Mówi się czasem, że podróże kształcą. W tym wypadku dosłownie – bo studenckie stypendium to przecież zdobywanie wyższego wykształcenia. Ale nie tylko!
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kończył się ciepły wrzesień, niebieski plecak pękał w szwach, a ja z trudem dociskałam kolanem kolejną warstwę ciuchów na cztery pory roku. Mama dopytywała, czy spakowałam zestaw małego krawca (a nuż się przyda!), apteczkę (must have), a tata ukradkiem sprawdzał, czy mam latarkę (podstawa!), scyzoryk (chleb pokroisz, szafkę skręcisz) i gaz pieprzowy (różne stworzenia chodzą po tej planecie!).
Pojechałam. Sama w nieznane. A roczna przygoda zamieniła się w najcenniejszą lekcję życia. Bo oprócz pilnego studiowania każdy weekend, każde wolne kilka dni wykorzystywałam na wycieczki.
Choć od tego czasu minęło już kilka lat, wciąż pamiętam o rzeczach, których nauczyłam się jako studentka, z dala od domu.
Czytaj także:
Komu w drogę, temu smartfon. Aplikacje podróżnicze
1Ludzie są dobrzy
Jadłam to, czym się ze mną podzielili. Przemierzałam setki kilometrów w ich samochodach. Spałam w takiej pościeli, jaką mogli mi zaoferować (przyznaję, czasami starałam się nie myśleć, kto wcześniej w niej leżał). I wiecie co? Żadna z tych osób nie zrobiła mi krzywdy. Przeciwnie: doświadczyłam niesamowitej życzliwości! Giovanni pokazał mi Florencję w nocy, Sienę w dzień i smak makaronu z truflami. Vincent nadrobił 150 km, spóźniając się tym samym do pracy. Tylko po to, by nie wysadzić mnie z samochodu w dzielnicy prostytutek.
Roberto wymienił mi dętkę (w białych rękawiczkach!). Szef ekskluzywnej kuchni umył owoce kupione w supermarkecie. Pani z recepcji sześciogwiazdkowego hotelu dała mi piękną mapę, gdy zagubiona stanęłam przed nią (na czerwonym dywanie) w zabłoconych trampkach. I wszystko za darmo.
2Warto jeść śniadanie
Włochy o poranku pachną ciepłymi rogalikami z morelami, świeżą prasą i espresso popijanym w gronie przyjaciół. Mało kto je samotne śniadania w domowym zaciszu. Ludzie są ze sobą w kawiarniach i potrafią cieszyć się swoją obecnością. Zagadują nieznajomych. Są dla siebie mili (na poczcie, w sklepie, na ulicy też!). Oczywiście – na takie celebrowanie poranków nie zawsze jest czas. Ale warto próbować!.
Czytaj także:
Możesz zmienić swoje życie. 10 powodów, dla których warto przestać się bać
3Bez pieniędzy można przeżyć
W końcu się doigrałam. Była lipcowa noc. Cinque Terre, portfel pusty, karta zablokowana (kto był młody, wie, jak jest;). Tego dnia i tak planowałam spanie pod chmurką nad brzegiem morza, ale… byłam przekonana, że mam jeszcze 50 €. Musiałam dostać się do miejscowości oddalonej o kilka kilometrów, a było już po godz. 22.00. Dzięki bezinteresownej pomocy nieznanych ludzi (dodajmy: zwłaszcza tych, których bym o to nie podejrzewała) – udało się.
4Do życia nie potrzeba wiele
Co się wydarzy, jeśli przez kilka nocy będziesz spała na podłodze, przez pięć dni pochodzisz w jednej koszulce, nie wysuszysz włosów, umyjesz się w zimnym morzu i przez tydzień w twoim jadłospisie znajdą się tylko bagietki i pomidory? Nic. Naprawdę nie umrzesz. Odkryjesz za to prawdę o sobie i zobaczysz nagle, jak wiele niepotrzebnych przedmiotów cię otacza.
Czytaj także:
Bez przesady! Umiar prostą drogą do szczęścia
5Wszystko co mam, to łaska
Kiedyś nie lubiłam wychodzić poza swój uporządkowany świat, w którym sama ustalałam sobie harmonogram i robiłam to, na co miałam ochotę. Bałam się zmian i spontaniczności. Któregoś dnia po prostu skoczyłam na bardzo głęboką wodę. Zaczęłam działać bez planu, zdana na innych ludzi i pogodę. Doświadczyłam… niesamowitego prowadzenia Pana Boga.
Stawiał na mojej drodze anioły i rozwiązywał każdy problem. Jego miłość przychodziła do mnie w życzliwości ludzi, w poczuciu pokoju, ufności i bezpieczeństwa. Przychodził we wschodzie słońca w Dolomitach, neapolitańskiej nocy na dachu kamienicy, w zapachu miasta kwiatów i ogrodu oliwnego w Umbrii… Nie mogłam uwolnić się od myśli: każdy dzień jest łaską.
6Szkoda czasu na narzekanie
Nikt nie mówi, że codziennie musimy turlać się ze śmiechu po soczystej trawie. Nie zawsze są powody. Ja szukam radości głębokiej, prawdziwej, wypełniającej całą mnie. Takiej, która wykracza poza krótkotrwałą wesołość. Która rodzi się z zauważania prostych rzeczy, a potem we mnie zostaje. Szukam jej w zapachu kawy, w twarzach mijanych ludzi, spontanicznym pływaniu w ubraniu, w leśnym poszukiwaniu poziomek i cichej modlitwie w kościele.
7Bez przyjaciół nie ma sensu
Szczęście jest naprawdę wtedy, kiedy możemy się nim dzielić. Co z tego, że widziałam piękne krajobrazy, robiłam zdjęcie i publikowałam je na Facebooku, zbierając lajki? Wirtualne zachwyty nie miały żadnego znaczenia, jeśli nie mogłam krzyknąć do osoby obok: patrz, patrz, widzisz?! Ważne było to, z kim mogłam w danej chwili skakać z radości, próbować florenckich kanapek i rzymskich lodów o północy, z kim mogłam płakać ze zmęczenia, zasypiać na balkonie, kłócić się (!) do czerwoności albo milczeć.
Ważni byli ludzie, którym mogłam przykleić plaster na otarte pięty i ci, którym zaparzałam herbatę z lipy na przeziębienie. Ważne były osoby, które siedziały przy mnie, kiedy w środku miasta dopadło mnie najgorsze w życiu zatrucie. I te, które tęskniąc, przysyłały mi listy z Polski.
Czytaj także:
Wakacje 2017: Najlepszy plan na letni odpoczynek? Czas dla siebie i rodziny
8Warto pielęgnować wspomnienia
Patrzę często na mapę, lubię czytać o zwyczajach ludzi w różnych zakątkach i planować, że ich odwiedzę. Gdy długo siedzę w domu, dopada mnie smutek. Powtarzam bez przerwy: Muszę gdzieś pojechać! Wtedy z pomocą przychodzą… wspomnienia. Sterty wywołanych zdjęć, pocztówki z każdego odwiedzonego miasta i mój niezawodny notatnik – chyba już czwarty z kolei. Zapisuję w nim wszystko: przeżycia, inspiracje, przepisy, adresy. Opisuję miejsca, łapię chwile, a czasem proszę też o wpisy spotkanych ludzi.