Jego historia wciąż prowokuje wiele pytań. Na ile potrafię dostrzec człowieka w człowieku ubogim, bezdomnym, odrzuconym? Czy otwarcie nim gardzę, czy może lituję się nad nim z wyższością?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Życie Nikifora, a właściwie Epifaniusza Drowniaka, od początku było naznaczone cierpieniem. Urodził się w 1895 roku w Krynicy Zdroju jako syn łemkowskiej żebraczki, która trudniła się noszeniem wody do lokalnych schronisk i pensjonatów. Tożsamość jego ojca jest nieznana. Legenda głosi, że był polskim malarzem.
Żebrak-artysta
I to właśnie malarstwo uczyniło Nikifora nieśmiertelnym. Już gdy był dzieckiem, fascynowały go ikony w cerkwi, do której zabierała go matka. Dlatego tematyka religijna była później jednym z głównych motywów twórczości artysty. A samo malarstwo – całym jego życiem.
Dzięki niezwykłemu talentowi, pogardzany żebrak-niemowa stał się cenionym przedstawicielem nurtu w malarstwie, zwanego prymitywizmem. Jego obrazy, tworzone choćby na opakowaniach po czekoladkach znalezionych na śmietniku, do dziś zachwycają. Przede wszystkim dziecięcą prostotą i niepowtarzalną kolorystyką.
Czytaj także:
Malarz, tancerz, podrywacz i… złodziej roweru. Witold Pilecki jakiego nie znacie!
Nikifor został doceniony dopiero pod koniec życia. Życia, które nie szczędziło mu bólu, odrzucenia i upokorzeń. Z językiem przyrośniętym do podniebienia nie potrafił komunikować się z otoczeniem. Wypędzany z eleganckich, krynickich deptaków, aby nie straszyć kuracjuszy, tworzył na uboczu. Szczególnie upodobał sobie murek w pobliżu kościoła, gdzie codziennie oddawał się swojej pasji.
Obrazy sprzedawał za marne grosze – było to jego jedyne źródło utrzymania. Całym dobytkiem życia bezdomnego artysty była drewniana skrzynia, w której przechowywał swoje jedyne skarby, czyli obrazy. Skrzynia ta służyła mu także za… łóżko.
Azyl w świątyni
Losy „Matejki z Krynicy” do dziś pozostają jaskrawym przykładem społecznej znieczulicy i ślepoty. Codziennie mijały i wyśmiewały go tłumy ludzi, ale nikt nie potrafił dostrzec w nim człowieka.
A był artystą o wrażliwym sercu, mającym szczerą relację z Bogiem. Widać to w wielu jego obrazach, przedstawiających anielskie orszaki i świętych, z którymi rozmawiał, spędzając długie godziny w ławach cerkwi. To właśnie świątynia była jego azylem, gdzie uciekał przed upokorzeniami ze strony świata.
Jego historia wciąż prowokuje wiele pytań. Na ile potrafię dostrzec człowieka w człowieku ubogim, bezdomnym, odrzuconym? Czy otwarcie nim gardzę, czy może lituję się nad nim z wyższością? A Ty – ilu Nikiforów mijasz codziennie na swojej drodze?
Czytaj także:
Nie mogłam przystąpić do Komunii. Żebrak zrobił to za mnie