede wszystkim sercem oraz że czasu, który mamy nie uda nam się przymnożyć, ale już wpłynąć na jego jakość zdecydowanie jesteśmy w stanie.

Stworzył potężny zakon, z którego wywodzi się obecny papież. Rekolekcje ignacjańskie czy „Ćwiczenia duchowe” to jego żywe pomniki.

***

Kim można zostać obracając się w takim towarzystwie? Św. Filip Neri (1515-1595) z jednej strony był mężczyzną ze specyficznym poczuciem humoru, a z drugiej mistykiem i najsłynniejszym chyba duszpasterzem w historii Rzymu. Metodami głoszenia wyprzedzał swoją epokę do tego stopnia, że papież zabronił mu na pewien czas działalności duszpasterskiej. Nie sposób wymienić tu wszystkie jego aktywności i dzieła.



Czytaj także:
Trzech świętych gniewnych i wściekłych

Oto paczka świętych facetów, którymi otaczał się jeden z najbarwniejszych kanonizowanych przez Kościół mężczyzn. Faceci wzrastają u boku innych facetów. Tak to działa i jeśli mamy wzorować się na świętych, to warto w tym kontekście spojrzeć na swoje otoczenie: czy swoim działaniem, słowem i postawą jestem w stanie dać wzrost moim kumplom, przyjaciołom, współpracownikom i czy oni potrafią to przyjąć i odwzajemnić?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.