separateurCreated with Sketch.

Solidarność. Dlaczego wg Tischnera była małym cudem nad Wisłą?

SOLIDARNOŚĆ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Łukasz Kobeszko - 28.06.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Solidarność – i ta przez duże „S”, wypisywana na sztandarach, i przez małe „s”, rodząca się w sercach stoczniowców, hutników, pielęgniarek, ludzi kultury, duchownych i naukowców – była nowym cudem, niespodziewanym objawieniem ludzkiej godności.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

31 sierpnia to w Polsce Dzień Solidarności i Wolności. Przy tej okazji warto sięgnąć do swoistego testamentu, jaki pozostawił nam ks. Józef Tischner. Ten Filozof z Łopusznej i Krakowa przekonywał, że Bóg powołał nas do tego, byśmy żyli we wspólnocie. Nie obok ludzi, ale z ludźmi. Nie przeciwko innym, ale dla innych. Nie po to, aby drugiego wyśmiewać i obrażać, ale podać mu pomocną dłoń, pomagając dźwigać ciężary codzienności. Łatwo jest zrzucać odpowiedzialność za swoją niechęć do innych ludzi na okoliczności zewnętrzne, ale tak naprawdę człowiek zawsze, jeżeli tylko tego chce, będzie w stanie porozumieć się ze swoim bliźnim.

 

Co ks. Tischner powiedziałby dzisiaj?

Gdy ks. Józef Tischner odchodził w 2000 roku, złożony nieuleczalną chorobą, Polska i świat wydawały się zupełnie inne. Wiele zjawisk będących dzisiaj oczywistymi, leżało wówczas poza horyzontem masowej wyobraźni. Trudno w zasadzie uciec od refleksji, w jaki sposób ks. Tischner, tak bacznie obserwujący otaczającą go rzeczywistość, komentowałby dzisiejsze wydarzenia? Co mówiłby o konkretnych problemach: skonfliktowanym życiu społeczno-politycznym, braku umiejętności dialogu pomiędzy ludźmi wyznającymi różne światopoglądy? Jak oceniałby niezwykły rozwój technologii i komunikacji, który z jednej strony bardzo zbliżył wszystkich do siebie, ale z drugiej zaowocował narodzinami takich zjawisk, jak „hejt” i wirtualna agresja? Co doradzałby nam w sprawie uchodźców i obaw związanych z globalnym terroryzmem?

Podobne pytania można mnożyć. Próba jednoznacznej odpowiedzi na większość z nich obarczona będzie ryzykiem subiektywizmu lub klasycznego myślenia życzeniowego. Stwórca powołuje ludzi do siebie w takim, a nie innym momencie dziejów i ma to swój, nie całkiem jeszcze dla nas jasny, sens. Niemniej, wielu z myślicieli pozostawiło nam po sobie ślady i tropy, które nawet pomimo upływu czasu wydają się warte przemyślenia. Tak jest też z ks. Tischnerem i jego etyką solidarności. Może znów, żyjąc w niespokojnych czasach, powinniśmy do niej wrócić?



Czytaj także:
Patriotyzm, nacjonalizm, chrześcijaństwo. Ważny i potrzebny dokument biskupów

 

Solidarność – nowy cud nad Wisłą

Książka „Etyka solidarności” ukazała się po raz pierwszy w Krakowie w 1981 roku. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, łączy ona w sobie pozorną sprzeczność. Wydaje się zapisem gorącej chwili, niepowtarzalnego i ulotnego klimatu Polski po sierpniu 1980 roku i narodzinach ruchu „Solidarność”. W tej dynamicznej rzeczywistości ks. Tischner, jak niemal każdy, próbował się osobiście odnaleźć. Wygłaszał kazania podczas mszy w czasie zjazdów pierwszego, niezależnego i masowego ruchu ludzi pracy w Polsce po II wojnie światowej. Rozmawiał z robotnikami, jak również z intelektualistami, komentując bieg wydarzeń. Jednocześnie, w całym ferworze i rewolucyjnym napięciu próbował dokonać ogólnej, filozoficznej syntezy i wskazać kierunek działania.

