separateurCreated with Sketch.

Czy katolicy potrzebują ewangelizacji? Rozmowa z Marcinem Zielińskim

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Anna Malec - 09.07.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czasami jest też tak, że trzeba się postawić człowiekowi – rodzinie, przyjaciołom. Kiedy widzisz, że ktoś oczekuje od Ciebie czegoś innego niż Pan Bóg, wymaga to powiedzenia „nie”, bo czuję, że Pan Bóg wzywa mnie do innego sposobu działania. To trudne, ale to też jest ten radykalizm, który wiąże się z posłuszeństwem.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Anna Malec: Słyszałam, że masz zapełniony kalendarz spotkań na dwa lata wprzód – spotykasz się z ludźmi w kościołach, podczas spotkań ewangelizacyjnych, prowadzisz wspólnotę, wszędzie tam głosisz Słowo i modlisz się o uzdrowienie. Czy katolicy potrzebują ewangelizacji?

Marcin Zieliński*: Cały ruch nowej ewangelizacji w Kościele katolickim, który wyszedł z Watykanu, pokazał, że potrzebują tego właśnie katolicy, którzy często żyją bardziej tylko tradycją niż doświadczeniem.

To jest to, czego dzisiaj potrzebujemy też w Polsce, nawet wśród osób, które są w Kościele. Potrzebujemy doświadczenia spotkania z Bogiem, który ożywi tę tradycję, w której jesteśmy, który sprawi, że zaczniemy doświadczać obecności Pana Boga w Kościele, nie w teorii, ale w praktyce.

Na spotkania Twojej wspólnoty co tydzień przyjeżdżają setki osób z całego kraju. Dlaczego trzeba jechać aż do Skierniewic, żeby doświadczyć żywej wiary? Dlaczego to nie jest codzienność wszystkich wspólnot?

Może zadowoliliśmy się letniością. Życie leci, a tak naprawdę nie do końca robimy to, do czego Pan Bóg nas wzywa, może nie zastanawiamy się nad tym za bardzo, mamy swój utarty program, może nie pytamy o to, co nowego Pan Bóg chce zrobić? Bardzo łatwo popadamy w tę letniość, idziemy na kompromisy. To jest największym trudem naszych wspólnot.

W kościele często słyszy się o byciu radykalnym. Co to ma oznaczać dla „zwykłego” człowieka, który ma etat, rodzinę?

Bycie radykalnym nie musi oznaczać tego, że masz zostawić pracę. Chodzi o to, że tam gdzie jesteś, jesteś świadectwem.

Bycie radykalnym to czasem przełamanie swojego wstydu i swoich ograniczeń, rozpoczęcie rozmowy o Bogu ze znajomymi w pracy, zaproponowanie modlitwy, kiedy mają problem. To oznacza bycie normalnym chrześcijaninem, katolikiem, nie tylko na spotkaniach modlitewnych, ale także w swoim środowisku. To jest to ryzyko i radykalizm, którego Pan Bóg od nas oczekuje.

Jak na co dzień dbasz o to, żeby mieć bliską relację z Bogiem? Co radzisz innym, kiedy pytają Cię o to, jak być dobrym katolikiem?

Kluczem jest bycie we wspólnocie, z ludźmi, którzy Cię podniosą, kiedy masz trudniejszy czas, kiedy masz swoje strapienie w życiu, kiedy ciężej Ci się modlić i nie czujesz Bożej obecności.

Trzeba też oczywiście dbać o modlitwę osobistą. Choć z doświadczenia wiem, że jeśli dba się o modlitwę we wspólnocie, to dużo łatwiej też modlić się samemu w domu. Bez wspólnoty jest ciężko.

Na spotkaniach, które prowadzisz, ludzie często doświadczają bardzo konkretnej interwencji Pana Boga, widzisz cuda, czasem spektakularne – niewidomi odzyskują wzrok, głusi słuch, chorzy są uzdrawiani z nowotworów. Coś Cię jeszcze zaskakuje?

Za każdym razem, bo kiedy Pan Bóg coś robi, to choćby robił to samo, zawsze robi to w inny sposób. I zawsze jest to dla mnie poruszające.

A my mamy być po prostu „na bieżąco” z Panem Bogiem – mówić to, co On chce mówić na dany temat i być Mu posłusznym. Bo kiedy jesteśmy Mu posłuszni, to zawsze to, co On robi jest czymś świeżym, nowym. Za każdym razem, kiedy widzę, jak Pan Bóg działa, czy w sposób mały czy wielki, to jest to dla mnie wielka radość.

Mówisz o posłuszeństwie, a dzisiaj często słyszymy o byciu niezależnym, samostanowiącym, o ufaniu bardziej faktom niż wierze – to jest bardziej trendy niż posłuszeństwo.

Posłuszeństwo polega na tym, że traktujemy Słowo Boże nie tylko jako treść, którą czytamy, ale którą wprowadzamy w życie – dla mnie to jest posłuszeństwo Bogu.

Ono objawia się też przez to, że jesteśmy posłuszni tym, którzy są nad nami w wierze. Często może się z nimi nie zgadzamy, ale Pan Bóg daje nam takie próby, bo możemy wtedy zobaczyć, czy mamy pokorne serce czy idziemy za swoimi pomysłami.

Czasami jest też tak, że trzeba się postawić człowiekowi – rodzinie, przyjaciołom. Kiedy widzisz, że ktoś oczekuje od Ciebie czegoś innego niż Pan Bóg, wymaga to powiedzenia „nie”, bo czuję, że Pan Bóg wzywa mnie do innego sposobu działania. To trudne, ale to też jest ten radykalizm, który wiąże się z posłuszeństwem.

Wiele osób kwestionuje uzdrowienia, mówiąc, że nie mają one nic wspólnego z rozumem. Nie zastanawiasz się czasem, jak to wszystko jest możliwe?

Spójrzmy na Dzieje Apostolskie – tam też co chwilę jest napisane, że anioł powiedział coś komuś albo Duch Święty przemówił. Widzimy, że to jest rzeczywistość, do której jako wierzący jesteśmy powołani, wezwani i mamy w niej żyć.

Nie twierdzę, że mamy robić coś wbrew rozumowi, ale czasem trzeba się przełamać. Czujesz, że sam byś czegoś nie zrobił, wiesz jaki masz charakter, osobowość, a masz przekonanie w sercu, np. na modlitwie, że masz coś zrobić, to coś, co jest poruszeniem od Ducha Świętego. No i wtedy trzeba się zaprzeć samego siebie. Takie jest oczekiwanie Pana Boga względem nas. Im częściej to robimy, tym łatwiej nam to przychodzi.

*Marcin Zieliński - lider wspólnoty „Głos Pana” ze Skierniewic. Ewangelizator głoszący w kraju i za granicą. Członek krajowej służby „Charis”. Prywatnie absolwent AWF-u w Warszawie oraz student teologii.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.