Ocena wydarzeń sierpniowych przez Tischnera była z gruntu bliska temu, co można nazwać chrześcijańskim optymizmem. Dekady istnienia systemu totalitarnego cechowały się apatią i poczuciem beznadziei. W społeczeństwie wyrósł wielki i gruby mur pomiędzy „jednymi” i „drugimi”. Rosła niechęć i obcość pomiędzy rządzonymi i rządzącymi. Powstał jednak – inspirowany w dużej mierze Ewangelią i poczuciem odpowiedzialności za innych – ruch, który nie tylko zaczął domagać się respektowania podstawowych praw człowieka i zasad sprawiedliwości, ale robił to w sposób pokojowy, pozbawiony żądzy odwetu, zemsty i rewanżu. Wzywający nie do wdeptania w ziemię ciemiężców, ale do spotkania z nimi, do dialogu w prawdzie i twarzą w twarz.

Solidarność – i ta przez duże „S”, wypisywana na sztandarach, i przez małe „s”, rodząca się w sercach stoczniowców, hutników, pielęgniarek, ludzi kultury, duchownych i naukowców – była dla autora „Etyki solidarności” nowym cudem, niespodziewanym objawieniem ludzkiej godności. Takie wydarzenia mogą nastąpić nawet w najgorszych czasach, bo człowiek zawsze jest zdolny do troski o drugiego, potrafi nosić jego brzemiona.


15 idei, które Europa i świat zawdzięczają chrześcijaństwu
Czytaj także:
15 idei, które Europa i świat zawdzięczają chrześcijaństwu

 

Tischner: nie bójmy się świata i ludzi

Pisząc o potrzebie przemiany zastraszonego do tej pory społeczeństwa w kierunku wspólnoty „nowych Samarytan”, Tischner bynajmniej nie poddał się nastrojom utopijnego marzycielstwa. Przeczuwał, że ludziom uwięzionym w płytkim egoizmie małej stabilizacji PRL i filozofii niewychylania się potrzebne będzie jak łyk świeżej wody poczucie, że warto być razem, a w dotychczasowym rywalu warto zobaczyć człowieka i partnera do porozumienia.

Filozof mógł przecież pójść inną drogą; przyjąć postawę zdystansowanego i chłodnego analityka ludzkiej natury, historii i polityki; przestrzegać przed naiwnością i pięknoduchostwem – bo przecież władza i tak nas ogra, a wrogom z partii komunistycznej nigdy nie można wierzyć; stać się trybunem, kanalizującym słuszny przecież gniew ludu i wzywać do zemsty za popełnione przez dekady PRL zło. W końcu, mógł tylko realistycznie przypominać, że w takich jak na początku lat osiemdziesiątych XX wieku realiach międzynarodowych i geopolitycznych żadne przemiany nie mają szans powodzenia.

Tischner, czasami wbrew całemu światu, uczył w „Etyce solidarności”, że nie powinniśmy bać się „złego świata” i drugiego człowieka, szczególnie tego inaczej myślącego. Wskazywał, że nie jesteśmy wrogami, ale wszyscy potrzebujemy się nawzajem.

 

Uwierzyć w solidarność

Minęły lata, zmieniły się mapy polityczne i ustroje, inne są wyzwania, a ci, którzy razem słuchali refleksji kapłana i filozofa, znaleźli się po różnych stronach współczesnych murów. W aktywnym życiu społecznym uczestniczy już pokolenie, dla którego krakowski i podhalański myśliciel pozostaje postacią znaną tylko z kart historii. Czy jednak najważniejsze wątki jego refleksji etycznej nie pozostają wciąż aktualne?

Żyjemy w czasach, gdy w życiu publicznym dominują lęk i niechęć. Łatwiej jest ostrzegać przed zbliżającym się upadkiem cywilizacji i namawiać do ochrony naszej tożsamości zagrożonej przez „innego”, niż dostrzec, że ta tożsamość w istocie opiera się na próbie wyjścia w stronę bliźniego i znalezieniu tego, co możemy zrobić wspólnie, a nie przeciw sobie. Być może, tak jak przed dekadami, warto dzisiaj znów wbrew światu uwierzyć w solidarność, tak jak wierzył w nią ks. Józef Tischner.



Czytaj także:
Czy da się budować dialog w podzielonym społeczeństwie?